Playlista

czwartek, 2 października 2014

Rozdział 2

*Percy*
Może to głupię ale strasznie się boję. Kiedy tylko powiedziałem Annabeth, że nie mogę jej nic powiedzieć poczułem kłócie w sercu. To pewnie było ostrzeżenie od zwariowanej dyrektorki Heterhof. Kim ona była? Czego szuka? Gdzie mam to znaleść? A gdzie odnieść? I bez niczyjej pomocy.
Starałem sie chodź przez chwilkę o tym nie myśleć. Zaprowadziłem Annabeth na ławeczkę.
-No opowiadaj. -powiedziałem do Annabeth.
-Co mam opowiadać?
-Nie widzieliśmy się tyle czasu nie chcesz mi niczego opowiedzieć?
Spojrzała z podekstytowaniem na mnie tymi swoimi szarymi oczami. I zaczęła gadać jednym tchem:
-Opracowałam pare nowych sposobów na laptopie Dedala. Mam już zaprojektowaną połowe Olimpu. Na zajęciach z architektóry rozmawiamy o takich prostych rzeczach, gdyby oni widzeli ten laptop...Och, bogowie! Mam tyle pomysłów! Zastanawiam się gdzie postawić posąg Zeusa, a gdzie Hery. Może ładnie by wyglądali obok siebie? A Hades? Jego posąg też tam dawać? Myślałam ostatnio o zrobieniu sufitu z chmur. Rozmawiałam o tym z Zeusem. Powiedział, że mu się podoba. Fajnie, nie? Powiedział, że mi w tym pomoże. Ale wiesz jak robie niebo to przydałoby się też zrobić gdzieś coś dla Posejdona. Może taką wielką fontanne z słoną wodą, albo...Co by się spodobało twojemu tacie?
Zmarszczyłem brwi. Starałem się oswoić te informacji, ale dla mojego wodnego móżdżka to chyba było za dużo na raz.
-Czekaj...Na które pytanie Ci najpierw odpowiedzieć?
-No nie wiem. Mam tyle pytań! Z nikim o tym jeszcze nie rozmawiałam. Sądzę, że najpierw z tym Posejdonem. Pewnie się wkurzy jak nie będzie niczego dla niego.
-Tak, pewnie...Zwoła Tsunami!
-Ale mówię serio.
-Morze.
-He?
-Niech będzie dostęp do morza.
-Jakim cudem? Przecież to tak wysoko. Nie dam rade zrobić tam dostępu do morza.
-TY? TY nie dasz rady?
Uśmiechnęła się zawadiacko.
-A robić posąg Hadesa? Robie wszytskich bogów, ale Hadesa? Nie wiem czy to byłoby na miejscu, ale jednocześnie mógłby się wkurzyć. A sala tronowa? Trony będą każde z wzorami danych atrybutów tego boga. A może dla każdego zrobić małą kapliczkę? To by było fajne! Myślałam też o zrobieniu spyzjalnego miejsca dla muz. I dałabym wszędzie głośniki. Byłoby je słychać na całym olimpie. Co o tym myślisz?
-Za dużo informacji na raz.
-Pewnie. Ale na jaki kolor pomalować salę tronową? Może...A co myślisz o zrobieniu coś w stylu takiej wirtualnej. Byłoby widać różne sceny. To by fajnie wyglądało. Troche mi szkoda Hestii, że wypadła z wielkiej dwunastki, może zrobić gdzieś jej takie ognisko. Byłoby miło.
-Pewnie. Bardzo.
-Nic nie zrozumiałeś?
-Nic a nic.
-Ale przynajmniej się wygadałam. Dobra zmieńmy temat...-na chwilę milczała jakby się nad czymś zastanawiała.-A może udałoby ci się potajemnie poprosić o pomoc Posejdona? Sama nie dam rady zrobić tego morza. Wiem! Może ty mi pomożesz? Pomożesz? Proszę, proszę, proszę!!!
-Pomogę.
-Jest! A co z tymi posągami? Gdzie je poustawiać? Robić posąg Hadesa.
-Twój wybór. Ja tam nie przepadam za gościem, ale...
-Hm...A podoba ci się pomysł z ogniskiem?
-Nie pamiętam o co chodziło z ogniskiem, ale znając twoje pomysły podoba mi się.
-A te świątynie? Fajnie by było jakby każdy miał swoją. Prawda?
-Tak.
