Playlista

sobota, 19 marca 2016

Anioły Chcą Do Nieba. Chapter III ~ Dom

***Nate POV***
Podjechaliśmy pod dom.
-No to jesteśmy - mruknąłem, wyjmując kluczyki ze stacyjki.
Zaczęliśmy wychodzić z auta. Hope miała dość przerażoną minę.
-Coś nie tak?- zapytałem.
-Nie, nie- mruknęła i przyjęła obojętny wyraz twarzy. Na dworze już nie padało, nawet wyszło słoneczko. Włosy do ramion miała teraz posklejane i mokre. Wyglądała...
Odwróciłem wzrok. O czym ty myślisz? Masz dziewczynę. Jak na zawołanie zadzwonił mój telefon.
Sara.
-Hej, kochanie- powiedziałem przykładając do ucha słuchawkę. Hope spojrzała na mnie nasuwając rękawy bluzy na dłonie.
-No, hej! Słyszałam, że Molly przyjechała- usłyszałem jej wesoły głos.
-Tak, tak! Właśnie podjechaliśmy pod dom. Wspominała o tobie, chciała się spotkać.
-Ja też. Mogę wpaść?- zapytała.
-Pewnie. Moment, okay?
-Mhm...
Odsunąłem telefon od głowy.
-Molly, Sara chce wpaść. Może dzisiaj, czy kiedy indziej?- zapytałem.
-Super! Dzisiaj, dzisiaj!- powiedziała entuzjastycznie.
-To o której będziesz? - zapytałem do telefonu.
-Sama nie wiem. Za 2 godzinki?
-Dobra
-To, pa. Buziaki! Kocham cię!
-Ja ciebie też
Rozłączyłem się. Hope przez całą rozmowę patrzyła się na mnie, bujając się na stopach. Uśmiechnęła się delikatnie i spojrzała na dom.
-Jest cudny- powiedziała.
-Co?- zapytałem.
-Dom. Wiedziałam, że nieźle mieszkacie, ale nie spodziewałam się...tego- powiedziała, śmiesznym ruchem wskazując na mieszkanie.
Zaśmiałem się.
-Poczekaj, aż wejdziesz do środka.
Westchnęła. Była na prawdę oczarowana tym widokiem. Mógłbym tak na nią patrzeć, gdyby nie fakt, że wszyscy zaczęli wchodzić do domu.
-Chodź- powiedziałem wyrywając ją z zamyślenia. Przytaknęła i ruszyliśmy do środka.
Molly rzuciła torbą na dwa metry i wskoczyła na kanapę.
-Kocham...- mruknęła, podłożyła ręce za głowę i zamknęła oczy. Tyle ją widzieliśmy.
Hope wyglądała jakby zobaczyła zjawę. Uśmiechnąłem się.
-Mówiłem.
-Aha...- mruknęła, rozglądając się po pomieszczeniu. Zatrzymała wzrok na Dave'u.
-Podoba się?- zapytał.
Potrząsnęła głową.
-Cienizna- skrzywiła się, po czym zaśmiała. Jej śmiech. O... Ogarnij się!
-Przepraszam, zawsze możesz spać na ulicy- zripostował Dave.
-Dziękuję, nie skorzystam- powiedziała i się uśmiechnęła. Gdy to robiła jej nosek tak słodko się marszczył.
-Masz dwa pokoje do wyboru. Chodź, zaprowadzę cię, a ty zdecydujesz, który wolisz- powiedział Dave, na co ona przytaknęła z wdzięcznością.- Nate, przydaj się wreszcie na coś, weź walizkę.
Posłusznie wziąłem walizkę. Była mniejsza od tej Molly. Niedziwne. Ruszyliśmy w stronę schodów.
-Ten na pierwszym piętrze jest większy, ale sam nie wiem co wolisz- mówił Dave.
Gdy dotarliśmy do upragnionego celu. Dave otworzył drzwi do pokoju i zachęcił do wejścia. Hope powoli przekroczyła próg pokoju. Był on w zielonym kolorze, meble były białe. Wielkie łóżko wyglądało jak z bajki. Na przeciwko niego wielka plazma, a po lewej wejście do łazienki.
-Ja...Ten drugi jest mniejszy?- zapytała oszołomiona Hope.
-Tak, mniejszy, skromniejszy- tłumaczył Dave.
-Chcę ten drugi- odparła szybko przez zaciśnięte gardło.- Ten jest...za ładny.
Zaśmiałem się.
Ruszyliśmy dalej schodami.
-A więc o to ten.
Pokój był typowo dziewczęcy. Brzoskwiniowe i białe ściany, jasne meble. Oczywiście też piękne łóżko i plazma. Ale nie było tych wyszukanych żyrandoli i poduszek z ćwiekami, które można było znaleźć w poprzednim. Na jej twarzy zagościł lekki uśmiech.
-Idealny- powiedziała, odwracając się w naszą stronę.- Jak marzenie.
-W takim razie, jest twój- odparł Dave.
-Dziękuję- uśmiechnęła się. Wszedłem do środka i położyłem walizkę przy łóżku. Dave dawno już zbiegł na dół.
-Zostanę tutaj się rozpakować- powiedziała siadając na łóżku.
-Na ile zostajesz u nas?- zapytałem.
Wzruszyła ramionami:
-Aż znajdę jakieś mieszkanie i co najważniejsze na nie zarobię, albo aż mnie stąd wyrzucicie- powiedziała całkiem poważnie.
-Rozgość się. Jak będziesz czegoś potrzebowała, kiedykolwiek, to mam pokój obok- powiedziałem, przeczesując ręką włosy.
Uśmiechnęła się z wdzięcznością. Gdy zamykałem za sobą drzwi, opadła z westchnieniem na łóżko.

Dave rozmawiał przez telefon z Joy. Math oglądał telewizję, wcisnąwszy się gdzieś na kanapę pomiędzy śpiącą Molly. Louis natomiast jadł. Typowe. Opadłem na krzesło w kuchni. Dave stał oparty o blat.
-Tak...okay...dobrze, już dobrze...mhm...o której?...okay...jutro?...dobra, przyjadę po ciebie jutro o 15...pa,...pa, ja ciebie też, Joy- powiedział do słuchawki i nawet gdy się rozłączył uśmiech nie schodził mu z twarzy.
-I co?- zapytałem.
-Jutro idę z nią na kolację, chce mnie przedstawić swoim rodzicom- powiedział, siadając na krzesło na przeciwko mnie.- Ona jest cudowna...
Uśmiechnąłem się. Pamiętam te czasy, kiedy myślałem tak o Sarze. Teraz coś się popsuło. Czepiała się mnie o drobnostki. A ja po prostu...nie wkurzała mnie. Nie. Nadal uważałem, że jest cudowna i kochana, ale po prostu...już nic nie czułem słysząc jej głos, ani ją widząc. Nic nie czułem nawet gdy ją całowałem. Nic.
-Co z Sarą?- zapytał zatroskany.
-Jak to co?- zapytałem.
-Koleś, jesteś moim przyjacielem od kiedy srałeś w pieluchę. Myślisz, że nic nie zauważyłem?- mówił, nadal z tą samą troską. Bezinteresowny i kochany Dave. Jak zawsze.
-Sam nie wiem...ja po prostu...tak jakby...się odkochałem- ostatnie słowo wyszeptałem.- Nadal ją lubię. Jest cudowna i...ale nie ważne jak bardzo bym chciał, nie potrafię jej kochać. Może jak przyjaciółkę, ale...nie jak dziewczynę- wyrzuciłem z siebie.
Dave się skrzywił i pokiwał głową.
-To znaczy, że po prostu to nie ta dziewczyna, na którą czekasz. Myślę, że nie powinieneś tego dłużej ciągnąć, bo tylko bardziej ją zranisz- powiedział.
-Wiem...wiem, ale...ja nie chcę! Cholera, nie chcę! Wiem, że nic z tego nie będzie, ale...nie chcę tego od razu przekreślać. Jesteśmy ze sobą ponad rok. To nie jest takie hop siup, zrywam z tobą, rozumiesz? To zbyt wiele dla nas znaczyło, żeby tak łatwo z tym kończyć. Mam wrażenie, że ona też już mnie nie kocha, ale sama też boi się z tego tak o zrezygnować. To śmieszne!
-Wiem, wiem...powinniście porozmawiać, na spokojnie. Powiedz jej to wszystko co teraz powiedziałeś mi, myślę, że się z tobą zgodzi. Może wtedy rozstaniecie się chociaż w pokoju- zaproponował.
-Może...nie wiem, jeszcze nie teraz. Muszę to przemyśleć- powiedziałem i ruszyłem do swojego pokoju.
Runąłem na łóżko i przez głowę przeszła mi tylko jedna, dziwna myśl. Dokładnie tu za ścianą gdzie ja mam głowę, głowę ma też Hope.
Zamknąłem oczy i z tą myślą zasnąłem.
Obudziły mnie piski na dole. To mogło znaczyć tylko jedno: Sara przyszła. Przetarłem oczy i powoli podniosłem się z łózka. Ospałym krokiem ruszyłem na dół. Sara rozmawiała zawzięcie z Molly. Pełne, czerwone usta rozciągały się w soczystym uśmiechu. Ciemne, brązowe oczy świeciły radością, a na policzkach wystąpiły rumieńce. Prawie czarne włosy spięła w wysoką kitkę, a na twarzy miała dzienny makijaż.
-Hej, kochanie- powiedziałem przytulając lekko. Musnąłem jej usta. To miał być sprawdzian. Jeżeli poczuję cokolwiek. Chociaż najmniejszy dreszcz, będę walczył o nasz związek, jeżeli nie - to koniec.
Nic. Pustka. Dotyk jak dotyk. Równie dobrze mógł bym całować manekina. Spojrzałem jej w oczy. Widziałem w nich to samo. ,,Nic z tego nie będzie.". Ale i tak uśmiechnęliśmy się do siebie. Opadłem na kanapę obok Dave'a. Uniósł pytająco brwi. Potrząsnąłem tylko głową. Zrozumiał. Poklepał mnie po ramieniu.
-Pójdę po Hope. Niech nie siedzi tam taka sama- powiedział i wstał. Dlaczego on musiał być tak cholernie idealny? Można by nawet rzec, że nie miał żadnych wad. Chciałbym mieć tak.
***Dave POV***
Ruszyłem schodami na górę. Hope była dla mnie zagadką. Była jak kot. Słodka i cudowna, ale podchodziło się do niej z dystansem, bo nie możesz się spodziewać, czy nie wyciągnie pazurków. Zapukałem do drzwi jej pokoju.
-Proszę- usłyszałem.
Powoli otworzyłem drzwi. Siedziała właśnie na łóżku i byłem niemal pewny, że uprawiała tą czynność już od dobrej chwili.
-Nie zejdziesz na dół?- zapytałem.
-Nie chcę przerywać zabawy- zaśmiała się zdawkowo.
-Weź, przestań, nie bądź głupia. Chodź, poznasz Sarę, jest bardzo miła, nie gryzie- zaśmiałem się.
Wzruszyła ramionami i się podniosła.
Uśmiechnąłem się do niej pokrzepiająco. Zapewne trudno jej było się tu odnaleźć. Niedziwne.
-O, właśnie Saro!- powiedziała z uśmiechem Molly ciągnąc za rękę Hope.- To Hope, moja przyjaciółka, przyjechała razem ze mną. Hope, to Sara. Sara, to Hope.
Molly, aż tryskała energią. Jej kontakty z Sarą były zawsze...bardziej niż dobre...aż zadziwiająco cudowne. To raczej nie będzie ułatwiało Nate'owi zerwania z nią.
Sara uścisnęła z uśmiechem dłoń blondynki. Zaczęły zwyczajną rozmowę, w której uczestniczyła także Hope, lecz w niedużym stopniu.
***Nate POV***
-Molly, nic nie ułatwia- burknąłem.
-Masz rację. Rozważ moją propozycję. Macie szansę rozstać się bez jakiegokolwiek konfliktu- odparł Dave.
-Łatwo mówić!
- Przestań. Wiem, że jest ci trudno. Ale dasz radę, supermenie- powiedział, poklepując mnie po ramieniu.
Zaśmiałem się. Pamiętam jak gdy mieliśmy po 10 lat bawiliśmy się w supermenów. Od tego czasu często tak do siebie mówiliśmy.

