Hejka! Sory, że jest już po walentynkach, ale ja dopiero teraz skończyłam pisać to nieromantyczne opowiadanie.
Opowiadanie dedykuję wszystkim dziewczynom, które tak jak ja i Sophie z opowiadania nie obchodzą walentynek, chyba, że szukają pretekstu na spanie u przyjaciółki.
Ale i tym, które spędziły samotnie walentynki bez swojej drugiej połówki, ze złamanym sercem.
Moim miłosnym mottem jest: ,,miłości się nie szuka, miłość sama się znajduje", trzymajcie się tego tak jak ja i powodzenia!
-----------------------------------------------------------------------------
-No po prostu idioci! Nie stać ich, żeby napisać anonimową walentynkę. Na przykład Molly i Fred. Przecież każdy to wie, że on się w niej od pierwszej klasy buja, a nigdy nie dostała od niego żadnej karteczki. Albo chociażby ja! Kto by mnie nie kochał?- kiedy Schall (czyt. szoll) wypowiedziała ostatnie zdanie wybuchnęłyśmy wspólnym głośnym śmiechem.
-Och, no weź już ich zostaw! Jak te puste stworzenia nie mają za grosz odwagi to ich strata!- zaopiniowałam.
-Właśnie! Co ja się będę nimi przejmować. Szkoda mojego cennego czasu.
-Nie udawaj. Przecież wiem, że strasznie ci na tym zależy. I nie przejmuj się tak, bo minęły dopiero dwie lekcje. daj im trochę czasu!
Ja jak zwykle miałam głęboko i szeroko walentynki, ale Schall strasznie się tym przejmowała. Z resztą ja z reguły nie dostawałam walentynek, chyba, że od przyjaciółek, natomiast ona zawsze dostawała przynjamniej jedną od jakiegoś wielbiciela.
-Och, ale ty zawsze i tak nie dostajesz, więc nie wiesz jak to jest!- po chwili zrozumiała co powiedziała- Ojeju, przepraszam! Nie chciałąm, zeby to tak zabrzmiało.
Ale zamiast gorzkich łez i w ogóle wybuchnęłam radosnym śmiechem.
-Masz rację! Ja nigdy nie dostaję! I wiesz co? Bardzo mi z tym dobrze! Jakoś mnie nie ciągnie, żeby czytać puste liściki miłosne, które tak w ogóle są całkiem nieromantyczne.
-Niby tak, ale sam fakt, że to walentynka od wielbiciela jest romantyczny!
-Poprawka: ten fakt jest totalnie nieromantyczny, jest idiotyczny.
-Przestań! Gdybyś ty kiedyś dostała to byś zrozumiała.
-Kiedyś dostałam!
-Serio? Niby od kogo?
-5 klasa, Dan Forpeec.
-Och! On był wtedy w czołówce klasy! A ty mi nic nie powiedziałaś, ani nic z tym nie zrobiłaś. Mógł być twój, ale teraz chodzi do zupełnie innej szkoły.
-Nie płaczę.
-Jesteś totalnie nieromantyczna.
-A jestem!
-UGHR!
-Och, już się tak nie denerwuj.
-Sophie Cholls, jak ja mam się nie denerwować, kiedy ty jesteś tak nieromantyczna?
-Po prostu.
-Ale...! Za tobą by ganiali wszyscy chłopacy, ale ty jesteś taka...taka niedostępna. Ty w ogóle na nich nie patrzysz, a jak się do nich odzywasz to jakby byli twoimi braćmi. W ogóle nie korzystasz z swojej urody i wdzięku!
Wybuchnęłam śmiechem.
-Nie no! To się popisałaś! Po pierwszę: nie mam urody, ani wdzięku. Po drugie: chłopacy tak czy siak by się za mną nie uganiali. Po trzecie: mi to bardzo odpowiada. A po czwarte: to musimy iść na lekcję.
-UGHR!
Ruszyłyśmy w stronę klasy, a Schall co jakiś czas pomrukiwała: ,,totalnie nieromantyczna, no totalnie!" z czego ja się śmiałam.
Walentynki- najgorszy dzień w roku. Nie dlatego, że opłakuję brak drugiej połówki, a dlatego, że według mnie to idiotyczne!