-Och, przepraszam! Cały czas gadam o tym Olimpie!
-Nie, nie spoko.
Kiedy gadała mi o tych jej architektonicznych sprawach nie myślałem o Psycho Dyrektorce.
-Coś się stało.
-Nie.
-Tak.
-Nie, serio nic.
-Nie kłam. Nie umiesz kłamać.
-Prosze, Annabeth...
Zaczęła zabijać mnie wzrokiem.
-Przestań.
-Nie przestane puki nie powiesz.
Odwróciłem wzrok. Bałem się, że za chwilę zmusi mnie do powiedzenia, a wszystko co dla mnie ważne zostanie zniszczone, a ja w pierwszej kolejności.
-Ależ ty jesteś uparciuch.
-Ty większy!
-Percy...
-Annabeth...
Popatrzyłą wymownie w niebo.
-Dobra, niech ci będzie. Na razie dam ci spokój. Ale narazie.
-Tak wiem.
-No to teraz ty opowiadaj.
-Co chcesz wiedzieć?
-Jak tam w szkole?
-Fajnie.
-Tylko tyle mi powiesz?
-Y...Bardzo fajnie?
-Wkurzasz mnie.
-To właśnie był mój cel.
-A moim celem jest nie wkurzać się, nie wszystkim się udaje.
Długo nie było nam dane rozmawiać bo po krótkiej chwili zadzwoniła koncha na obiad.
Annabeth nie ruszyła do szeregu dzieci Ateny, szliśmy razem trzymając się za ręce. Och, Annabeth jak ja się za tobą stęskniłem!!!
Lecz kiedy doszliśmy byliśmy niestety zmuszeni usiąść na swoich miejscach. Annabeth doszła do gromadki nastolatków i od razu wcięła się w rozmowę przestając mnie zauważać. Ja siedział, sam, samiutki, jedyny. Starałem się nie czuć się samotny, ale tak było. Nie chodziło tylko o siedzenie sam przy stoliku, głównie chodziło mi o moje zadanie. Musze je wykonać sam jeden, a do tego nie mogę o tym niekomu powiedzieć, a jakby tego było mało to dokładniej nie wiem co mam zrobić. Nie wiedziałem? Wiedziałem. Przynajmniej co najpierw powinienem zrobić. Ale zrobić to muszę samotnie. Nie miałem ochoty opuszczać reszty.Ale czy mam wybór?
*Annabeth*
Strasznie wczuliśmy się w rozmowę jak to kto spędził rok, jakie ma plany na wakacje, troche pojawiło się też o teoriach Archimedesa i innych, ja powiedziałam troche o liceum architektonicznym i planie na olimp. Wszystkich bardzo ciekawiła ta sprawa Olimpu. Dużo osób zapropoonowało mi pomoc. Jedna dziewczyna była świetna w rzeźbiarstwie, zgodziłam się aby wykonała z dwa posągi. Każdy miał tyle do opowiedzenia i tyle się chciał do wiedzieć, że (co się z reguły nie zdarza dziecio Ateny) zapomnieliśmy o zielonej rzeczywistości. Nagle ni z Hermesa ni z Hadesa poczułam leciutkie ukłucie w sercu i jakiś głos w mojej głowie powiedział mi:
Powstrzymaj go! Puki nie jest za późno! Znajdź go! Puki masz jeszcze kogo szukać!
Nie wiem skąd, ale wiedziałam, że chodzi o Percy'ego i, że muszę go szybko znaleźć.
Wstałam gwałtownie od stolika.
-Co?-zapytało jedno z mojego rodzeństwa.
-Y...Muszę iść!
Szybko pobiegłam do stolika Posejdona. Nikogo nie było. Pobiegłam do domku Percy'ego. Nikogo nie było. Poszłam na plaże, Percy zawsze tam był kiedy nie było go na moim polu widzenia, uwielbiał tam przesiadywać, zawsze mówił, że lubi być blisko morza, ale ja wiedziałam, że wszędzie ktoś coś od niego chce nie ma ani chili spokoju, tylko tu może być sam, sam jedyny. Ale tam też go nie było. Wbiegłam do lasu. Jeżeli nie było go w obozie gdzieś musiał być. Nagle usłyszałam głosy. Zatrzymałam się i zchowałam za drzewo.
-Prosze, jedna osoba! Powiem tylko jej!
-Nie! Sam. Masz to zrobić sam.