-Nie, Nate! To ja ją uratuję! Ty uratowałeś pieska- krzyczał Dave ze złością.
-Ale dlaczego to ty ją zawsze musisz ratować?!
-Bo jestem starszy!- warknął.
-O 3 miesiące- prychnąłem.
-Właśnie, to wiele zmienia- mówił dalej.
-Jesteście śmieszni! Sama sie uratuje!- prychnęła
-Ej, psujesz zabawe!- warknąłem, zdmuchując niesforny kosmyk włosów z twarzy.
-Myśmy musieli się bawić z tobą w te głupie lalki- jęczał zawiedziony.
-Bo wy jesteście chłopacy i jesteście głupi- mówiła Molly i pokazała nam język.
-Taka jesteś?!! To nie zejdziesz z tąd- warknął Dave i pchnął drabinę, która była jedynym wyjściem z domku.
Brunetka się oburzyła.
-Teraz to nie jesteście supermenami...tylko
....tylko....złymi-menami!!!

Wybuchłem śmiechem. Dave spojrzał na mnie pytająco, ale ja tylko pokręciłem głową i wróciłem do krainy wspomnień.

-Dave, Molly, chodźcie jeść! Nate, zjesz z nami?- usłyszeliśmy głos pani Natalii Amberson.
Mama tego rodzeństwa zawsze słynęła z niesamowicie pysznych obiadków, więc nie miałem serca odmówić.
Dave w końcu pomógł zejść Molly i pocałował ją w czoło:
-Już się nie złość, kochana- powiedział z miną słodkiego pieska.
8-latka zachichotała i puściliśmy się biegem w stronę domu rodziny Amberson.
Jedynym minusem obiadków w tym wielkim domu, był ojciec moich przyjaciół.
Jako człowiek sukcesu i znany biznesmen, wymagał przy stole nienagannych zasad. Ja pochodziłem z najnormalniejszej rodziny. Nie byliśmy biedni, ale moi rodzice dbali o to, bym nie bym miał normalne dzieciństwo, w którym nie istnieją pieniądze i zarabianie. Większość swoich zarobków odkładał tata na lokatę bankową, by zapewnić dobrą przyszłość jego dzieciom, czyli mnie i mojej 4-letniej siostrzyczce May. Żyliśmy skromnie, ale spokojnie i wesoło. Moi rodzice nie odczuwali wewnętrznej potrzeby uczenia mnie, nie powiem jakich manier. Nie kładli mi przed nosem 10 zestawów sztućców i nie uczyli, których używa się do zimnej przystawki. Nie kazali mi po każdym kęsie, wycierać się skrawkiem, idealnie ułożonej ściereczki. Nie musiałem też milczeć przez cały posiłek.
Jak więc możecie się spodziewać, na ojcu moich przyjaciół nie robiłem dobrego wrażenia. Raz w mojej obecności powiedział:
-Wątpię, aby przyjaźń z osobami z niższych sfer, dobrze zrobiła naszym dzieciom.
Wtedy Dave się zdenerwował i powiedział, że będzie się ze mną przyjaźnił bez względu na niego. Dostał szlaban na 2 tygodnie, ale nie żałował. Wtedy poprosiłem Molly, by nauczyła mnie tych całych manier. Nadal jestem w tym wszystkim okropnie nieporadny, ale coś ogarnąłem.
-Dzień dobry, tato- wyśpiewała Molly i pocałowała ojca w policzek.
-Dzień dobry- powiedział sztywno Dave, który nigdy nie miał najlepszych kontaktów z ojcem.
-Dzień dobry, panie Amberson- powiedziałem grzecznie, lekko się uśmiechając. Zgromił mnie wzrokiem. Nigdy mnie nie polubi. Ja go też.

Z zamyślenia wyrwało mnie szturchnięcie.
-Nate, rusz dupe, też chce usiąść-usłyszałem stęki Molly.
-Mówi sie po prostu: przesuń się, nie musiałaś się silić na tyle uprzejmości, ale dziękuję- mruknąłem i wstałem z kanapy.- Damy, siadać.
Sara i Molly rozłożyły się wygodnie na kanapie. Usiadłem na fotelu obok. Na kanapie siedzieli także: Math i Dave, Louis na oparciu. Szukałem wzrokiem Hope. Po chwili wyłoniła się z kuchni i najzwyczajniej w świecie usiadła na drugim fotelu.
-Zagramy w butelkę!- wykrzyknęła z radością Molly. Hope spojrzała na nią spode łba, znad komórki.
-Prawda, czy wyzwanie, bez całowania- sprostowała Sara.
-Okay- mruknęli wszyscy, nie podzielając ich entuzjazmu.
Hope westchnęła przeciągle, odłożyła telefon i uśmiechnęła się marnie.
-Ja zaczynam- powiedział Louis, który usiadł na dywanie, a zanim podążył reszta. Po mojej lewej siedziała Sara, a po prawej Dave. Zakręcił butelką, która chwiała się między Molly, a Sarą, wypadło jednak na brunetkę.
-Okay- zachichotał Louis i spojrzał na Molly.
-Prawda- mruknęła.- Nie chce mi się ruszać.
-Em...Upiłaś się kiedyś do nieprzytomności?
Molly zatkało. Jak wszystkich. Dave patrzył wyczekująco na swoją siostrę.
-Nie- powiedziała po chwili poważnie.- Do nieprzytomności nigdy.
Dave gromił ją spojrzeniem.
-Teraz ja- zachichotała. Zakręciła i wypadło na Matha.
-Prawda, czy wyzwanie- zapytała.
-Wyzwanie- powiedział.
-Idź na dwór, wyrwij garść trawy i ją zjedz- powiedziała wyraźnie zadowolona z siebie.
-Zabiję- zaśmiał się. Miło to było słyszeć. Nasz kumpel dawno się nie śmiał.
-Najpierw wykonaj polecenie- zripostowała Molly.
Pokręcił głową i ruszył do drzwi.
Było sporo ubawu gdy zjadał garstkę trawy.
-Zemszczę się- mruknął z krzywą miną i zakręcił butelką.
Wypadło na Dave'a.
-Uchu- powiedział Math pocierając ręce.
-Prawda- przewrócił oczami blondyn.
-Jakie było pierwsze słowo, które powiedziałeś?
Ja i Molly parsknęliśmy śmiechem. Tylko my wiedzieliśmy co to było.
-No, dajesz- ponagliła Sara.
Dave się skrzywił i powoli przełknął ślinę.
-Kał- wyszeptał, a wszyscy parsknęli śmiechem.
On wylosował Sarę.
-Wyzwanie.
-Zjedz całe opakowanie lodów- zadał wyzwanie. Sara wyglądała na przerażoną. Innym razem zacząłbym ją bronić, ale teraz nie odczuwałem takiej wewnętrznej potrzeby.
-Wiesz, że nie jem...-szepnęła.
-Ogarnij się z tą dietą!- powiedział Dave.
-Właśnie Saro, tak jest idealnie- powiedziała pokrzepiająco.
Sara się zaśmiała.
-Idziemy żreć lody, choć!
Czarnowłosa pokręciła głową.
-Dobra- westchnęła.- Najpierw zakręcę, bo to może trochę potrwać.
Zakręciła. Wypadło na Hope. Rozchyliła usta jakby chciała coś powiedzieć, ale się rozmyśliła.
-Prawda- mruknęła.
-Em...-zastanowiła się Sara, cmokając ustami. Kiedyś uznałbym to za seksowne, dzisiaj wyglądało conajmniej żałośnie.- Mam! Ile miałaś w życiu chłopaków?- zapytała.
Hope zmrużyła lekko oczy. Nie powiem. Intrygowała mnie odpowiedź.
-Dwóch- powiedziała, lekko kiwając głową.
-Imiona- poprosiła Sara.
-Miałaś jedno pytanie- skarciła ją spokojnie Hope.
-Proszę- jęknęła Sara.
Blondynka westchnęła.
-Harry i Ethan- odparła.
Czarnowłosa pokiwała głową po czym uśmiechnęła się:
-Tęskniłam za lodami!- poderwała się ze swojego miejsca i razem z podążającą za nią Molly, ruszyła do kuchni.
-Kręcisz- powiedziałem do Hope, która wyrywając się z otępienia, potrząsnęła głową.
Zakręciła. Dopiero po chwili zorientowałem się na kogo wskazała. Na jej twarzy pojawił się cień chytrego uśmiechu.
Wziąłem głęboki oddech.
-Prawda.
Przygryzła dolną wargę, zastanawiając się krótką chwilę.
-Zrobiłeś kiedyś coś niezgodnego z prawem?- zapytała spokojnie i wyczekując odpowiedzi przeszywała mnie wzrokiem.
-Em...-zastanawiałem się.- Tak.
-Co?- zapytała.
-Wiele rzeczy- powiedziałem zgodnie z prawdą. Byłem tylko 18-latkiem. Jaki chłopak w moim wieku nie miał na karku paru małych przestępstw.
-Powiedz chociaż jedno- drążyła, wyraźnie ciekawa.
Chwile musiałem się zastanowić.
-Jak miałem 15 lat zwinąłeliśmy z Dave'm auto mojego ojca i przejechałem nim chyba połowę miasta. Nikt się nie zczaił- powiedziałem.
Dave spojrzał na mnie spode łba.
-Ale, że ja w tym uczestniczyłem to nie musiałeś wspominać- warknął.
-Spoko, brat, myślisz, że kto z naszego towarzystwa niby nie robił takich rzeczy- krzyknęła Molly z kuchni.
-Na przykład ty- odparł ze złością.
Prychnęła.
-Mam pomysł- wykrzyknął Lou.
-Co, geniuszu?- zaśmiałem się.
-Zagramy w nigdy, prze nigdy!
Skrzywiłem się. Nie miałem ochoty skończyć nachlany, ale entuzjazm reszty wygrał. Hope tylko wyglądała na zdziwioną.
-Mooment...co to?- zapytała.
Zaśmiałem się.
-Każdy ma po butelce piwa. Każdy pokolei mówi, nigdy przenigdy...nie zrobiłem czegoś tam i wtedy każdy kto tego nie zrobił bierze łyk piwa- wytłumaczyłem.
Powoli pokiwała głową.
-Przyniosę piwo- powiedział Louis.
Wpatrywałem się jak głupi w Hope. Ona sama bawiła się włoskami dywanu.
Sara uśmiechnęła się do mnie jakoś tak dziwnie. Nie wiedziałem o co jej chodzi.
-Louis wrócił z siedmioma piwami i rozdał każdemu już otworzone.
-Ja zaczynam- wyśpiewała Molly.
Wszyscy patrzyli na nią wyczekująco.
-Nigdy, przenigdy nie uprawiałam seksu- powiedziała i upiła łyk piwa. Wszyscy byliśmy zszokowani jej wyznaniem. Po chwili jednak się opamiętaliśmy. Pierwszy łyk wzięła Sara. Potem Math. Hope rozglądała się przerażona po sali. Po chwili przysunęła butelkę do ust i wzięła łyka. Skrzywiła się.
-W Ameryce jest smaczniejsze- mruknęła.
Teraz wszyscy patrzyli na mnie, Dave i Louisa. Molly zachichotała.
-Kto następny?- zapytał wyraźnie zażenowany Dave.
Hope patrzyła na mnie tak dziwnie.
-Okaay! To może ja!- powiedziała Sara. Przedtem posłała mi zszokowane spojrzenie.- Nigdy, przenigdy nie byłam na wagarach- powiedziała chichotając.
Łyka wziął Dave. Poczym spojrzał ze złością na Molly.
-Bosz, Dave! Ogarnij się!- zaśmiała się Molly.
Chciałem wiedzieć, czy Hope się napije, ale ona patrzyła tylko za okno.
Ja sam wiele razy zrywałem się ze szkoły. Nie dla szpanu, tylko dla świętego spokoju.
-Moja kolej- powiedział Louis.- Nigdy przenigdy nie byłem tak serio zakochany.
Wziął łyka. Zaraz po nim Molly. Spojrzałem na Sarę. Jakby się w tym momencie napiła, chyba bym roztrzaskał sobie tą butelkę o głowę.
Uśmiechnęła się zadziornie. Nie napiła się. Uff!
Hope też nie. Miała smutny wyraz twarzy. Prawie tak smutny, jak Math. On wyglądał jakby chciał popełnić samobójstwo.
-To może ja- powiedział Dave.-Nigdy, przenigdy nie skłamałem w ważnej sprawie.
Musiałem się zastanowić.
-Co nazywasz ważną sprawą?- z zamyślenia wyrwał mnie głos Hope.
-Samemu powinienieś wiedzieć najlepiej- powiedział Dave.
Upiłem łyk, zawsze byłem średnim kłamcą.
Hope odłożyła butelkę. Serio? Oprócz mnie i Dave'a nie napił się nikt.
-No to ja- mruknąłem.- Nigdy, przenigdy nie byłem na imprezie u nieznajomej osoby.
Wziąłem łyk, za mną: Dave, Molly i Math. To tyle.
-Dobra. Teraz ja- odezwała się Hope, obkręcając w rękach butelkę.- Nigdy, przenigdy nie byłam od czegoś uzależniona.
Wzięła malutki łyczek. Chwilę się zastanowiłem. Napiłem się w końcu. Nie napił się Louis i Molly. Dave wyglądał jakby wychodził z siebie. Że Louis pali, to wiadomo. Molly zachichotała.
-Brat...jestem uzależniona od czekolady. Kochany, opanuj się bo ci żyłka wyskoczy.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem, ale szatyn tylko pokręcił głową.
-No to ja- mruknął Math.- Nigdy przenigdy nic nie ukradłem.
Zaraz po nim samym łyka wzięli: Hope i Sara. Uśmiechnęły się do siebie.
-Świętoszki- burknęła Molly.
-Po prostu cywilizowani ludzie używają pieniędzy, a nie kradną- powiedziała Sara. Hope uśmiechnęła się pod nosem.
-Dobra, koniec tej gry- powiedział Dave.-Idziemy coś zjeść?- zaproponował.
Wszyscy zgodnie przytaknęliśmy.
-Ja stawiam!


