Playlista

piątek, 6 lutego 2015

Rozdział 9 ,,Moje ulubione zwierzaki"

*Percy*
Annabeth skuliła się i zaczęła płakać. Nie wiedziałem co zrobić. Zauważyłem, że głos w mojej głowie nie odzywał się od kiedy zasnąłem. Od razu kiedy o tym pomyślałem jak na zawołanie w mojej głowie odezwał się ten chłodny, pusty głos.
,,Ekhem, ekhem. Alem się zanudził. W gardle mi zaschło. Mam nadzieję, że ty nie pójdziesz w ślady twojej przyjaciółki."
,,Zamkniesz się?"
,,nie"
,,No fakt. Wszech Boskość..."
Przysiadłem przy Annabeth ignorując oschłą paplaninę w mojej głowie.
Twarz miała schowaną w rękach. Jej pomarańczowa, obozowa koszulka była teraz pomięta, a dżinsy były pobrudzone, mimo tego wyglądała świetnie. Włosy zasłaniały jej twarz.
-Ann- powiedziałem do niej. Ona tylko wybuchnęła jeszcze większym płaczem.
-Nie wiesz jak to jest- stęknęła wreszcie. Miałem ochotę powiedzieć jej: och, uwierz mi, że wiem, ale wątpię, by to w jakiś sposób poprawiło sytuację.
-Annabeth. Opowiedz mi o tym głosie.
Wyprostowała się i spojrzała na mnie. Oczy miała zaczerwienione, a wyraz twarzy serio mówił o niej jak o desperackiej. Patrzyła na mnie czekając na jakieś dobre nowiny. Na jakiekolwiek podnoszące na duchu słowo.
-Przecież wiesz, że nie mogę!- krzyknęła i z powrotem twarz w ręce zasłaniając się włosami.
Nagle poczułem dziwną chęć przytulenia do siebie dziewczyny. Poczułem, że ona mnie teraz potrzebuje.
Nie myślałem, po prostu działałem. Nie wiem czy to dzięki mojemu ADHD, czy nagłej potrzebie zaopiekowanie się córką Ateny. Złapałem ją za podbródek i podniosłem jej twarz tak, żeby patrzyła na mnie.
-Annabeth. Możesz tutaj sobie siedzieć i płakać, a przy okazji czekać na koniec świata, a możesz wstać cieszyć się życiem i zapomnieć o tym głosie. Nie myśl o nim wtedy się zamknie...tak sądzę- szybko dodałem, bo zabrzmiało to tak jakbym wszytsko wiedział.
Przytuliłem jej głowę do mojego ramienia. Na szczęście na prawe, bo drugie było całkowicie sparaliżowane.
Przez chwilę myślałem, że mnie od siebie odepchnie i walnie mnie z liścia, ale ona objęła mnie rękami wtulając się we mnie. Potem podniosła się i powiedziała:
-Dziękuję. Jesteś świetnym przyjacielem.
*Annabeth*
Szczerze powiedziawszy: po pierwsze nigdy nie sądziłam, że mogę wpaść w takie załamanie nerwowe, po drugie: nigdy nie sądziłam, że Percy umie z taką łatwością wyciągnąć z załamania nerwowego.
O dziwo też czułam się wspaniale w uścisku Percy'ego. A co jeszcze dziwniejsze wcale nie czułam się niezręcznie. Zawsze czułam się niezręcznie chociażby kiedy nasze spojrzenia się spotykały. Przecież on jest super herosem, a ja...w zasadzie nikim.
Przynajmniej na początku, bo kiedy przestałam płakać, a zdrowy umysł wrócił moje mięśnie się napięły, a ja poczułam się dziwnie. Podziękowałam Percy'emu i powiedziałam, że może już sobie iść.
On jednak powiedział, że zaraz zaczyna się jego warta i nie ma sensu, żeby sobie stąd szedł.
Siedzieliśmy w milczeniu. Wciąż czułam się niezręcznie.

*Percy*
Czas mógłby minąć nawet ok, gdyby nie  na prawdę BARDZO złowrogo nastawiona harpia. Harpie można porównać do bardzo nieprzyjemnego kurczaka i desperackiej, brzydkiej papugi. Harpia, która nas zaatakowała była nadzwyczaj duża i nadzwyczajnie bardzo pragnęła naszej śmierci. Chociaż z tego jak się zachowywała wynika, że nie chciała nas zabić, a raczej zirytować na śmierć. Zaczęła nas dziobać, potem drapać, potem...a może po prostu opowiem.