-W takim razie prosze o inną rzecz. Jak mi się nie uda to...Zniszcz tylko mnie, nie niszcz tego co kocham.
-No...Niech ci będzie, ale w takim razie twoja śmierć będzie wyjątkowo okrutna. A teraz zmykaj. Masz mało czasu!
-Dziękuję.
Usłyszałam kroki, które szły w moją stronę. Zbliżały się co raz bardziej. Już! Jeden kroczek!
-Annabeth!-krzyknął Percy. To był on? Nie umiem uwierzyć! O co chodziło w tym wszystkim.-Annabeth zaraz wszystko ci wytłumaczę.
-Co masz mi tłumaczyć? To zniknięcie? Nie powiem, wkurzyłeś mnie! Szukałam cie po całym obozie i właśnie szłam i wpadłam na ciebie-Może wspomninałam: Atena zawsze ma plan. Kłamałam, ale to była wyjątkowa sytuacja.
-Och, to dobrze!
-Co dobrze? Że cię szukałam jak jakaś idiotka? Rzeczywiście bardzo dobrze!-musze powiedzieć, że udawałam dobrze.
-Nie...Nie ważne! Chciałem się przejść. Sam.
-I byłeś sam.
-Taak-widziałam, że kłamał i widziałam jak dużo bólu mu to sprawiało. Musiałam się dowiedzieć czegoś więcej, ale widziałam jak go to męczy, nie chciałam żeby się tak czuł.
-Idziesz?
-Nie.
-Jak to nie?
-Ja...chcę pobyć chwilę sam.
Chwilę? Wieżysz mu? Zostawisz go na tą 'chwilę', a stracisz go na zawsze. Jeśli mu wieżysz to jesteś idiotką. Czemu ja ci właściwie pomagam?-znowusz słyszałam ten głos.
Sama chciałaś. Mogłem to zrobić ja.-mówił tym razem inny głos.
Nie mów do niej! Mieszasz jej! W każdym razie: Nie zostawiaj go na tą 'chwilę', albo zostaw go na zawsze.-odpowiedział pierwszy głos.
-Nie!!-krzyknęłam. Percy zmarszczył brwi.-Nie wiem co knujesz, ale nie zostawię cię tutaj.
-Annabeth...
-Mówię, nie!
-Przepraszam-pocałował mnie.-Mam nadzieję, że mi wybaczysz.-po czym pobiegł ile miał sił w nogach, ku wyjściu na miasto.
Biegniesz? No biegnij! Możesz mu wybaczyć tak jak cię prosił i stracić go na zawsze, a możesz pobiec za nim i zrobić co trzeba.
Wkurzał mnie starsznie ten głos, ale dobrze gadał. Ruszyłam szybko za nim.
Percy zawsze był ode mnie troche szybszy, ale teraz byłam tak rozkojarzona, że lepiej biegałby człowiek bez obu nóg, ważący 300 kilo. Wiedziałam, że w ten sposób go nie dogonie, więc wpadłam na lepszy pomysł. Zagwizdałam głośno. Zaraz pod mój dom zajechała TAXI.
Otworzyłam drzwiczki i wpadłam do środka.
-Za Percy'm Jacksonem.
-Złotko najpierw drachmy.
Przeszukałam kieszenie. Znalazłam tylko jedną drachmę.
-Mam jedną.
-Jedną? Za to cie mogę podwieźdź dwa metry, a nie biegać za turbo-herosem.
-Proszę! To bardzo ważne. Mogę dać wam co innego.
Wszytski trzy kobiety zwróicły na mnie oczy, a raczej sumując jedno oko. Jedna z nich miała jedno oko, a reszty w ogóle.
-Oko-powiedziały wszytskie na raz.
-Och, nie! Oka wam nie dam!
-No to fora ze dwora!
-Y...A co powiecie na to? -wyjęłam z kieszeni amerykańskie monety.
-To sztuczne! Nie oszukasz nas podróbami! To nawet nie wygląda jak drachmy.
-Tak wiem! Ale właśnie za takie monety możecie dostać oko.
-Na prawdę?
-No przecież! Tyle ludzi wymienia się oczami za takie sztuczne pieniądze.
Wymieniły spojrzenia po czym powiedziały jednocześnie:
-Bierzemy.
Dałam im troche kasy, a one zaczęły pędzić milion na godzinę. Zamknęłam oczy. Nie chciałam patrzeć na nienaturalnie wirujący świat. Kiedy je otworzyłam zachamowaliśmy z chukiem.