sobota, 13 lutego 2016

Anioły Chcą Do Nieba. Chapter II ~ Wybawcy

UWAGA! Gdy będziesz czytać pochyły tekst włącz:
Ruth B - Lost Boy



***Hope POV***
Wszytsko działo się jak w filmie. Miałam wrażenie, że nie mam wpływu na akcję. Teraz czekałam tylko na happy end. Błagam. Powiedzcie, że to kolejna tania komedia romantyczna i jest dla mnie zaplanowany happy end. Wszyscy zaśmiali się, gdy założyłam bluzę blondyna. Musiałam wyglądać jak strach na wróble. Też się zaśmiałam. Z czego jak czego, ale z siebie potrafiłam się śmiać.
-Nate, ona wygląda w tym lepiej-zaśmiał się Louis.
-Louis, nie jestem pewien, czy wiesz co mówisz- ostrzegł brat Molly.
Zaśmiałam się i spojrzałam na Nate'a tak jak reszta.
-Niech no spojrzę-mruknął. Zaczął przeszywać mnie wzrokiem, a ja miałam ochotę schować się gdzieś. Nie lubię być w centrum uwagi.-Louis, chyba masz rację- powiedział w końcu z serdecznym uśmiechem.
Wszyscy się zaśmiali. Ja też. Czułam, że Molly nadal patrzy na mnie ze złością. Nie była zła na mnie. Była zła na niego.
Na szczęście cała nieprzyjemna energia, która się wytworzyła podczas mojej rozmowy telefonicznej, zniknęła równie szybko jak się pojawiła. W drodze do auta Louis z Natem mówili o czymś, śmiejąc się co chwila, Dave wysłuchiwał paplaniny Molly, a Math był nieobecny, z resztą jak cały czas. Chociaż nie wydawał się być typem człowieka, z którym bym się zaprzyjaźniła, doskonale rozumiałam jego milczenie. Sama to przeżywałam. Ból. A milczenie to najgorszy i najtrudniejszy okres bólu. W tobie kumuluje sie to wszystko, a ty musisz to wykrzyczeć i wypłakać, ale nie masz siły. Zżera cię poczucie winy, nawet jeżeli nic nie zrobiłeś. Jesteś smutny, a radość innych wprawia cię w złość. Zdaje ci się, że masz ochotę, żeby wszyscy poszli w cholerę, ale tak na prawdę to właśnie potrzebujesz, by ktoś przerwał tą twoją samotność. Potrzebujesz rozmowy, płaczu i wściekłości, potrzebujesz wypuścić te wszystkie więzione emocje, potrzebujesz wybawcy. Moim wybawcą była Molly.

Szłam zapłakana przez ulicę. Wyzywałam go od najgorszych ludzi na świecie. Miałam ochotę się zabić. Nie wiem czemu, ale chociaż byłam zła na niego, to poczucie winy mnie zżerało. Cholerne poczucie winy. Zawsze mi towarzyszyło. Można powiedzieć, mój jedyny prawdziwy przyjaciel. Jedyny, który nie zostawił mnie chociaż znał całą prawd. Upadłam na kolana zapłakana, zdzierając sobie przy tym skórę. Wszyscy patrzyli na mnie jak na idiotkę, nic nowego. W końcu nią byłam. Naiwną, słabą i beznadziejną idiotką. Uwierzyłam mu! Chciałam tylko, by chociaż jedna osoba na świecie obdarzyła mnie miłością i zrozumieniem. Zaopiekowała się mną.
Nikt się nie zatrzymywał, żeby zapytać, czy wszystko w porządku. Dlaczego nikt się nie zatrzymywał?! Byłam dla nich, aż tak obojętna? Czy wszyscy ludzie na tym świecie są tak okropni, czy po prostu, wszyscy najgorsi zmówili się, by zaistnieć właśnie w moim życiu? 
Podniosłam się i ruszyłam biegiem do sklepu, dokładniej do apteki. Zanim tam weszłam, przejrzałam się w szybie. Musiałam wyglądać normalnie, żeby mi TO sprzedali. Poprawiłam włosy i bluzkę, zamrugałam oczami, odganiając łzy i sztucznie się uśmiechnęłam. Jest okay.
Weszłam do apteki. Uśmiechnęłam się do sprzedawczyni.
Udawałam.
Perfekcyjnie.
Sprzedawczyni odwzajemniła uśmieszek.
-Dzień dobry. Po proszę paczkę żyletek i jakiś syrop na gardło.
Zastanawiacie się, po co mi syrop na gardło? Żeby nie kupować samych żyletek, bo wzbudzałoby to podejrzenia. Z resztą słuszne.
-Polecam ten- powiedziała pani wyciągając jakieś opakowanie na ladę. Przytaknęłam, lekko się uśmiechając.- A tutaj żyletki, proszę. Razem 10,20.
Wyjęłam 20 i mówiąc, że reszty nie trzeba, wyszłam zabierając zakupy. Nie potrzebowałam reszty. Nie potrzebowałam kasy. Po co mi teraz?
Kiedy tylko odeszłam kawałek, wyrzuciłam syrop na gardło do kosza na śmieci.
-Marnotrawstwo- usłyszałam za sobą wysoki głos. Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam wyższą ode mnie o połowę głowy śliczną brunetkę.
-Uważaj, bo wzbudzisz we mnie poczucie winy- burknęłam leniwie.
-Nie mamy humorku, hę?- zapytała świdrująco wysokim głosikiem. Za kogo ona się uważa?
-Zostaw mnie, okay?- powiedziałam smutno, gdy zorientowałam się, że zapewne chce się ze mnie ponabijać. Ruszyłam powoli przed siebie, ale byłam niemal pewna, że ta wciąż podąża za mną. Przeszłam trzy przecznice, ale gdy już miałam skręcić w czwartą nie wytrzymałam i odwróciłam się na pięcie. Przez cały czas miałam łzy w oczach.
-Może ciebie to śmieszy, ale ja mam dość. Po prostu dość. Więc jak chcesz się z kogoś ponabijać, to błagam znajdź sobie inną ofiarę- powiedziałam spokojnym i poważnym głosem.
-Nie chcę się z ciebie nabijać- obroniła się, lekko urażonym głosem.
-Czyżby?! Więc łazisz za mną z czystej nudy, ot tak, po prostu- zapytałam z nutką kpiny w głosie.
-Nie. Po prostu wyglądasz na smutną, a żyletki w twojej ręce nie świadczą o niczym dobrym. Nie chcę cię urazić, ale pocięcie się nie ma dla mnie sensu.
-A popełnienie samobójstwa, ma jakiś sens według twojego mniemania? Oświeć mnie!
-Nie, nie ma. Sądzę jednak, że jeżeli masz myśli samobójcze to powinnaś z kimś porozmawiać- powiedziała dumnym głosem.
-Och, weź skończ, dobra? Jeżeli roiłoby się dookoła mnie od osób, które chciałyby ze mną porozmawiać, nie stałabym teraz tu i nie gadała z tobą!
-No właśnie. Pogadaj ze mną!- zaproponowała z uśmieszkiem.
-Po co? I tak to zrobię. Podjęłam już decyzję- odparłam spokojnie i nie zważając na to, że jeszcze coś papla ruszyłam biegiem.
Zawsze byłam dobra z wf-u, więc gdy znalazłam się na przedmieściach, jej już dawno za mną nie było. Uśmiechnęłam się. Chociaż jedna rzecz mi w życiu wyjdzie. Popełnienie samobójstwa. Weszłam do tego starego opuszczonego domu i usiadłam na stołku. Wszędzie była centymetrowa warstwa kurzu. Nikt nigdy tu nie był, tylko ja. Kiedyś przychodziłam tu rysować. Dzisiaj będę rysować na ręce.
Nie jestem w stanie opisać wam tego jak wyglądało to pomieszczenie, bo było tu ciemno jak w dupie. Jako że na dworze już słońce zachodziło, a tu nie było okien, tylko jedna niewielka dziura w ścianie, przez którą tu wchodziłam i to tylko dlatego, że byłam...cóż, mała.
Podwinęłam rękaw na lewej ręce. Blizn już nie było. W przeszłości cięłam się tylko raz, dwa lata temu. Ale wtedy robiłam to w poprzek. Nie tak żeby się zabić, tylko tak żeby się pociąć, dla samego cięcia. Uznałam wtedy, że to głupie i, że nie pomaga. Ale teraz było to coś innego. Miałam z tym wszystkim nareszcie skończyć.
Wyjęłam jedną żyletkę.Była na prawdę ostra.
Przyłożyłam jej ostrą część do nadgarstka tam gdzie była żyła. Teraz starczy przejechać w dół.
Byłam spokojna i pewna. Nie bałam się. Przez chwilę nawet się cieszyłam. Ale przez myśl przeszło mi znowu to jedno zdanie: ,,Nigdy mnie nie kochałeś!". To była prawda. Zgodził się ze mną. Nie zastanawiał się nawet, że mnie to zaboli. A zabolało. Czy ja go kochałam? Nie wiem. Chyba tak. Po prostu był pierwszą osobą, która powiedziała do mnie: kocham. Kłamał!
Przycisnęłam ostrze jeszcze mocniej i zaczęłam jechać w dół. Krew wypływała spod żyletki. Była dziwnie ciemna. Zjechałam dopiero centymetr, gdy upuściłam żyletkę i wydałam z siebie głuchy okrzyk. Czyjaś ręka leżała na moim ramieniu.
-Chcesz porozmawiać?- usłyszałam ciepły głos.
I emocje puściły. Zaczęłam ryczeć jak bachor. Dziewczyna przytuliła mnie do siebie, brudząc się przy okazji moją krwią.

