Playlista

środa, 3 lutego 2016

Anioły Chcą Do Nieba. Chapter I ~ Anioł

***Nate POV***
-Musimy tam z Tobą jechać? - jęknął Math.
Spojrzałem na Dave'a. Z jego miny wyczytywałem, że jest bliski przywalenia mu. Math pytał o to już chyba 20 razy.
-A ja tam zawsze lubiłem Molly- powiedział Louis.
Było to oczywiste. Nie dało się Molly nie lubić. Była dziwną osobom i cóż...młodszą siostrzyczką Dave'a, czyli także naszą młodszą siostrzyczką. Jednocześnie czasami nieracjonalną, samolubną i olewawczą, ale miała w sobie takie coś, że po prostu użekała cię. Prawie zawsze żuła gumę i non stop chichotała. Rzucała sarkazmami i żarcikami na prawo i lewo. Miała dość zmienne humorki. Była w stanie podejść do ciebie bez powodu i cię przytulić, ale niewiele jej potrzeba było, by chwilę po tym nawrzeszczeć na ciebie, a potem nie odzywać się do końca dnia. Bywała bardzo materialistyczna. Zwracała uwagę na to jak zasłony w kuchni komponują się ze sztućcami, albo czy nie za stary jest jej telefon. Była jednak bardzo wielkoduszna. Wiele razy wykupywała swoim koleżanką całe galerie handlowe. Na co oczywiście pozwalały jej niesamowite zarobki rodziców Dave'a i Molly.
Z tego też powodu cała nasza czwórka, piątka razem z Molly, mieszkała w domu Dave'a. Była to 3-piętrowa villa. Na dole była kuchnia, w kolorze miętowym (dla mnie to najzwyczajniejszy zielony, ale faceci to daltoniści), łazienka i wielki salon. W salonie naszym ulubionym miejscem jest potężna, chorobliwie wygodna kanapa, na której spędziliśmy najwspanialsze chwile naszego życia. Przed kanapą znajduje się nowoczesna plazma. Na piętrze są pokoje: Dave'a, Matha, Molly i jeden gościnny. Oczywiście wszystkie pokoje są wyposażone w łazienki i plazmy. Znajduje się tam także salon gier. Louis potrafi spędzić tam okrągły dzień, Dave i Math też lubią tam przebywać, mnie jednak nigdy nie kręciły tego typu zabawy. Na drugim piętrze były pokoje: mój, Louisa, rodziców Dave'a (chociaż odwiedzali go raz na rok) i jeszcze jeden gościnny.
Villa ta nie była by villą, bez wielkiego basenu na dworze i cudownego ogródka. Ogólnie wszystko to wyglądało jak pięcio gwiazdkowy hotel. A mimo to czuło się tu tak cudowną atmosferę jak w ciepłym, małym i rodzinnym domku.
Dave warknął tylko i wyjął telefon z kieszeni, bo zaczął wibrować.
-Molly!- ucieszył się. Zapanowała taka cisza, że ja, jako najbliżej położony, dokładnie słyszałem co jego siostra ma mu do powiedzenia.
-Em...no...hej-powiedziała lekko zmieszana.-Więc jest taka sprawa, ten tego...nie było okazji przedtem, więc pytam teraz. Moja przyjaciółka przyjechała tu razem ze mną. Przeprowadza się tutaj...i ten...na razie nie ma gdzie mieszkać, byłoby super gdybyś pozwolił jej troszkę u nas pobyć zanim znajdzie jakieś dobre lokum. Oprócz tego jest super miła i umie dobrze gotować, zaoferowała się, że może to robić....błaaaaaaagaaaam!- jęknęła.
-Molly...-zaczął Dave poważnie.
-Proszę!- wykrzyknęła dziewczyna, przerywając mu. Z oddali dało się słyszeć czyjeś: nie tak głośno.
-Molly, przecież co chwila odwiedzają nas twoje koleżanki, mówiłem ci, że możesz przyprowadzać kogo chcesz. Była umowa. Nie rozumiem o co jeszcze pytasz- wytłumaczył spokojnym głosem mój najlepszy przyjaciel. Strasznie kochał swoją siostrę, był w stanie zrobić dla niej wszystko, a gdyby ktoś ją skrzywdził, zawsze miał z nim do czynienia. Ona sama także uwielbiała swojego brata. Tworzyli idealne rodzeństwo.