Tak czy siak weszłyśmy ostatnie do klasy. Z tym wiązały się spore problemy. Mianowicie: nie było pustej ławki. Były dwa wolne miejsca: jedno obok Molly, drugie obok Bill'ego. Może coś o Bill'ym:
jeden z czołówki klasy (jak to nazywa Scholl), ogólnie spoko chłopak, no i Schall się w nim podkochuję. Oczywiście wstydziłaby sie usiąść obok Billa, więc ruszyła do ławki Molly, ale ja byłam bliżej i z szyderczym uśmiechem zajęłam miejsce obok Molly. Scholl od razu zburaczała i spojrzała na mnie tym swoim piorunującym spojrzeniem. Starając nie trząść się ruszyła w stronę ławki gdzie siedział Billy.
Molly- bardzo fajna dziewczyna, ale strasznie gadatliwa. Bałam się więc, że zacznie do mnie nawijać,a my obie dostaniemy po uwadze, ale ona dziś bujała w chmurach. Co prawda, ani trochę nie słuchała pani, ale też nie gadała. Wpatrywała się w ławkę i palecm pisała coś na niej, czego nie mogłam zobaczyć.
-A więc droga dzieciarnio! Bądźmy szczerzy: nie tęskniłam za wami, nie zmienia też tego fakt, że dziś są walentynki. Chyba nic nigdy tego nie zmieni, bo jesteście najgorszą klasą stulecia.
Klasa przyjęła to ze śmiechem. Chociaż Pani Wettson cały czas tylko mówiła jacy to my jesteśmy beznadziejni wszyscy ją uwielbiali. Nigdy nie podnosiła głosu, zabawne było jak nas poniża, zabawne też były jej miny, sarkazmy i anegdotki. Ogólnie babka była zabawna, ale wyuczyła nas historii na blachę. Teraz kiedy byliśmy już w ostatniej klasie podstawówki, czyli ósmej, mieliśmy pewność, że z historii zdamy.
-Panienko Molly! Mówię do panienki!
-Tak?
-Panienka mnie nie słuchała? No cóż niestety jestem smuszona dać pani uwagę.
Sięgnęła do szafki po dziennik.
-Masz szczęście, nie ma dziennika, ale jeszcze raz przyłapię cię na nieuważaniu to jak bozię kocham wylecisz przez okno i w następnym miesiącu wylądujesz.
Klasa się zaśmiała.
-Z czego się tym razem śmiejecie?
Dalej się śmiali.
-Cóż, widzę, że jak się głupi śmieją to szybko nie przestaną- zerknęła na zegarek.- Och, za pięć minut dzwonek. Dziś wyjątkowo możecie się już spakować. Ale usłyszę, że ktoś jest głośno to mój obcas utknie w jego tłustym zadku.
Klasa znowu wybuchnęła śmiechem.
-Prze zabawne- mruknęła sarkastycznie Pani Wettson.
Sama się spakowałam. Wreszcie zwróciłam się szeptam do Molly.
-Całą lekcję bujałaś w chmurach, o co chodzi?
Molly lekko się uśmiechnęła. Wcisnęła mi coś do ręki. Była to czerwona karteczka, a na niej napisane starannym, pochyłym pismem:
,,Kochana Molly!
Postanowiłem podjąć ryzyko, bo w końcu to ostatnia klasa i możemy się po zakończeniu roku nigdy nie spotkać.
Podobasz mi się od pierwszej klasy. Masz śliczny uśmiech i oczy. Wiem, że może nie odwzajemniasz mojego uczucia, ale to mnie nie odstrasza. Dla mnie jesteś jedyna.
F.L.♥"
F.L. to pewnie inicjały. Takie inicjały miały dwie osoby z klasy: Fillip Labell (wątpię, aby to był on, bo chodzi z Carolą od roku już) i Fred Lirbouell. Obstawiam Freda.
-Kochany, nie?- pisnęła do mnie.
-Obrzydliwy, ale to moje zdanie.
Wręczyłam jej karteczkę. Odwróciłam się do tyłu w stronę Freda. Mącił zestresowany kącik bluzki. Uśmiechnęłam się do niego. Wprawdzie jak już mówiłam nie kręcą mnie takie rzeczy, ale doceniam jego odwagę. Spojrzał na mnie z przerażeniem w oczach, jakby pytał: ,,i co?''. Mrugnęłam do niego porozumiewawczo, a on otworzył szeroko oczy z zadowoleniem.