Z zamyślenia wyrwał mnie głos Nate'a:
-O, pada- powiedział patrząc w niebo. Rzeczywiście. Krople spadały coraz to szybciej na ziemię.
Bluza w tym momencie była cudownym prezentem. I tak trzęsłam się z zimna, ale bez niej za pewne bym stała się słupem lodu.
-Zimno?-zapytał Nate.
-Bluza jest moim wybawcą - powiedziałam, uśmiechając się.
To było dziwne. Uśmiechałam się. Nie podnosiłam z przymusu kąciki ust. Szczerze się uśmiechałam.
Ta myśl ucieszyła mnie jeszcze bardziej.
W tym momencie po raz pierwszy uwierzyłam, że jestem w stanie zapomnieć.

Do auta dotarliśmy przemoknięci do ostatniej nitki.
-Prowadzisz? - zapytał Dave, nie wiem do kogo.
-Dlaczego niby? - burknął Nate.
-Bo to twoje auto? - zaproponował szatyn.
Patrzyli chwile na siebie.
-Ej, mokniemy. Weźcie, bo zaraz ja poprowadzę- powiedziałam, oplatając się rękami, naiwnie sądząc, że będzie mi od tego cieplej.
Molly się zaśmiała. Tylko ona chyba zdawała sobie sprawę z tego, że jeszcze nie mam prawka.
-Dawać klucze!- wyśpiewała, wyciągając przed siebie rękę. Spojrzeli na nią pytająco.- No, już!
Nate, który trzymał ten oto przedmiot, rzucił go w jej stronę. Każdy głupi, by złapał. Ale nie Molly. Kluczyki spadły na ziemię i potoczyły się, aż pod moje nogi.
Wszyscy się śmiali. Tylko ona się naburmuszyła. Schyliła się, by je podnieść, ale wtedy ja położyłam na nie stopę.
-Piłaś - szepnęłam.
To była prawda. Jakimś cudem wytrzasnęła sobie piwo i wypiła zaraz przed startem samolotu.
Spojrzała na mnie ze złością.
-Zatkaj się- warknęła. Uniosłam lekko brwi. Powoli schyliłam się po kluczyki i je podniosłam, cały czas patrząc w oczy Molly. Miałyśmy walkę na spojrzenia. Nie odrywając od niej wzroku rzuciłam kluczami w Nate'a, który musiał mieć świetny refleks, bo złapał.
-Prowadzisz- powiedziałam najzwyczajniej w świecie. I dopiero po wypowiedzeniu tych słów spojrzałam na niego.
-Czemu? - zapytał zdezorientowany.
-Jechałam kiedyś z Molly. Co jak, co, ale prowadzić nie umie - kłamałam jak z nut.
Słyszałam niemal jak odetchnęła z ulgą. Wszyscy się zaśmiali. Tylko Dave patrzył podejrzliwie na swoją siostrę. Zapewne, by się nieźle wkurzył za to, że piła, chociaż jest niepełnoletnia i jeszcze do tego chciała prowadzić auto.
Zaczęliśmy wchodzić do auta. Molly zostawiła mnie samą, siadając na miejscu pasażera. Mi natomiast przypadło miejsce pomiędzy Louisem, a Dave'm. Biednego Matha wepchnęli do miejsca w bagażniku.
Molly od razu zaczęła coś paplać do Nate'a, który chyba miał ją w nosie. Louis odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął dziwacznie. Lekko się uśmiechnęłam.
-Opowiedz mi o sobie- powiedział, całkowicie mnie tym zaskakując. Serce mi stanęło. Co mam powiedzieć?
-Em...A co chcesz wiedzieć?- zapytałam.
-Ile masz lat?
-16, rocznikowo 17- wyjaśniłam, ciesząc się, że pyta akurat o to.
-Nie kończysz liceum?- zapytał.
-Nie- odparłam zdawkowo.
-A czemu się przeprowadziłaś?- zapytał. Czułam, że Dave słucha naszej rozmowy.
-Ych...Bo chciałam. Tak, to chyba jedyne wyjaśnienie. Szkoła, to wszystko, to nie dla mnie. Zawsze chciałam zwiedzać świat, przeprowadzić się. Molly spadła mi z nieba- mówiłam spokojnie. Od kiedy kłamanie przychodziło mi tak łatwo?
-A co masz zamiar tutaj robić?- zapytał.
-Nie wiem. Poszukam jakiejś pracy, potem się zobaczy- tłumaczyłam zdawkowo.
-Pójdziesz na studia?- zagaił.
-Nie wiem- mruknęłam.
-A czym się interesujesz?
-Gram w kosza- powiedziałam, siląc się na miły ton.- Rysuję.
-Ja gram w nogę- uśmiechnął się.- Masz rodzeństwo?- drążył.
Pokręciłam głową.
-A ty?- zapytałam, z nadzieją, że wreszcie skupimy rozmowę na kimś innym niż ja.
-Też nie- zaśmiał się.
Przytaknęłam.
-To dziwne- powiedział nagle, jakby dostał oświecenia.- Rodzice tak o pozwolili ci zawalić szkołę i jechać w świat?
Teraz słuchała też Molly. Widać było, że jest zdenerwowana. Wszyscy słuchali.
Milczałam. Co powiedzieć?
-Tak- szepnęłam.
-Musiałaś mieć niezłe argumenty- zaśmiał się.
-Nie rozumiem- sapnęłam, bo za długo wstrzymywałam oddech.
-Musiałaś mieć niezłe argumenty, że ich przekonałaś. Jakie?- zapytał, chyba nie zauważając gęstej atmosfery.
Nie wytrzymałam.
-Czuję się jak na przesłuchaniu- powiedziałam. Wszyscy milczeli. Żałowałam, że to powiedziałam.
-Sory, po prostu pytałem- powiedział Louis, unosząc ręce w obronnym geście.
-Och, Louis, nie złość się! Ona po prostu trochę nakłamała rodzicom. Powiedziała, że skończy tutaj liceum, a nie ma zamiaru. Sam rozumiesz- powiedziała Molly, z udawaną irytacją.
Spojrzałam na nią groźnie. Louis parsknął śmiechem.
-Było mówić!
-Tia...- mruknęłam.
Ku mojemu zadowoleniu w rozmowie pałeczkę przejęła Molly. Mój wybawca po raz enty.
-Nate, co tam u Sary? - zapytała z uśmieszkiem.
-Świetnie- mruknął.
-Kto to Sara? - zapytałam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
-Dziewczyna Nate'a- odparł Dave.
Przytaknęłam.
-Chciałabym się z nią zobaczyć - mówiła Molly.- Czekaj...gdzie ona mieszka?
-W Londynie, a gdzie ma mieszkać?- zapytał Nate, na chwilę odrywając wzrok od drogi.
-No nie wiem...-szepnęła Molly.- Ale nie u nas, nie?
-Nie- mówił Nate, chyba nie mając ochoty na rozmowę. Od razu wyczułam, że coś z tą Sarą nie tak.
-Czemu?- wypaliła.
-A czemu by miała- bronił się.
-Bo to twoja dziewczyna- nie odpuszczała Molly.
-Joy też z nami nie mieszka, chciej zauważyć- wtrącił się Dave.
-A Joy...to?- zapytałam, czując się swobodniej, gdy rozmowa nie miała ze mną nic wspólnego.
-Laska Dave'a - zaśmiał się Louis.
-Nazwij ją jeszcze raz laską- warknął Dave. Wszyscy zachichotali, ale ja byłam pełna podziwu. To cudowne, że tak jej bronił.
-Dave, spokój, po prostu jest zazdrosny- zaśmiał się Nate.
-A co z Nel nie wyszło?- zapytała Molly z udawaną czułością.
-Jaką Nel?- zdziwił się Louis.
-No ta...chodziłeś z nią jak ostatnio tu byłam- drążyła jak zawsze wścibska Molly.
-Nie było żadnej Nel - bronił się Louis. Dobrze mu tak, po tym jak mnie wymęczył.
-Była, była - mruknął Nate.- Ta...sprzedawała lody, nie?...Zerwał z nią, bo nie chciała mu dać zniżki
Wszyscy się śmiali, ale ja przewróciłam oczami. Serio?
-Serio?- zwróciłam się do Louisa zniesmaczona.
-No- zaśmiał się.
-To beznadziejne - burknęłam.
-Czemu? - zdziwił się.
-Och, błagam- mruknęłam, przewróciłam oczami i długo milczałam.
Teraz Molly zaczęła mówić o sobie. To co lubiła najbardziej. Nie chciało mi się słuchać jej opowieści o jakże cudownym kanadyjczyku, którego poznała.
Wyjęłam telefon. Miałam nieprzeczytaną wiadomość od niego. ,,Jesteś popieprzona". szybko wyłączyłam telefon, gdy poczułam oczy Dave'a zwrócone na wyświetlacz. Odłożyłam telefon. Chwilę tak siedziałam wpatrując się w nicość, aż poczułam szturchnięcie w prawy bok. Odwróciłam się.
-Co?- zapytałam spokojnie.
-Nie słuchałaś?- zapytał brat Molly.
-Och, przepraszam, zamyśliłam się.
-Pytałem ile znacie się z Molly- mówił spokojnie.
-Och, czekaj...- zaczęłam się zastanawiać.- Kurcze...Molly, ile my się już znamy?- zapytałam. Tak serio dobrze wiedziałam, że 4 tygodnie, ale Molly najlepiej będzie wiedzieć jak skłamać.
-2 lata już będzie, co?- mówiła normalnym tonem.
-Ta, chyba tak- powiedziałam.
-Nigdy nam nic nie wspominałaś o Hope- zdziwił się Dave.
-Z reguły nie o wszystkim wam mówię- prychnęła.
-Sory, nawijasz tyle, że sądziłem, że więcej się nie da- zaśmiał się Louis.
-Śmieszne - mruknęła Molly.
-A skąd się znacie? - zapytał Dave.
-Wpadłam na nią na ulicy - odparłam.
-Dosłownie wpadłaś- zaśmiała się Molly.- Wylała na mnie kawę!
-Och, nie! I pobrudziła ci się bluzeczka? Oooj!- jęknął Nate.
-Żebyś wiedział!
-Jesteś nienormalna- przewrócił oczami.
-A ty niby normalny? - prychnęła Molly.
-Nigdy nic takiego nie powiedziałem- zaśmiał się Nate.
-Przyznał się wreszcie - niemal krzyknęła brunetka.
-Nie krzycz do ucha kierowcy, bo zaraz wywołam wypadek- droczył się dalej.
-Obyś był jego śmiertelną ofiarą - burknęła Molly.
-Też cię lubię.
-Oczywiście, że mnie lubisz! - zaśmiała się euforycznie.
-Skąd to przekonanie?- zapytał Nate.
-Mnie się nie da nie lubić- odparła najspokojniej w świecie.
-Daaaa, zapewniam cię, da- mruknął.
-Co, proszę?- oburzyła się Molly.
-Mówię, że masz całkowitą rację - skłamał.
-No chyba
Telefon mi zaczął dzwonić. Wszyscy czekali, aż odbiorę. Nic podobnego.
-Nie odbierasz? - zdziwił się Louis.
Pokręciłam głową.
-Czemu?
-A muszę?- zapytałam spokojnie.
-Nie, ale to dziwne- drążył blondyn.
-Ona ogólnie jest dziwna. Zacznij się przyzwyczajać- zaśmiała się Molly.
-Dzięki, kochana- jęknęłam.
-Nie bierz tego do siebie, ale cóż...powiedz mi, że kłamię?- tłumaczyła.
-Myślałam, że się przyjaźnimy- jęknęłam przeciągle, wywołując salwę śmiechu.
-Przyjaźń opiera się na szczerości- odparła Molly.
-Uważaj, bo jak ja zacznę być szczera publicznie - mruknęłam, a wszyscy zaczęli się śmiać.
Poczułam na sobie spojrzenie Nate'a w lusterku.
-Dajesz - zaśmiała się Molly.
To dziwne, ale nie odwróciłam wzroku.
-Co daję?- zapytałam powoli odwracając wzrok w jej stronę.
-Bądź szczera-powiedziała z uśmieszkiem.- Nic na mnie nie masz
-Mam - powiedziałam spokojnie. I wtedy posłałam jej porozumiewawcze spojrzenie.
-Nie powiesz tego- zapewniła.
Uniosłam brwi.
-Nie powiesz - rozkazała.
-No, błagam, oczywiście, że nie powiem - uśmiechnęłam się.
-Nie strasz mnie, kobieto- przewróciła oczami.
-Molly, czego nie powie nam Hope?- zapytał Dave.
-Tajemnicy- powiedziałam. Ja też bywałam jej wybawcą.
THE END