-Prosze, bardzo. A gdzie możne znaleźć tych ludzi?
Popatrzyłam przed siebie zobaczyłam tam Percy'ego siedzącego an ziemi patrzącego an jakąś książkę.
Szybko wybiegłam z taksówki.
-Dziękuję!
Pobiegłam do Percy'ego. Gdy byłam blisko postarałam się iść cicho i pozostać nie zauważona. Kiedy stałam już nad nim nadal mnie nie zauważył. Chwilę stałam tak nad nim strasznie uradowana, że go znalazłam.
-A tak właściwie to co czytasz?
Percy podskoczył i nim się spostrzegłam stał trzy kroki ode mnie.
-Co ty tu robisz?
-Lepszym pytaniem byłoby co ty tu robisz?
-Ja...Annabeth!
-Pobyć sam? Percy, proszę cię! Mi możesz powiedzieć! Chcę ci pomóc!
-Pomóc? Dobra w takim razie mam do ciebie proźbę: wróć do obozu i zawiadom Chejrona, że musiałem gdzieś wyjechać i czekaj na mnie w obozie.
Percy odwrócił się ode mnie i poszedł, ale ja nie odpuszczałam i poszłam za nim.
-Percy! Proszę!
-Ja też cię proszę!-spojrzał na mnie. Zauważyłam, że ma łzy w oczach.-Ja...Nie mogę! Chcę, ale nie mogę więc nie proś więcej, nie pomagasz! Musze zrobić coś.
Biedak! Oj, taki biedak! No patrz na niego! Pomóż mu!
-Wracaj do obozu. Co kolwiek masz zamiar zrobić, zrobisz to jutro. Musisz się przyszykować. Trochę odpocząć. Nie będę cię męczyć, ale...Z resztą rób co chcesz!-nie wiedziałam co ja na bogów robię. Ale wiedziałam, że tylko tak mogę mu pomóc.
Odwróciłam się i powolnym krokiem ruszyłam w stronę obozu. Na chwilę obejrzałam się do tyłu. Percy stał. Patrzył na mnie jak odchodzę. Dalej miał łzy w oczach. Praktycznie widziałam jak przeklina w duszy, ale ruszył w moją stronę.
-W zasadzie to mogę zacząć jutro.

*Cavin*
Ńnee! To wcale nie jest dziwne! Jestem herosem! Percy jest herosem! A jeden z moich rodziców ma co najmniej miliardy lat. Pfe! Życie jak każde inne. Taki se gadanie! Tak serio to cieszę się, że jak już mam takie życie to dziele je z moim kumplem Percy'm. Chociaż nie zwraca na mnie uwagi od przybycia do Obozu. Ma tu swoją dziewczynę. Annabeth. Kumpel już mu nie potrzebny. Poznałem za to paru kolesiów z domku Hermesa. Byli łobuźarscy i zabawni. Bardzo podobało mi się takie grono. Po kolacji chciałem podejść do Percy'ego , ale nie miałem zielonego pojęcia gdzie jest. Wracając z kolazji Chejron wpadł na mnie, chyba specjalnie, nie wiem, nie wnikam, w każdym razie jak już na mnie wpadł od razu powiedział, że musi ze mną porozmawiać. Zdziwłem się i przestraszyłem. Rozmawiałem już z tym miłym centaurem, ale teraz wyglądał na zaniepokojonego.
-Cavin. To ważne!
-Ja nic nie zrobiłem!
-Nie chodzi mi o to! Ja cię o nic nie oskarżam. Chodzi o coś innego.
Zaprowadził mnie na ławeczkę.
-Chodzi o Percy'ego.
Od razu się przeraziłem.
-Od kiedy przyszedł jest według mnie bardzo nie spokojny. Pół godziny temu zniknął z obozu. Rozmawiałem z Annabeth przez iryfon. Znalazła go. Nie wie o co chodzi. Percy nie chce jej powiedzieć. Wie tylko, że musi wykonać jakieś zadanie.
-I co ja mam z tym wspołnego?
-Może coś wiesz/....
-Nic, nie wiem. Proszę nie mieszajcie mnie w to!
-Dobrze, Cavin. Dziękuję.
I odszedł w smutku.
-Zachowywał się jakoś dziwnie! Jak najszybciej wyjechał z colagu. Nie wiem o co mu chodziło.