Rozmawialiśmy właśnie na...tak serio to nie rozmawialiśmy, a nagle (tak wiem mało heroiczny początek) ptasia kupa zleciała zaraz przede mną. Och, mało tego! Wiecie jak ohydna bywa kupa ptaka, ale czy wiecie jaka jest ohydna kupa boskiego-ptaka, w dodatku harpii. Wspominałem już jak bardzo nienawidzę tych stworzeń? No w każdym razie harpia załatwiła się zaraz przede mną. Nie spodziewałem się wtedy, że ptasia kupa może wróżyć coś tak niedobrego. Nie minęły 2 sekundy odkąd odchody harpii znalazły się przed moim butem, a autor tego podarku wbił pazury w moją głowę i zaczął dziobać mi włosy, chyba próbując je wyrwać. Próbowałem strzepnąć ją z mojej głowy (wtedy jeszcze nie wiedziałem nawet co to), ale na darmo, bo kurczak trzymał się na prawdę mocno. Annabeth jakoś nie paliła się do pomocy. Wybuchnęła śmiechem:
-Ej, co wściekły kurczak robi na twojej głowie?
Z jej perspektywy to na prawdę był zabawny widok, ale z mojej ani trochę. Tym bardziej, że wtedy nawet nie wiedziałem co śmie służyć mi jako kapelusz.
-Bardzo śmieszne! Zabierz to coś- warknąłem.Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że jest to nawet śmiertelnie groźny potwór, rozważałem raczej jakąś głupią mewę, albo coś w tym stylu.
W tym właśnie momencie Harpia zauważyła moją towarzyszkę i zleciała z mojej głowy i zaczęła podskakiwać na jej ramieniu wbijając jej wielokrotnie pazury. Właśnie w tym o to momencie (niech bogowie przeklną tę godzinę) przeanalizowałem wygląd i zachowanie potwora, z którego prosto wynikało, że była to...:
-Harpia- powiedziałem.- Na święte krowy Hery, jak ja tych stworzeń nienawidzę!
Co jednak nie zmieniało faktu, że pozwoliłem przez jakiś czas poskakać harpii na córce Ateny. Ma za swoje!
-Au, au!- piszczała Annabeth za każdym razem jak wściekła papuga-kurczak podskakuje na jej ramieniu.- Percy!- jęknęła.
Ulitowałem się nad nią i odetkałem Orkana. Ach, no tak! Musimy na chwilę zmienić temat, bo jeszcze nie było rozmowy na temat mojego miecza, nie? No więc, a więc! Orkan, inaczej Anaklysmos, zwany także przeklętym ostrzem, był bardzo dobrze zakamuflowany. Kiedy nie był mi potrzebny był po prostu długopisem. Kiedy natomiast potrzebowałem go użyć odtykałem zakrętkę, a rzekomy długopis zamieniał się w lśniący miecz, z niebiańskiego spiżu. Miecz mógł zranić tylko osoby z naszego mitycznego świata, zwyczajnym ludziom nic nie robił. Zwyczajni ludzie także nic nie widzieli dzięki mgle, która nagina ich umysły i widzą np. zamiast prawdziwego niebezpiecznego miecza, miecz świetlny z gazety ,,Star Wars". Miecz był jedynym podarunkiem od mojego taty. Nawet nie do końca, bo dał go Chejronowi jakieś 50 lat zanim trafiłem do obozu, powiedział mu: ,.Daj to odpowiedniej osobie. Będziesz wiedział.". I to tyle jeżeli chodzi o moje przeklęte ostrze.
Więc odetkałem Orkana. Mój miecz zalśnił, a zaraz potem ja pisnąłem z bólu, bo moje prawe ramie przeszył ból. W prawdzie byłem praworęczny, ale zostałem zmuszony do przełożenia miecza do lewej ręki, bo moja przyjaciółka piszczała już z bólu.
Jestem zdecydowanie nieleworęczny! Ale w obozie będąc tam prawie 10 lat zdąrzyłem poćwiczyć też trochę na lewą rękę, więc była jednoprocentowa szansa, że przyokazji nie zbiję Annabeth, albo samego siebie.