Witam Was!
Przepraszam, że rozdział dopiero dzisiaj, ale...tak jakoś wyszło.
Wiem, że dużo dialogów, ale taki właśnie miał być ten rozdział. Przepraszam za błędy.
No i ujawniłam Wam trochę przeszłości Hope.
Piszcie co sądzicie. I błagam KOMENTUJCIE! BŁAGAM! To bardzo wiele dla mnie znaczy.
Ostatnia sprawa WAŻNE!!!
Jutro walentynki. Chcecie jakiegoś one shota? Piszcie.
Teraz ślę buziaki,
Less Sill~~

środa, 3 lutego 2016

Anioły Chcą Do Nieba. Chapter I ~ Anioł

***Nate POV***
-Musimy tam z Tobą jechać? - jęknął Math.
Spojrzałem na Dave'a. Z jego miny wyczytywałem, że jest bliski przywalenia mu. Math pytał o to już chyba 20 razy.
-A ja tam zawsze lubiłem Molly- powiedział Louis.
Było to oczywiste. Nie dało się Molly nie lubić. Była dziwną osobom i cóż...młodszą siostrzyczką Dave'a, czyli także naszą młodszą siostrzyczką. Jednocześnie czasami nieracjonalną, samolubną i olewawczą, ale miała w sobie takie coś, że po prostu użekała cię. Prawie zawsze żuła gumę i non stop chichotała. Rzucała sarkazmami i żarcikami na prawo i lewo. Miała dość zmienne humorki. Była w stanie podejść do ciebie bez powodu i cię przytulić, ale niewiele jej potrzeba było, by chwilę po tym nawrzeszczeć na ciebie, a potem nie odzywać się do końca dnia. Bywała bardzo materialistyczna. Zwracała uwagę na to jak zasłony w kuchni komponują się ze sztućcami, albo czy nie za stary jest jej telefon. Była jednak bardzo wielkoduszna. Wiele razy wykupywała swoim koleżanką całe galerie handlowe. Na co oczywiście pozwalały jej niesamowite zarobki rodziców Dave'a i Molly.
Z tego też powodu cała nasza czwórka, piątka razem z Molly, mieszkała w domu Dave'a. Była to 3-piętrowa villa. Na dole była kuchnia, w kolorze miętowym (dla mnie to najzwyczajniejszy zielony, ale faceci to daltoniści), łazienka i wielki salon. W salonie naszym ulubionym miejscem jest potężna, chorobliwie wygodna kanapa, na której spędziliśmy najwspanialsze chwile naszego życia. Przed kanapą znajduje się nowoczesna plazma. Na piętrze są pokoje: Dave'a, Matha, Molly i jeden gościnny. Oczywiście wszystkie pokoje są wyposażone w łazienki i plazmy. Znajduje się tam także salon gier. Louis potrafi spędzić tam okrągły dzień, Dave i Math też lubią tam przebywać, mnie jednak nigdy nie kręciły tego typu zabawy. Na drugim piętrze były pokoje: mój, Louisa, rodziców Dave'a (chociaż odwiedzali go raz na rok) i jeszcze jeden gościnny.
Villa ta nie była by villą, bez wielkiego basenu na dworze i cudownego ogródka. Ogólnie wszystko to wyglądało jak pięcio gwiazdkowy hotel. A mimo to czuło się tu tak cudowną atmosferę jak w ciepłym, małym i rodzinnym domku.
Dave warknął tylko i wyjął telefon z kieszeni, bo zaczął wibrować.
-Molly!- ucieszył się. Zapanowała taka cisza, że ja, jako najbliżej położony, dokładnie słyszałem co jego siostra ma mu do powiedzenia.
-Em...no...hej-powiedziała lekko zmieszana.-Więc jest taka sprawa, ten tego...nie było okazji przedtem, więc pytam teraz. Moja przyjaciółka przyjechała tu razem ze mną. Przeprowadza się tutaj...i ten...na razie nie ma gdzie mieszkać, byłoby super gdybyś pozwolił jej troszkę u nas pobyć zanim znajdzie jakieś dobre lokum. Oprócz tego jest super miła i umie dobrze gotować, zaoferowała się, że może to robić....błaaaaaaagaaaam!- jęknęła.
-Molly...-zaczął Dave poważnie.
-Proszę!- wykrzyknęła dziewczyna, przerywając mu. Z oddali dało się słyszeć czyjeś: nie tak głośno.
-Molly, przecież co chwila odwiedzają nas twoje koleżanki, mówiłem ci, że możesz przyprowadzać kogo chcesz. Była umowa. Nie rozumiem o co jeszcze pytasz- wytłumaczył spokojnym głosem mój najlepszy przyjaciel. Strasznie kochał swoją siostrę, był w stanie zrobić dla niej wszystko, a gdyby ktoś ją skrzywdził, zawsze miał z nim do czynienia. Ona sama także uwielbiała swojego brata. Tworzyli idealne rodzeństwo.
-Jeej!- pisnęła radośnie.-Przyjedziecie po nas na lotnisko?
-Tak, wszyscy- powiedział Dave, akcentując ostatnie słowo i patrząc wymownie na Matha, który od rozstania z swoją dziewczyną, co miało miejsce dobre 2 miesiące temu, był nieznośny.
-Fajnie...a, lot ma opóźnienie 30 minut, więc bądźcie na 10:30, ok?
-Mhm, dobra- powiedział, spoglądając na zegarek. Zrobiłem to samo. Była 8:13.- to pa. Dobrego lotu.
-Dzięki...-teraz ściszyła głos.-że ją przyjąłeś. Dziewczyna nie ma lekko.
Po czym się rozłączyła. Spojrzałem na niego pytająco. Wzruszył tylko ramionami i zwrócił się do reszty przyjaciół, którzy nic nie słyszeli.
-Molly przyjedzie z przyjaciółką. Bądźcie mili. Pamiętajcie: ta dziewczyna kim kolwiek jest ma takie samo prawo mieszkania tu, co wy, bo to przyjaciółka mojej siostry, która ma tu takie samo prawo mieszkania co ja- powiedział przywódczo Dave.
Louis zrobił przestraszoną minę.
-Błagam nie Katherina, ona jest chora! A może to ta snobka Drew?! Niee!
Przewróciłem oczami i odezwałem się po raz pierwszy od jakiejś godziny:
-Nie, to jakaś nowa.
-Oby...-szepnął. Zrobił taką minę, że mimowolnie się uśmiechnąłem. Nagle poderwał się z kanapy i już wiedziałem, że szykuje się przedstawienie.
-Kim jestem?- zapytał i zaczął przechadzać się po pokoju ze zdegustowaną miną, podszedł do mnie i prychnął. Minął mnie, podszedł do lampy.
-Nate, do cholewci, ta lampa znowu jest krzywo- jęknął przeciągle.- Molly, przesoliłaś zupę! Dave masz rozwiązaną sznurówkę! Math dostaję białej gorączki jak widzę twoją minę, wyglądasz jak rozgotowany ziemniak! Louis śmiejesz się jak małpa! I kto wypił moją ostatnią dietetyczną colę?!- wysyczał powodując salwę śmiechu.
-Dakota!- krzyknęliśmy zgodnie.
-Dobra, dalej!...Nate, kociaku- wymruczał mi do ucha, wywołując u mnie złe wspomnienia usilnie przystawiającej się do mnie pustaczki.
-Katherina, zejdź ze mnie- skrzywiłem się.
Wszyscy się śmiali, ale dla mnie te tygodnie zeszłego lata były czystą udręką.
-Zastanawiam się jaka będzie ta jej koleżanka. Słyszałeś to ostatnie co powiedziała, nie?- szepnął mi do ucha Dave, podczas gdy reszta bawiła się w Drew.
Przytaknąłem.
-Może chodziło jej o kasę- zaproponowałem.
-Wątpię. Molly powiedziałaby wtedy prosto z mostu, że jest biedna, chociaż może to też, myślę jednak, że tu chodzi o co innego- mówił dalej przyciszonym głosem.- Już jednego depresanta musimy znosić.
Posłałem mu karcące spojrzenie. Ja nie potrafiłem o nic winić Matha, ani o nic podejrzewać nowej współlokatorki. Nie ważne co by się w tym domu nie działo, zawsze czułem się za to odpowiedzialny i temu winny. Chociaż to był dom Dave'a, a najstarszy był Math, to i tak zawsze gdy coś było na rzeczy sumienie kazało mi pomóc. Może dlatego, że z całej tej bandy to ja byłem...cóż...najmilszy.
***Hope POV***
-Zgodził się- powiedziała wesoło Molly, chowając telefon do kieszeni.
Nie podzielałam jej radości. Wręcz przeciwnie. Obawy zżerały mnie od środka.
-Mieszka tam tylko twój brat?- upewniam się.
-Nie- mówi z uśmiechem Molly, kładąc tym samym na mnie wyrok i zawał serca.-Przecież nigdy nic takiego nie mówiłam. Jeszcze trójka jego przyjaciół.
Serce stanęło mi w gardle.
-Molly-wydukałam.-Czy jesteś świadoma, że robię to nielegalnie?
Spojrzała na mnie, wzdychając z dezaprobatą. Miałam ochotę jej przywalić. Przez chwilę żałowałam, że się w to wpakowałam, ale starczyło, że przypomniałam sobie moje małe piekło. Wzięłam dwa głębokie oddechy.
-Zostawiłam mu karteczkę, że się wyprowadzam i ma mnie nie szukać, a jakby ktoś pytał to wyjechałam na studia. Musisz im wmawiać, że ze mną okay. Że mam kochaną rodzinkę i po prostu chciałam pozwiedzać świat. Błagam. Nie znam ich, ale jestem niemal pewna, że żaden z nich nie chce mieć na głowie uciekinierki- wytłumaczyłam przez zaciśnięte gardło.
-Wyluzuj, oni są spoko, a ja im nic nie powiem. SPOKO- mówiła nawet na mnie nie patrząc.
Bez słowa ruszyłam za nią przez lotnisko. Chowając moje obawy w głąb serca.
***20 min później***
Przełknęłam głośno ślinę i zacisnęłam rękę na kolanie. Byłam strasznie uległa i Molly łatwo wybłagała miejsce przy oknie.
-Proszę zapiąć pasy, startujemy- usłyszałam szorstki głos jakiejś pani.
Zrobiłam to już dawno. Posłałam przerażone spojrzenie w stronę Molly. Ona tylko przewróciła oczami. Czasami miałam ochotę jej przywalić. Czasami.