-Jeej!- pisnęła radośnie.-Przyjedziecie po nas na lotnisko?
-Tak, wszyscy- powiedział Dave, akcentując ostatnie słowo i patrząc wymownie na Matha, który od rozstania z swoją dziewczyną, co miało miejsce dobre 2 miesiące temu, był nieznośny.
-Fajnie...a, lot ma opóźnienie 30 minut, więc bądźcie na 10:30, ok?
-Mhm, dobra- powiedział, spoglądając na zegarek. Zrobiłem to samo. Była 8:13.- to pa. Dobrego lotu.
-Dzięki...-teraz ściszyła głos.-że ją przyjąłeś. Dziewczyna nie ma lekko.
Po czym się rozłączyła. Spojrzałem na niego pytająco. Wzruszył tylko ramionami i zwrócił się do reszty przyjaciół, którzy nic nie słyszeli.
-Molly przyjedzie z przyjaciółką. Bądźcie mili. Pamiętajcie: ta dziewczyna kim kolwiek jest ma takie samo prawo mieszkania tu, co wy, bo to przyjaciółka mojej siostry, która ma tu takie samo prawo mieszkania co ja- powiedział przywódczo Dave.
Louis zrobił przestraszoną minę.
-Błagam nie Katherina, ona jest chora! A może to ta snobka Drew?! Niee!
Przewróciłem oczami i odezwałem się po raz pierwszy od jakiejś godziny:
-Nie, to jakaś nowa.
-Oby...-szepnął. Zrobił taką minę, że mimowolnie się uśmiechnąłem. Nagle poderwał się z kanapy i już wiedziałem, że szykuje się przedstawienie.
-Kim jestem?- zapytał i zaczął przechadzać się po pokoju ze zdegustowaną miną, podszedł do mnie i prychnął. Minął mnie, podszedł do lampy.
-Nate, do cholewci, ta lampa znowu jest krzywo- jęknął przeciągle.- Molly, przesoliłaś zupę! Dave masz rozwiązaną sznurówkę! Math dostaję białej gorączki jak widzę twoją minę, wyglądasz jak rozgotowany ziemniak! Louis śmiejesz się jak małpa! I kto wypił moją ostatnią dietetyczną colę?!- wysyczał powodując salwę śmiechu.
-Dakota!- krzyknęliśmy zgodnie.
-Dobra, dalej!...Nate, kociaku- wymruczał mi do ucha, wywołując u mnie złe wspomnienia usilnie przystawiającej się do mnie pustaczki.
-Katherina, zejdź ze mnie- skrzywiłem się.
Wszyscy się śmiali, ale dla mnie te tygodnie zeszłego lata były czystą udręką.
-Zastanawiam się jaka będzie ta jej koleżanka. Słyszałeś to ostatnie co powiedziała, nie?- szepnął mi do ucha Dave, podczas gdy reszta bawiła się w Drew.
Przytaknąłem.
-Może chodziło jej o kasę- zaproponowałem.
-Wątpię. Molly powiedziałaby wtedy prosto z mostu, że jest biedna, chociaż może to też, myślę jednak, że tu chodzi o co innego- mówił dalej przyciszonym głosem.- Już jednego depresanta musimy znosić.
Posłałem mu karcące spojrzenie. Ja nie potrafiłem o nic winić Matha, ani o nic podejrzewać nowej współlokatorki. Nie ważne co by się w tym domu nie działo, zawsze czułem się za to odpowiedzialny i temu winny. Chociaż to był dom Dave'a, a najstarszy był Math, to i tak zawsze gdy coś było na rzeczy sumienie kazało mi pomóc. Może dlatego, że z całej tej bandy to ja byłem...cóż...najmilszy.
***Hope POV***
-Zgodził się- powiedziała wesoło Molly, chowając telefon do kieszeni.
Nie podzielałam jej radości. Wręcz przeciwnie. Obawy zżerały mnie od środka.
-Mieszka tam tylko twój brat?- upewniam się.
-Nie- mówi z uśmiechem Molly, kładąc tym samym na mnie wyrok i zawał serca.-Przecież nigdy nic takiego nie mówiłam. Jeszcze trójka jego przyjaciół.
Serce stanęło mi w gardle.