Zacząłem ciąć Harpię kiedy była w powietrzu, żeby przez przypadek nie uszkodzić śmiertelnie córkę Ateny. Niestety (jak i pozostałe) tysięczne cięcie nie przyniosło skutku nie licząc prawdopodobnego zwichnięcia lewego nadgarstka. Annabeth mnie mobilizowała:
-Ty debilu, wiesz jak to boli...au!...Zrób coś...au!...Percy!...au!...Zabiję cię...auu!
To była wersja cenzurowana tak nawiasem mówiąc. Okazało się, że dzieci Ateny mają szeroki zasub słownictwa nie tylko w inteligentnych słowach.
Wreszcie za moim dwumilionowym cięciem udało mi się (Możecie być ze mnie dumni) przyszpilić jedno skzydło Harpii do podłoża statku (pomińmy fakt, że byłem o milimetr od przyszpilenia jej do Annabeth). Harpia targała się omal nie wyrywając się. Miecz był za mało wciśnięty, a ja rzecz jasna lewą ręką nie byłem wstanie nic zrobić. Z bólem przełożyłem miecz do prawej ręki i z zaciśniętymi mocno zębami utrzymywałem Harpię w potrzasku. Łopotała skrzydłami jeżeli tak można nazwać to coś co miała zamiast rąk. Nawet z siłą prawej ręki nie byłem wstanie utrzymać jej długo. Z oceanu uniosłem trochę wody i zalałem Harpię, ale to tylko spowolniło jej ruchy.
-A-n-n-a-b-e-t-h- wycedziłem przez zaciśnięte szczęki, bo ból w ramieniu był coraz większy, a kurczak wyrywał się coraz bardziej. Zrobiłęm do niej minę ,,czyń honory". Na początku córka Ateny nie wiedziała co uczynić, ale po zaledwie paru sekundach wyciągnęła sztylet z pochwy, wraz z ,,ahaaaa". Złapała nie pewnie sztylet, po czym wzięła głęboki oddech i rzuciła się na potwora. Najpierw wbiła sztylet w pierś kurczaka. Harpia wydała z siebie na prawdę bardzo dziwny dżwięk. Połączenie chrumknięcia świni, piszczenia pisklęta, fałszywego śpiewu skowronka i wrzeszczącego człowieka z naprawdę sporą chrypą. Następnie odcięła jej jedno skrzydło, a wreszcie dobiła ją wciskając sztylet po rękojeść w pierś potwora. Harpia znowu wydała z siebie ten dźwięk po czym zaczęła powolutku rozsypywać w pył. Uśmiechnęłem się do Annabeth i wyjąłem miecz z podłogi. Córka Ateny także chciała sięgnąć po swoją broń, ale z przerażeniem w oczach zorientowała się, że jej nie ma. Wydała zduszony okrzyk upewniając się, że wraz z potworem zniknęła broń w niego wbita.


__________________________
Tak, wiem. Za drugim razem rozdział też mi zbyt świetnie nie wyszedł, ale nie pozwoliłabym sobie na pisanie tego samego rozdziału po raz trzeci. Mam nadzieję, że nie jest aż tak masakryczny.
Zapraszam do komentowania.
Pamiętajcie:
CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ
Lenka Jackson♥

2 komentarze

  1. Kurczak inaczej zwany Harpią .
    Percabeth <3
    I niby nikt inny prócz tej dwójki nie słyszał tych krzyków . Po plastikowej lali nie spodziewałam się ,że przyjdzie .
    Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha, z tymi Harpiami to wyszło Ci naprawdę genialnie.!!! ;pp I Percabeth tak słodkoo. <33 Ale nie ufam ich towarzyszom, są bardzo podejrzani. ;oo No, w każdym razie rodział był cudnyy, genialnyy i boski ;]]
    Pozdrawiam.!!!
    ~Anonim Juleśka ❤

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz!!
Dla Ciebie to tylko parę stuknięć w klawiaturę, a dla mnie ogromna motywacja.
Szczerze wyrażaj Swoje zdanie.
Less Sill~~

Szablon by Devon