***Nate POV***
Byłem strasznie uległy. Starczyło pół minuty i chłopacy przekonali mnie, że to moim autem jedziemy i to ja prowadzę. Wpakowaliśmy się do mojego Volva i już po chwili byliśmy na lotnisku. Po drodze oczywiście Louis pieprzył coś o tym, że jeżeli dziewczyna będzie ładna to sobie ją zamawia, Dave wtedy na niego nawrzeszczał. Oczywiście był kochanym człowiekiem i nie chciał, by jakaś Bogu ducha winna koleżanka Molly miała przez niego złamane serce. Na lotnisku było strasznie tłoczno, w końcu za niedługo wakacje. Dave starał się wypatrzyć gdzieś Molly, ale ni w cholere ich nie było. Samolot powinien wylądować jakieś 20 minut temu. Nagle jednak sama wyłoniła się z tłumu.
-Braat!- usłyszałem jej melodyjny głos, wpadła mu w ramiona i trwali tak w uścisku dobre parę chwil. Gdy nagle ona odwróciła się jakby sobie o czymś przypomniała i zaczęła wodzić wzrokiem po pomieszczeniu.
-Kobieto, nie wlecz się tak!- wykrzyknęła. Z tłumu wyłoniła się dość niska i szczupła dziewczyna. Jej blond, proste włosy opadały, zasłaniając jej tym samym twarz. Była schylona i taszczyła za sobą dwie wielkie walizy, a na ramieniu miała torbę. Siłowała się z tym mozolnie.
-Może...gdybyś...mi...pomogła- usłyszałem zachrypnięty głos. Przeszedł mnie dreszcz, przyjemny. Dave ruszył w stronę dziewczyny. Odebrał od niej walizki. I wtedy się podniosła. Straciłem oddech. Przez chwilę myślałem, że umarłem i widzę anioła. Blond włosy, do ramion okalały bladą twarz. Jasne usta rozciągnęły się w dziękującym uśmiechu. Dałbym się zabić, żeby patrzeć na to wiecznie. Byłem tak zafascynowany spojrzeniem jej morskich oczu, że nie przyuważyłem, że ma krótkie spodenki i bluzkę na ramiączkach, co było niepoważne zważając, że na dworze jest zimno. Powoli podeszła w naszą stronę. Chociaż usta lekko się uśmiechały, oczy miała jakieś takie smutne. Nagle coś przysłoniło mi widok tej anielicy, a było to dokładniej okropnie mocno pachnące jakimiś perfumami cielsko Molly, która w przypływie ekstazy, rzuciła się na mnie z miśkowatym uściskiem.
-Tęskniłeś?- zapytała z sarkastycznym uśmieszkiem.
-Płakałem po nocach- powiedziałem z udawaną powagą.
-A ja nie- zaśmiała się dziewczyna. Odsunęła się ode mnie, a przed oczami stanęła mi ta sama blondynka. Chyba dostała jakąś wiadomość, po spoglądała w telefon. Naskrobała może dwa słowa, zablokowała telefon i schowała do tylnej kieszeni spodenek. Wyglądała jak płatek śniegu. Taka mała, krucha i zagubiona, jak w śnieżycy. Molly zdążyła przywitać się z Mathem i Louisem i dopiero zwróciła uwagę na tą dziewczynę. Niezbyt sympatycznie.
-Chłopacy, a to Hope- wyśpiewała Molly, robiąc jakiś dziwny ruch ręką, wskazujący na dziewczynę.
Hope. Jakie piękne imie. Nadzieja.
Z zamyślenia wyrwało mnie moje imie.
-To jest Nate- powiedziała brunetka. Uśmiechnąłem się do Hope i pomachałem jej ręką, wskazując, że to ja. Dziewczyna przeszyła mnie wzrokiem. Chyba spojrzała na mnie po raz pierwszy. Zatrzymała się na oczach, chwilę patrzyła po czym przygryzając wargę odwróciła wzrok w stronę Dave'a, którego przedstawiała jej Molly.
Hope. W mojej głowie, jak echem. Nadzieja. Czy była nadzieją?
Płatek śniegu...
Oświecenie!
-Przecież na dworze jest cholernie zimno- powiedziałem, zanim zdążyłem pomyśleć co robię. Wszyscy spojrzeli na mnie pytająco.- Na dworze jest zimno...i pada
Wtedy wszyscy odwrócili się w stronę Hope. Ona sama miała zdezorientowaną minę.
-Kobieto! Wzięłaś bluzę, hę?- zapytała Molly.
-Jaaa...przecież jest końcówka maja-usłyszałem znowu ten melancholijny głos z chrypką, która dodawała mu oryginalności. Mimowolnie zacząłem się zastanawiać jak brzmi jej śmiech.
-Mhm...tyle, że u ciebie ta końcówka maja jest dwa razy cieplejsza niż tu. Kobieto, przecież Londyn słynie z okropnej pogody!- zarzuciła jej Molly.
Hope przewróciła oczami i zlustrowała nas wszystkich wzrokiem. Każdy z nas miał bluzę.
-Noooo, fakt- powiedziała, po czym wzruszyła ramionami.- Przecież to tylko do auta, nie umrę.
-Em...parking jest daleko-odezwał się Dave.
-Ja cię przytulę, złotko- powiedział Louis. Wszyscy spojrzeli na niego pytająco.
Hope wzdrygnęła się. Miałem wrażenie,  że wolałaby zamarznąć.
-Louis, zostaw biedną Hope- powiedziała z obrzydzeniem Molly, spoglądając ze współczuciem na swoją przyjaciółkę.-A ty, kobieto, lepiej znajdź sobie coś, bo później nas wszystkich pozarażasz, pogoda jest paskudna.
Blondynka westchnęła.
-A co mam sobie urodzić ubrania?- zapytała. Nie była zła. Nie była podirytowana. Była...spokojna. Przez cały czas perfekcyjnie spokojna.
Nagle wpadłem na pomysł godny nobla.
-W bagażniku jest chyba moja bluza, zostawiłem ostatnio-powiedziałem przez zaciśnięte gardło. Bałem się, że mnie odrzuci jak Louisa.
-Facet, 100 punktów za szybki refleks- jęknęła Molly.
Wymieniliśmy się spojrzeniami. Zawsze sobie dokuczaliśmy. Taka tradycja.
-Pójdę po nią, ale potem i tak cię uduszę, mała zołzo- powiedziałem.
-Oczywiście...duża zołzo-zaśmiała się.
Hope patrzyła speszona na swoje buty.
Uśmiechnąłem się do niej i ruszyłem w stronę wyjścia. W bagażniku mojego auta, które dostałem na 18 od taty. Wyjąłem bordową najzwyklejszą, nierozpinaną bluzę z kapturem. Zostawiłem ją tu ostatnio, gdy jechałem do szkoły, a o dziwo zrobiło się cieplutko. Ruszyłem żwawym krokiem  z powrotem do budynku. Cała grupka stała zaraz przy wyjściu. Poszukałem wzrokiem Hope, ale ona gdzieś zniknęłam.
-Rozmawia-burknęła, z niewiadomego mi powodu zestresowana Molly. Wskazała głową w stronę gdzie teraz wszyscy patrzyli.
Hope opierała się lewym ramieniem o ścianę, była do nas bokiem. Było tu na tyle głośno, że chociaż stała zaledwie parę metrów od nas, nie było słychać ani słowa. Cały spokój z niej uleciał. Poddenerwowana przygryzała dolną wargę. Oczy miała lekko zaszklone. Słuchała kogoś po drugiej słuchawki. Nic nie odpowiedziała, tylko się rozłączyła. Zamrugała parę razy, nie przyznając się do łez i znowu przybierając postawę spokojnej podeszła do nas.
-Co powiedział?-zapytała nerwowo Molly.
Hope tylko pokręciła wyraźnie zmartwiona głową.
Wszyscy nagle udali, że są czymś zajęci. Math patrzył gdzieś w dal, Dave mówił coś do Louisa, a ten chociaż udawał, że słucha. Ja nagle zainteresowałem się sznureczkiem bluzy, którą trzymałem w rękach, a tak serio podsłuchiwałem.
-On...nieistotne...-szepnęła Hope. Po czym zaczęła robić to znowu. Udawać.
Podszedłem do niej i podałem jej bluzę, gdy ją odbierała przez przypadek lekko musnęła mnie palcem. Miała zimne ręce, a jednak fala gorąca rozlała się po moim ciele. Spojrzała na mnie z wdzięcznością. Nie musiała dziękować, nie musiała się sztucznie uśmiechać. Nie chciałem sztucznego uśmiechu.
-Będzie za duża- powiedziałem.
Wzruszyła ramionami i przeciągnęła ją przez szyję. Bluza wisiała na niej jak worek. Wyglądała cudnie. Włosy miała teraz pod bluzą. Czekałem, aż je poprawi. Nic takiego się nie wydarzyło. Zdziwiłem się. 
Ale ona miała rację. 
Tak było idealnie.