Potem spojrzałam na moją przyjaciółkę, Schall. Jej złociste włosy były dziś rospuszczone. Nie lubi jak jej przeszkadzają włosy, więc dzisiaj i tak się już poświęciła nawet mając opaskę. Jak to ona, makijaż miała zrobiony. Kreski eyelinerem, rzęsy maskarą i trochę czerwonego cieniu. Miała czerwoną spódniczkę, czarne, cienkie rajtuzy, czarną bluzkę z czerwoną łapką pokazującą ,,ok".
Mrugała z gracją swoimi pomalowanymi, długimi rzęsami, które podkreślały jej jasne, niebieskie oczy. Niestety była strasznie zawiedziona, bo Billy nie zwracał na nią najmniejszej uwagi. Spojrzała na mnie wymownie przeklinając płeć brzydką. Ja się tylko do niej uśmiechnęłam.
Patrzyłam tak na bidulkę, bo nie miałam nic innego do roboty. Przyglądałam się jej.
Wreszcie zdecydowałam się przyznać, że jest piękna. Co nie zmieniało faktu, że ja taka wcale nie chciałabym być. Uważam, że bycie pięknym to ostatnia rzecz jakiej ten świat potrzebuje. Mi odpowiadało moja brzydota. Zbyt długie, zbyt jasne włosy. Zbyt i za bardzo otwarte oczy, które są zbyt ciemne, czarne. Zbyt jasne i zbyt małe usta. Zbyt mały i zadarty nosek...A do tego z piegami. Zbyt chude...wszystko! Zbyt niskie wszystko! Ja mając prawie 14 lat mam 1,57 wzrostu, a ważę zaledwie 38 kilo. No comment, please!
Spojrzałam na Travisa i Polle. Tworzyli taką cudną parę, co rzecz jasna dla mnie jest żałosne, ale przyznać musiałam, że z wszystkich znanych mi par oni byli najmniej obleśni. Nie całowali się co chwilę i takie tam, po prostu byli jak baardzo bliscy przyjaciele. Co jakiś czas zdarzało im się powiedzieć do siebie, że się kochają, ale ogólnie zachowywali się bardziej jak rodzeństwo. Byli parą od piątej klasy i nigdy im się nie zdarzyło pokłócić.
Potem z powrotem na Schall. Teraz była już w opłakanym stanie, bo Billy rozmawiał z Pamelą (najładniejszą dziewczyną z klasy) najwyraźniej jakoś zbytnio nie interesowała go moja przyjaciółka. Ta wydęła w moją stronę usta, a ja bezdźwięcznie ruszyłam ustami: jego problem. Ona potajemnie, tak żeby nikt nie zauważył, pokazała środkowy palec w stronę chłopaka, który niegdyś skradł jej serce. Wywróciłam wymownie oczami, a ona już szykowała się, aby i mi pokazać wybrany palec, ale zadzwonił nagle dzwonek, a jak to zawsze się dzieje wszystkie dzieci wybiegły z klasy w tempie stada gazeli.
Ja powoli wyszłam. Często tak się bawiłam. Szłam tzw. tip-topem kładąc stopę zaraz przed poprzednią stopą, co sprawiało, że poruszałam się na prawdę wolno. Nie spieszyło mi się. Pani jeszcze pisała jakieś notatki, a w klasie zostali dwaj chłopcy śmiejąc się z jakiś żartów. Dziecinne, strasznie!
Szłam tak wolno, że nawet chłopacy, którzy przez chwilę stali jeszcze w klasie zdążyli mnie wyprzedzić.
Kiedy wreszcie znalazłam się na korytarzu dalej krocząc tip-topem Schall podbiegła do mnie.
-Sophie!Widziałaś tego chama? Jak on mógł się tak zachować?
Zaśmiałam się.
-Kochana, jak już mówiłam: chłopacy to typowe świnie.
-Masz rację. Nie ma co się łudzić, że zwrócą na nas uwagę.
-Więc zgodzisz się spędzić dzisiaj u mnie babski wieczór?- zapytałam.
-Zero chłopaków- potwierdziła uśmiechając się do mnie.
-Zero rozmów o chłopakach- wyczułam jej podstępek. Za pewnie gadałaby tylko o chłopakach i...sorry, nie znam się.