-Molly-wydukałam.-Czy jesteś świadoma, że robię to nielegalnie?
Spojrzała na mnie, wzdychając z dezaprobatą. Miałam ochotę jej przywalić. Przez chwilę żałowałam, że się w to wpakowałam, ale starczyło, że przypomniałam sobie moje małe piekło. Wzięłam dwa głębokie oddechy.
-Zostawiłam mu karteczkę, że się wyprowadzam i ma mnie nie szukać, a jakby ktoś pytał to wyjechałam na studia. Musisz im wmawiać, że ze mną okay. Że mam kochaną rodzinkę i po prostu chciałam pozwiedzać świat. Błagam. Nie znam ich, ale jestem niemal pewna, że żaden z nich nie chce mieć na głowie uciekinierki- wytłumaczyłam przez zaciśnięte gardło.
-Wyluzuj, oni są spoko, a ja im nic nie powiem. SPOKO- mówiła nawet na mnie nie patrząc.
Bez słowa ruszyłam za nią przez lotnisko. Chowając moje obawy w głąb serca.
***20 min później***
Przełknęłam głośno ślinę i zacisnęłam rękę na kolanie. Byłam strasznie uległa i Molly łatwo wybłagała miejsce przy oknie.
-Proszę zapiąć pasy, startujemy- usłyszałam szorstki głos jakiejś pani.
Zrobiłam to już dawno. Posłałam przerażone spojrzenie w stronę Molly. Ona tylko przewróciła oczami. Czasami miałam ochotę jej przywalić. Czasami.

***Nate POV***
Byłem strasznie uległy. Starczyło pół minuty i chłopacy przekonali mnie, że to moim autem jedziemy i to ja prowadzę. Wpakowaliśmy się do mojego Volva i już po chwili byliśmy na lotnisku. Po drodze oczywiście Louis pieprzył coś o tym, że jeżeli dziewczyna będzie ładna to sobie ją zamawia, Dave wtedy na niego nawrzeszczał. Oczywiście był kochanym człowiekiem i nie chciał, by jakaś Bogu ducha winna koleżanka Molly miała przez niego złamane serce. Na lotnisku było strasznie tłoczno, w końcu za niedługo wakacje. Dave starał się wypatrzyć gdzieś Molly, ale ni w cholere ich nie było. Samolot powinien wylądować jakieś 20 minut temu. Nagle jednak sama wyłoniła się z tłumu.
-Braat!- usłyszałem jej melodyjny głos, wpadła mu w ramiona i trwali tak w uścisku dobre parę chwil. Gdy nagle ona odwróciła się jakby sobie o czymś przypomniała i zaczęła wodzić wzrokiem po pomieszczeniu.
-Kobieto, nie wlecz się tak!- wykrzyknęła. Z tłumu wyłoniła się dość niska i szczupła dziewczyna. Jej blond, proste włosy opadały, zasłaniając jej tym samym twarz. Była schylona i taszczyła za sobą dwie wielkie walizy, a na ramieniu miała torbę. Siłowała się z tym mozolnie.
-Może...gdybyś...mi...pomogła- usłyszałem zachrypnięty głos. Przeszedł mnie dreszcz, przyjemny. Dave ruszył w stronę dziewczyny. Odebrał od niej walizki. I wtedy się podniosła. Straciłem oddech. Przez chwilę myślałem, że umarłem i widzę anioła. Blond włosy, do ramion okalały bladą twarz. Jasne usta rozciągnęły się w dziękującym uśmiechu. Dałbym się zabić, żeby patrzeć na to wiecznie. Byłem tak zafascynowany spojrzeniem jej morskich oczu, że nie przyuważyłem, że ma krótkie spodenki i bluzkę na ramiączkach, co było niepoważne zważając, że na dworze jest zimno. Powoli podeszła w naszą stronę. Chociaż usta lekko się uśmiechały, oczy miała jakieś takie smutne. Nagle coś przysłoniło mi widok tej anielicy, a było to dokładniej okropnie mocno pachnące jakimiś perfumami cielsko Molly, która w przypływie ekstazy, rzuciła się na mnie z miśkowatym uściskiem.
-Tęskniłeś?- zapytała z sarkastycznym uśmieszkiem.
-Płakałem po nocach- powiedziałem z udawaną powagą.