-Momencik. Do jakiej szkoły wy chodziliście.
-W Levirg Academy
-Och, bogowie!
-Co?
-Jest źle.
-He?
-Nie ważne. Nie będę ci tym zaśmiecać głowy.
Uciekł jak najszybciej najwyraźniej bardzo nie chciał mi nic powiedzieć.
Na ognisku nie było ani Annabeth, ani Percy'ego. Śpiewaliśmy cudowne radosne pieśnie, do momentu, aż wparowali Percy i Annabeth. Wszyscy spodziewali się jakiś nowin, ale nic takiego nie zaszło. Każdy usiadł na swoje miejsce. Jakby się pkłócili. Starali wczuć się i śpiewać razem z resztą, ale im się to nie udawało. Nagle Chejron wstał i zaczął:
-Muszę coś powiedzieć...
-Nie! To ja muszę coś powiedzieć.
Nie wiem skąd jakaś rudowłosa dziewczyna stanęła obok Chejron.
Wyglądała jak w transie. Wszyscy zaczeli ochać i achać, albo piszczeć. Tylko je nie wiedziałem o co chodzi. Rudowłosa zaczęła niebezpiecznie zmierzać w stronę obozowiczów. Kiedy dotarła zaczęła przedzierać się przez tłum. Wtedy zauważyłem do kogo tak na prawdę szła. Zmierzała ku Percy'emu.
Kiedy doszła złapała go za ramiona i zaczęła:
Morze wyschnięte, wyspy zalane
Samotny heros rusza na wyprawę
W niewiedzy dwójka innych za nim wyruszy
By cechom złodzieje oddać skrawek duszy
Miłość zastygnie, nienawiść stopnieje
Nagrobek gotowy milczenia nie podziela
Kłamstwo jedynym dla niego ratunkiem
Ptak pływający zawsze tajemnicy dotrzymuje
Po czym zacisnęła mocniej nadgarstki na jego ramionach i póściła rozluźniając wszytskie mięśnie
Rudowłosa dziewczyna jakby w ciągu sekundy stała się normalna i uśmiechnęła się szelmancko.
-No co?
Wszyscy na nię spojrzeli. Percy miał skuloną głowę.
-Rachel...-Zaczął Chejron.
-Co?-dalej uśmiechała się milutko.
-Właśnie wypowiedziałaś przepodwiednie.
-Serio?-zapytała przechylając piegowatą buźkę i dalej się uśmiechając jakby nie wiedziała co się tu dzieje.
-Tak....Zapomnijcie o tym herosi. Porozmawiamy później. Jak już mówiłem muszę coś powiedzieć. Jutro odbędzie się zdobywanie sztandaru, a teraz odejdźcie.-powiedział to  tak stanowczo, że wszyscy wstali na wznak. Nawet ja. I ruszyli w stronę domków.-Percy. Ty nie. Annabeth i Cavin zostańcie.
Stanęliśmy jak wryci.
-Najpierw porozmawiam z Precy'm. Wy poczekajcie.
Usiadłem obok blond włosej dziewczyny.
-Samotny-mruczała pod nosem.-Na wieczną Atenę, to chore! Przecież wyruszy z nim ktoś jeszcze więc jak samotny.
-W niewiedzy.-powiedziałem a ona spojrzała na mnie dziwnie.
-Co?
-W niewiedzy. Mają wyruszyć na misję o której nic nie wiedzą,  oprócz Percy'ego. W ten sposób samotny. Po co ja tu właściwie jestem?
-Nie wiem...
Nagle podeszli do nas Chejron i Percy.
-Percy jutro wyrusza na ,,tajemniczą misję". Ma prawo zabrać dwóch herosów z sobą.
-Ja pójdę!-zgłosiła się Annabeth. Percy na nią nie patrzył miał wzrok wbity w ziemię. Ale odwarzył się i powiedział:
-Cavin...Pójdziesz?
-Co? Że, ja?
-Percy, to nie jest najlepszy pomysł. Cavin jest nowy...Nie jest jeszcze wyszkolony....Nawet nie został jeszcze uznany.-tłumaczył Chejron. Percy podniósł głowę i powiedział:
-Jak nie?
Wszyscy wlepili we mnie wzrok. Pierwszą osobą, która się odezwała był Chejron:
-Witaj Cavinie. potomku Hermesa.


_________________________________________
Podoba się?
Perca♥
Szablon by Devon