-UGHR! Dobra, no niech ci będzie! Zero chłopaków i zero rozmów o nich.
Westchnęłam, bo wiedziałam, że to nie będzie proste.
-Mam nadzieję.
godzina 22:00
-Zostaniesz na noc?- zapytałam.
-No raczej! Chyba nie będę o dwunastej jechać metrem, hellou!
-Pewnie- uśmiechnęłam się.-A rodzice wiedzą?
-A co im za różnica?
-No wiesz...mogą się martwić...
-Chyba nie wiesz o kim mówisz! Moi rodzice i martwić? Te dwa słowa w jednym zdaniu? Proszę cię!
-Aż tak źle?
-Zero reakcji! Pewnie bym umarła, a oni by się nie zorientowali!
-Nie mów tak!
-Tylko przewiduję przyszłość!
-Yhym, yhym...Zawsze przesadzasz! Ale nawet nie patrząc na to jak bardzo jest źle...zawsze możesz na mnie liczyć.
-Yhy...- mruknęła smutno.
-O co tym razem chodzi?
-Nie powiem.
-Czemu?
-Bo nie mogę.
-Czemu?
-Bo mi zabroniłaś.
Uśmiechnęłam się:
-Nie sądziłam, że aż tak będziesz przestrzegać się obietnicy! Byłam pewna, że będziesz nawijać tylko o chłopakach. W nagrodę możesz gadać!
Jej spuszczone gałki oczne omal nie wypadły.
-Chodzi o Billa!- stęknęła.
-No wiem, wiem! Ale sama przecież powiedziałaś, że to cham!
-Cham, cham...Ale kiedy ja go kocham!
Zatkało mnie. Zabawne dla mnie było ,,podobanie się", ,,chodzenie ze sobą", ,,podrywanie", ale ,,miłość", taka prawdziwa nie była dla mnie zabawną sprawą. Moja przyjaciółka zawsze mówiła jaki to on śliczny, słodki, zabawny, ale nigdy nie mówiła, że go kocha.
-Schall...- zaczęłam.- Ty jesteś pewna, że go tak kochasz, kochasz?
-Yhy...- powiedziała pociągając nosem.
-Och, Schall!
-A ja nie chcę! On wcale nie zwraca na mnie uwagi! Wcale się mną nie interesuje! A ja nie mogę...Ja mu...kiedyś...bardzo dawno...powiedziałam...a on...się zaśmiał i poszedł
-Zrombię mu tyłek...
-Co?- zapytała, jakby była pewna, że usłyszała źle.
-Co? Najpierw przyszpilę go do ściany, potem, skopię, potem porąbię mu tyłek na drobne kawałki, a na sam koniec walne go tak z liścia, że wyląduje w następnym miesiącu.
Otworzyła oczy jakby nie wierzyła, że to powiedziałam.
-Przecież ciebie nigdy takie rzeczy nie obchodziły...
-Ale teraz chodzi o moją przyjaciółkę. Niech zakłada ochraniacze, bo będzie z nim słabo!
-Podnosisz mnie na duchu, ale nie i tak tego nie zrobisz...- stęknęła.
-Doprawdy?
Podniosła oczy.
-Gdzie on jest?
-Umówił się z Pamelą...chyba...
Wzięłam telefon i wystukałam numer do Pameli.
-Hej- usłyszałam łamiący się głos.
-Jesteś z Bill'em?- zapytałam.
-Nie...- pociągnęła nosem.
-Nie?
-On...on powiedział, że...że bardzo przeprasza, ale nie może...- pociągnęła nosem.
-No to mam kolejny powód, żeby wystrzelić go z armaty z II wojny światowej.
-Hę?
-Powiedział Ci gdzie idzie?
-Nie...chociaż jak się go pytałam to powiedział, że z nikim się nie umawia. Pewnie siedzi w domu...Nienawidzę go!
-Nie ty jedna...Gdzie on mieszka?
-Co...ul. Nowojorska 27, 65
-Niech się szykuje na lanie.
-Czemu...?
-Trudno mi o tym mówić, ale możliwe, że wyląduję w poprawczaku za zabójstwo.
Rozłączyłam się.
Przeprosiłam Schall i ruszyłam do domu Bill'a. Szczerze gówno mnie ten idiota obchodził, zanim nie zranił mojej przyjaciółki. Wreszcie doszłam do domu Bill'a. Zapukałam.