THE END

Dla paru zaćmionych mózgów:
POV - Point of View - punkt widzenia

No, to tak. Oto i pierwszy rozdzialik ACDN.
Dla kolejnych zaćmionych mózgów:
ACDN- Anioły Chcą Do Nieba

Co sądzicie o tym? Sama nie wiem. Ten pierwszy był dla mnie trudny, kolejne łatwiej mi się jakoś pisało. Z resztą nieistotne.
Bardzo Was proszę o szczere komentowanie. Błagam, komentujcie! Nie wiem, czy wam się nie chce, czy po prostu uznajecie to za tak beznadziejne, że szkoda się silić. Bardzo Was proszę/
Nie jestem zadowolona z tego rozdziału tak jakbym chciała, ale opinia należy do Was.

UWAGA!!!
Ważna informacja:
Kolejny rozdział pojawi się w następnym tygodniu (środa/czwartek/piątek)
3 rozdział pojawi się za następny tydzień (piątek/sobota/niedziela) i każdy kolejny będę dodawać co 2 tygodnie w weekendy.
To tyle. Mam nadzieję, że wytrwam w tym postanowieniu o regularnych rozdziałach.
Tymczasem idę korzystać z ferii (czytaj: wychodzę ze znajomymi).
Miłego dnia, pozdrawiam, buziaki,
Less Sill~~

poniedziałek, 1 lutego 2016

Anioły Chcą Do Nieba - Prologue

Wsparłam głowę na ręce. Matma zawsze pomagała mi w zapomnieniu o całym tym gównie zwanym życiem. Byłam dobra z matmy, ale czy ją lubiłam? Nie. Nie jestem pewna, czy w ogóle cokolwiek z mojego aktualnego życia lubiłam. Czy było coś co wywoływało uśmiech na mojej twarzy? Tak. Teraz tak. Była to wizja nowego życia, niedalekiej przyszłości, czystej kartki, na której zacznę pisać swoją historię od nowa. Historie, w której nie będzie tych wszystkich osób, którzy wytarli mną podłogi, obrzucili błotem i skrzywdzili bez większego powodu. A to wszystko dzięki Molly. Dziewczynie, która zjawiła się w moim życiu zaledwie 4 tygodnie temu, a już dzisiaj w nocy miała je na zawsze odmienić. Oby z powodzeniem.
Moje myśli wróciły do zadania. Mimo, że nigdy nie miałam już iść do tej zasranej szkoły, wykonywałam polecenia matematyczne. Żeby zabić jakoś czas, który wlókł się, prawie tak jak ja codziennie rano. 18:53. Gówno. Jeszcze tyle godzin.
-Złaź tu w tym momencie!!!- usłyszałam charczący głos ojczyma.
-Po co?- odwarknęłam. Innego dnia nie zdobyłabym się na najmniejsze nawet pyskowanie. Ale dzisiaj nie miałam nic do stracenia.
-Mówię, kurwa, złaź! To, kurwa, zejdź! A ja ci zaraz, psia krew, już powiem po co.
Kiedyś, by mnie to ruszyło. Kiedyś bym się przestraszyła, zestresowała, lub zezłościła. Ale kiedyś. Bo wszystkie moje struny były tak szarpane, że wreszcie pękły i teraz nie mieli już za co mnie szarpać. Dostałam jednak w prezencie nową gitarę, od prawie nieznanej mi dziewczyny, która postanowiła dać mi możliwość ponownego grania, nowej melodii, na nowych, dużo cienszych strunach.
Mogłam tam zostać, miałam na tyle siły. Miałam jej jeszcze trochę. Ale z każdym pokonanym schodkiem na dół, miałam jej coraz mniej by zawrócić.
-Posprzątaj tu! Zaraz przyjdą moi koledzy. I idź do sklepu, kup trzy zgrzewki piwa! Szybko!
-Jestem niepełnoletnia! Mówiłam ci już tyle razy! Dlaczego tego nie ogarniesz?! Nie sprzedadzą mi!- wybuchłam. Nie miałam już do niego siły. Nie miałam siły do tego życia. Nie miałam siły do siebie i tego co czułam. Nie miałam siły wstać, gdy on zwalił mnie na podłogę kopniakiem w brzuch.
-Jeszcze raz podnieś na mnie głos, mała kurwo!- chwilę się zastanowił, by po chwili dodać.- Szybko sprzątaj, ja pójdę do sklepu, dawaj kasę! 10 dolców!
Aktualnie miałam ich 250. To było wszystko co gdzieś kiedyś poukrywałam u siebie w pokoju, żeby on tego nie znalazł. Gdy 10 dni temu Molly, zaproponowała mi wyjazd do Anglii przeszukałam wszystko, by mieć choć trochę banknotów zanim znajdę pracę.
Czy chciałam mu teraz oddać cenną dyszkę? Marzyłam o tym.
-Pieprz się- szepnęłam.
-Co?!!
-Pieprz się! Nie mam kasy! Skąd niby miałabym ją mieć, hę?! Z kieszonkowego? Gdybym je miała. Z moich urodzin?! Gdybym mogła je obchodzić. Od kochanych rodziców?! Gdybym ich miała. Ja nie sram pieniędzmi! Podobno to ty jesteś dorosły, ty ważny i ty jesteś szef, podobno to ty też zarabiasz, a nie ja. Ogarnij dupe!
Zatkało go. Chciałam dalej krzyczeć, dalej być zła, ale nie dałam rady. Łzy same popłynęły.
-Ja...mam już dość...- wysapałam i pobiegłam do siebie. Zamknęłam drzwi na klucz nie będąc pewna do czego zdolny jest ten gościu. Opadłam na łóżko i rozszlochałam się na dobre. Pozwoliłam sobie na to ostatni raz. Na ostatnią chwilę słabości. Przerwał mi dzwonek telefonu. Molly. Odebrałam.
-Gotowa?!- usłyszałam jej podekscytowany głos.
Przytaknęłam przez łzy. Nie orientując się, że ona wcale tego nie widziała. Mimo to powiedziała.-Czekam o 24:00 w parku. Do zobaczenia.
20:01.
4h godziny mojego starego życia. Czy nowe będzie piękniejsze?


THE END

A więc co powiecie? Zapewne zadziwia was nazwa jaką nadałam temu opowiadaniu, ale z czasem nabierze to sensu. Powiedzcie co o tym sądzicie, zniosę hejty, ale nie chcę nieszczerych pochwał, jeżeli widzicie błędy lub coś wam się nie podoba - napiszcie. Z chęcią wysłucham rad i poprawię błędy. Strasznie mi zależy na Waszym zdaniu, bo to opowiadanie jest dla mnie bardzo ważne. Buziaki, czekam na komentarze,
Less Sill~~

Zmiana nazwy i adresu bloga

Jak mogliście już zauważyć na moim nowym nagłówku, na blogu zaistniało hasło "The way I am", czyli nasze polskie: taka jestem, jestem taka jaka jestem, coś w ten deseń. Hasło to wpadło mi do głowy, bo prowadzenie tego bloga od początku było zamysłem, żeby pokazać prawdziwa siebie, a że robię to przez opowiadania to drobnostka.
Tak więc zdecydowałam się zmienić nazwę bloga, na taką właśnie.
Jeżeli chodzi o adres, to starałam się wybrać jak najprostszy. W końcu zdecydowałam się użyć mojego pseudonimu: less-sill.blogspot.com
Mam nadzieję, że nie sprawi wam to trudności, ale sami rozumiecie, że nazwa:
percy-annabeth-opowiadanie.blogspot.com
ni w cholere nie odzwierciedlałaby tego co aktualnie robię i mam zamiar robić na tym blogu. Starych postów nie usuwam, wiążą si z nimi wspomnienia, których nie chcę się pozbywać.
Tak, więc zakładka bohaterowie jest gotowa, ale opublikuję ją razem z prologiem. Prolog też już jest od dawna gotowy, ale coś czuję, że jeszcze zachcę go zmienić i na razie nie chce go publikować. Jako, ze dzisiaj mam jeszcze jeden dzień wylegiwania w łóżku, zanim zacznę w pełni korzystać z ferii, to coś przeczuwam, że już dzisiaj dodam coś kolwiek.