Drzwi otworzyła jego mama.
-Dzień dobry- uśmiechnęła się.
-Dobry, dobry- mruknęłam.- Jest Bill?
-Jest.
-A mogła by go tu pani zawołać?
-Pewnie- uśmiechnęła się, pewnie sądząc, że jestem jego dziewczyną.
-Bill!- zawołała.
-Co?!- zawołał.
-Ktoś do ciebie!
-A kto?
-Jakaś dziewczyna?
-A jaka?
-Złaź tu i już!
Chłopak westchnął i dało się słyszeć zejście po schodach.
Kiedy zobaczył, że to ja otworzył szeroko oczy i omal nie parsknął śmiechem.
Uśmiechnęłam się sarkastycznie.
-Wyjdziemy na dwór- odparłam bez pytania i nawet nie dałam mu założyć kurtki tylko szarpnęłam nim i wyciągnęłam go na dwór.
-Nie chciałam robić wstydu twojej matce.
Zmarszczył brwi.
Kopnęłam go w piszczel.
-Ty idioto!
Walnęłam go z łokcia i jeszcze raz kopnęłam. Już miałam zadać mu cios z liścia, ale on się odsunął.
-Co ty robisz? O co ci chodzi!
-O co? Na serio ,,o co ?"?
Podeszłam do niego, żeby go walnąć, ale on się odsunął.
-O co ci...?
-Jak to o co?
-Nie wiem za co mnie bijesz!- wrzasnął.
-To dopiero początek. Wystrzelę cię z armaty wojennej, a przed tym posiekam ci tyłek na kawałki. Ot, co!
-Odbiło jej!
-Mi? A kto jest na tyle idiotom, żeby tak ignorować...
kopnęłam go.
-Dobra, dobra, przestań!
Wywróciłam oczami.
-Idziesz przeprosić?
-Co? Za co? kogo?
Spojrzałam wymownie w niebo.
-Mojego wujka, wiesz?! Boże, no Schall, idioto!
-Co?- wytrzeszczył oczy.- Za co, niby?
-Och, ale ty jesteś tępy! Ona się w tobie buja, nie?! Debil! Sam mi mówiłeś...
-Powiedziałaś jej?- zrobił wściekłą minę.
-Nie, nic nie powiedziałam! Ale Schall przez ciebie zalewa mi mieszkanie łzami i topi pokój! Zrób coś!
-Czemu?
-Bo inaczej skończysz jak Hiroszimo?
-Niezły pretekst- mruknął.
-Wiem!
-Ale...
-Tak, mówiłeś. Nie możesz zniszczyć swojej reputacji w szkole, wstydzisz się itd., ale mnie to szczerze gówno obchodzi! Masz iść z nią pogadać i powiedzieć jej! Mi powiedziałeś, jej też powiesz!
-Ale...- jęknął.
-Pamiętasz z historii wybuch nad Hiroszimo!? A no właśnie! Idź!
-Idę-mruknął i ruszył.
-W lewo- poprawiłam go.
Ruszył przygnębiony w lewo.
-Kurtka- przypomniałam.
Założył kurtkę.
Ruszył.
-Wróć!- krzyknęłam.
Odwrócił się.
-Podejdź.
Podszedł.
Walnęłam go z liścia.
-Idź!
-Jak ja jej się pokarzę...-mruknął rozpaczliwie pocierając policzek.
-Nie marudź! Hiroszimo, pamiętaj!
-Hiroszimo- mruknął i wzdrygnął się.
Usiadłam na ławeczce i zaniosłam się wielkim śmiechem, aż mama Bill'a wyszła.
-Nic Ci nie jest?
-Mi? Niech pani się boi o syna, a nie o mnie!
-Czemu?
-Miłość boli...- zaśmiałam się. Tym razem nie chodziło mi tylko o to jak go zlałam, chodziło mi ogólnie o miłość. Cóż, może i jestem zupełnie nieromantyczna! Ale...mogę zawsze kogoś zlać, żeby był romantyczny...Polecam się na przyszłość!
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Podoba, się? Wiem, że nie jest walentynkowe, ale właśnie o to mi chodziło.
Lenka Jackson
To jest boskie. A Schall wygląda jak ja i tak się zachowuje. XD
OdpowiedzUsuń