Ostatnie pytanie i już nie przynudzam:
Czy chcielibyście, abym zamówiła coś takiego, jak zwiastun, czy uważacie to za zbędne. Jeżeli chcecie to błagam podajcie jakiś link do miejsca gdzie mogłabym coś takiego dostać na dość wysokim poziomie
buziaki,
Less Sill~~

niedziela, 31 stycznia 2016

30 000 wyświetleń + nowe opowiadanie, które imie

Witajcie kochani! Chciałabym Wam straaasznieee podziękować za (aaaa!) 30 000 wyświetleń. Jesteście niesamowici, kocham Was i nie wiem co bym bez was zrobiła! Z resztą chyba nie muszę tego pisać, bo dobrze wiecie o tym ile dla mnie znaczycie.
koochaaam

A teraz druga część tego posta:
Więc zaczęłam pisać takie opowiadanie (żadne ff). Na początku chciałam je zachować tylko dla siebie...ale cóż...za bardzo Was kocham i za bardzo mi zależy na Waszym zdaniu. Więc postanawiam zacząć je dodawać na tym blogu. Na razie nie dodaję żadnych informacji, ale możecie ich wyczekiwać.

Teraz chciałabym Was tylko prosić o pomoc. Mianowicie: mam dylemat co do imienia dla głównej bohaterki. Zdradzę jedną rzecz: z charakteru jest raczej cicha, spokojna i smutna.
Więc mam 4 imiona, a wy proszę głosujcie, które najlepsze:
1. NADINE
2. MIA
3. NEL
4. HOPE
Głosujcie, proszę, bo sama nie wiem, a to Wy jesteście Ci mądrzejsci XD
Jeszcze raz strasznie Wam dziękuję. Teraz zajmę się porządnie tym opowiadaniem, bo właśnie zaczęły mi się ferie.
paaaa
Less Sill~~

sobota, 2 stycznia 2016

Wow! 200 komentazy!!!

Cześć i takie tam w ogóle. Chcę Wan serdecznie podziękować. Łącznie dodano na tego bloga 200 komentarzy. Dziękuję każdemu kto dodał chociaż jednego, a każdemu kto dodawał je regularnie dziękuję, za każdy jeden. Jestem taka szczęśliwa, że aż nie wyobrażacie sobie. A tak między nami to odwiedziny też lecą, ale ja czekam na jakąś pełną liczbę.
A teraz drugi także wesoły temat. Mam już szablon. Wykonała: warriors graphic, którą bardzo serdecznie Wam polecam. Już chciałabym go włożyć na bloga, ale jestem na telefonie, bo na razie nie zwlekam się z łóżka. Dzisiaj dałam budzik na 7:00 co dla mnie jest okropną męczarnią, ale trzeba się przyzwyczaić.
No to buziaki, a to jeszcze dowód na 200 komentarzy:
O Boże, nawet zdjęcia nie umiem tu dodać, jak będę na kompie to dodam. Buziaki
Less Sill

piątek, 1 stycznia 2016

Happy New Year!

Po pierwsze to życzę Wam szczęśliwego Nowego Roku 2016! I razem z rozpoczęciem tego roku rozpoczynam pisanie tego bloga od nowa. Zamówiłam już nowy szablon na bloga i wyczekuję go z radością. Zaczęłam się także zastanawiać nad nowym linkiem i nazwą, mam parę pomysłów, ale ostatecznej decyzi jeszcze nie podjęłam.
Nie o tym jednak post. O sylwestrze. Ja byłam u przyjaciółki razem z jeszcze innymi osobami z paczki. Gadałyśmy do 4:00, a potem wszyscy poszli spać tylko nie ja i taka jeszcze jedna dziewczyna, nie mogłyśmy gadać, żeby nie obudzić reszty, więc zaczełyśmy pisać przez fejsa. Zasnęłyśmy po piątej. Była mega zabawa. A wy do której wytrzymaliście? Co robiliście? Opowiadajcie w komentarzach?
Ja obudziłam się o 12:00, a zaraza muszę jechać na obiad do babci. Zero czasu wolnego. A w poniedziałek do szkoły. Zazdroszczę osobom, które mają wolne. A wy? Macie wolne, czy idziecie do szkoły?
A teraz zdjęcie, żeby smutno w poście nie było. Jutro/pojutrze spodziewajcie się mnie znowu. Buziaczki.
Znalezione obrazy dla zapytania fajerwerk

sobota, 19 grudnia 2015

Parę informacji co do zmiany bloga

Hejka!
Po pierwsze chciałabym  wam serdecznie pocięgować, że nie zapomnieliście o mnie do końca przez ten czas. :))
A więc tak:
zamierzam zmienić adres, ale nad nazwą muszę się jeszcze zastanowić. Zmieniam też szablon, nazwę i takie tam. To chyba tyle. A co do komentarzu do poprzedniego postu to wewnętrzne dziecko nadal mam w sobie, gusta mi się tylko zmieniły.
Less Sill~~

niedziela, 13 grudnia 2015

Witam!

Może zacznę od tego, że dobrze wiem, że zachowałam się jak ostatnia debilka zostawiając was tak na długo. Może to nic nie zmienia, ale miałam parę powodów:
-zaczęłam teraz gimnazjum i jak się okazuje jest więcej nauki niż mi się zdawało
-oprócz tego jak pewnie wiecie tańczę, a teraz treningów miałam całą moc, bo jechaliśmy na zawody, teraz będę miała trochę więcej czasu
-no i chyba najbardziej żenujący powód: brak chęci.
Bądźmy szczerzy...przez cały ten czas nieco się zmieniłam. Może zabrzmi to żałośnie, ale w pewnym stopniu przyczyniło się do tego gimnazjum. W pewnym sensie zmieniłam się na lepsze, w pewnym trochę na gorsze. Nie mam już ochoty na pisanie dziecinnych opowiadań (podkreślam dziecinnych, bo pisać dalej chcę), to smutne, ale nie pociągają mnie już tak książki Ricka, ani inne fantasy, odnalazłam się w obyczajach, dramatach i (śmieszne) kryminałach. Na pewno pod żadnym względem nie stałam się gimbusem, ale stałam się trochę bardziej zbuntowana, wyluzowana i wesoła. Mam nadzieję, że odbierzecie to pozytywnie.
Niech będzie jasne: będę znowu pisała, dużo rzadziej, ale będę. No i coś co może was zaskoczy: posty będą zupełnie inne. Po pierwsze: blog stanie się bardziej lifestyle, będę pisała o wszystkim, o sobie, o książkach/filmach, o moich zainteresowaniach, o różnych dręczących mnie tematach i o interesujących was sprawach. Opowiadania też się będą pojawiać, ale jakby na drugim miejscu. Będę pisała na tym blogu, ale go mocno pozmieniam.
Na koniec mam do was pytanie:
wiem, że można zmieniać adres bloga, czy mogę zmienić, nie utrudni wam to dostępu? Proszę o odpowiedzi
Teraz zabieram się za zmiany. Buziaki
Jeszcze raz przepraszam
Less Sill~~

niedziela, 30 sierpnia 2015

Link do bloga

Okropnie,okropnie was przepraszam, że dopiero teraz daję wam link do nowego bloga, ale...a z resztą, nie będę się tłumaczyć. Blog już jest gotowy, a prolog ma się pokazać w poniedziałek, albo wtorek.
Less Sill Story
Wchodźcie, proszę, proszę.
Buziaki
Less Sill~~

piątek, 21 sierpnia 2015

Konkurs

DObry, dobry.
Wakacje przelatują przez palce, cholera. Cóż, gimnazjum (od siedmiu boleści) czeka. Ale nie o tym mowa.
Właśnie wróciłam od babci, a zaraz jadę do przyjaciółki.
Ale o tym też nie mowa.
Zapisałam się na konkurs na najlepsze ff, co chyba nie było najlepszym pomysłem....ale....ale...było by mi bardzo miło jakby ktoś oddał na mnie głos. O tutaj:
http://want-cant-must.blogspot.com/
Trzeba zjechać trochę na dół i tam jest sonda.
Z góry bardzo dziękuję.
Teraz się spieszę. Co do linku to wracam pojutrze i starczy mi dzień na skończenie tworzenia bloga, więc myślę, że pojawi się: 24-25.08.2015r.
Dzięki i pa
Less Sill~~

sobota, 15 sierpnia 2015

Informacje na temat nowego opowiadania

Tak jak obiecałam pojawiają się pierwsze informacje na temat nowego opowiadania. Szybciutko się uwinęłam po miałam dodać między 15 a 20, więc jest dobrze.
Po pierwsze to hej
A na drugim planie przechodzę do rzeczy.
Podjęłam decyzję: nowe opowiadanie będzie pisane na nowym blogu. Zaczęłam go już tworzyć, ale linka podam za niedługo.
Może was to interesuje, żeby sprawa była jasna: opowiadanie będzie to obyczaj, niestety chyba młodzieżowy...
A tutaj macie prolog i tak wstawię przedłużoną wersję tego na nowy blog. Ale macie:
Kiedy byłam małą dziewczynką sądziłam, że wszystko da się zrobić. Dosłownie. Tylko wszystko wymaga czasu. Czasami naprawdę wiele czasu. Nie myślałam jednak wtedy o tym, że czasami jest za mało czasu. Sądziłam, że czas jest jak bateria w komputerze. Trwa krócej albo dłużej w zależności co robisz, a jak się kończy to bierzesz kabel i ładujesz. Miałam w pewnym sensie rację. Nie pomyślałam tylko o tym, że z czasem bateria w komputerze ma coraz mniejszą pojemność, a przychodzi taki czas kiedy całkowicie pada. Jedną rzeczą się to tylko różni: nowego czasu nie kupisz.
A więc czy prawdą jest, że im bardziej korzystasz z czasu (tudzież z komputera) tym szybciej czas (bateria) się wykańcza? Nie wiem. Wiem tylko tyle, że chyba po coś siła wyższa stworzyła każdego z nas i dała mu czas. Każdy ma swoją klepsydrę, trzeba się tylko postarać by płynął w niej złoty piasek.

To wszystko. Wyczekujcie linku.
A na koniec to z innej beczki. Właśnie skończyłam czytać drugi tom serii ,,Oddechy" i normalnie aż mnie ściska w żołądku ze względu na zakończenie. Po prostu ją zabiję. Ktoś też się tak wkurzył? Chociaż reszta książki normalnie cud miód, jedna z najlepszych jaki czytałam. Chociaż bardziej przypadła mi do gustu część pierwsza. Nie wytrzymam, a nie wiem kiedy będę miała szansę zakupić, lub wypożyczyć trzeci tom. Czytaliście może?

paaa♥
Less Sill~~

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Krótkie i tajemnicze pytanko

Które imie wolicie?
Sean vs Louis
Z góry dziękuję ♥
I nie, nie powiem po co mi odpowiedź.
Less Sill~~
Szablon by Devon