-A ja nie- zaśmiała się dziewczyna. Odsunęła się ode mnie, a przed oczami stanęła mi ta sama blondynka. Chyba dostała jakąś wiadomość, po spoglądała w telefon. Naskrobała może dwa słowa, zablokowała telefon i schowała do tylnej kieszeni spodenek. Wyglądała jak płatek śniegu. Taka mała, krucha i zagubiona, jak w śnieżycy. Molly zdążyła przywitać się z Mathem i Louisem i dopiero zwróciła uwagę na tą dziewczynę. Niezbyt sympatycznie.
-Chłopacy, a to Hope- wyśpiewała Molly, robiąc jakiś dziwny ruch ręką, wskazujący na dziewczynę.
Hope. Jakie piękne imie. Nadzieja.
Z zamyślenia wyrwało mnie moje imie.
-To jest Nate- powiedziała brunetka. Uśmiechnąłem się do Hope i pomachałem jej ręką, wskazując, że to ja. Dziewczyna przeszyła mnie wzrokiem. Chyba spojrzała na mnie po raz pierwszy. Zatrzymała się na oczach, chwilę patrzyła po czym przygryzając wargę odwróciła wzrok w stronę Dave'a, którego przedstawiała jej Molly.
Hope. W mojej głowie, jak echem. Nadzieja. Czy była nadzieją?
Płatek śniegu...
Oświecenie!
-Przecież na dworze jest cholernie zimno- powiedziałem, zanim zdążyłem pomyśleć co robię. Wszyscy spojrzeli na mnie pytająco.- Na dworze jest zimno...i pada
Wtedy wszyscy odwrócili się w stronę Hope. Ona sama miała zdezorientowaną minę.
-Kobieto! Wzięłaś bluzę, hę?- zapytała Molly.
-Jaaa...przecież jest końcówka maja-usłyszałem znowu ten melancholijny głos z chrypką, która dodawała mu oryginalności. Mimowolnie zacząłem się zastanawiać jak brzmi jej śmiech.
-Mhm...tyle, że u ciebie ta końcówka maja jest dwa razy cieplejsza niż tu. Kobieto, przecież Londyn słynie z okropnej pogody!- zarzuciła jej Molly.
Hope przewróciła oczami i zlustrowała nas wszystkich wzrokiem. Każdy z nas miał bluzę.
-Noooo, fakt- powiedziała, po czym wzruszyła ramionami.- Przecież to tylko do auta, nie umrę.
-Em...parking jest daleko-odezwał się Dave.
-Ja cię przytulę, złotko- powiedział Louis. Wszyscy spojrzeli na niego pytająco.
Hope wzdrygnęła się. Miałem wrażenie,  że wolałaby zamarznąć.
-Louis, zostaw biedną Hope- powiedziała z obrzydzeniem Molly, spoglądając ze współczuciem na swoją przyjaciółkę.-A ty, kobieto, lepiej znajdź sobie coś, bo później nas wszystkich pozarażasz, pogoda jest paskudna.
Blondynka westchnęła.
-A co mam sobie urodzić ubrania?- zapytała. Nie była zła. Nie była podirytowana. Była...spokojna. Przez cały czas perfekcyjnie spokojna.
Nagle wpadłem na pomysł godny nobla.
-W bagażniku jest chyba moja bluza, zostawiłem ostatnio-powiedziałem przez zaciśnięte gardło. Bałem się, że mnie odrzuci jak Louisa.
-Facet, 100 punktów za szybki refleks- jęknęła Molly.
Wymieniliśmy się spojrzeniami. Zawsze sobie dokuczaliśmy. Taka tradycja.
-Pójdę po nią, ale potem i tak cię uduszę, mała zołzo- powiedziałem.
-Oczywiście...duża zołzo-zaśmiała się.
Hope patrzyła speszona na swoje buty.
Uśmiechnąłem się do niej i ruszyłem w stronę wyjścia. W bagażniku mojego auta, które dostałem na 18 od taty. Wyjąłem bordową najzwyklejszą, nierozpinaną bluzę z kapturem. Zostawiłem ją tu ostatnio, gdy jechałem do szkoły, a o dziwo zrobiło się cieplutko. Ruszyłem żwawym krokiem  z powrotem do budynku. Cała grupka stała zaraz przy wyjściu. Poszukałem wzrokiem Hope, ale ona gdzieś zniknęłam.
-Rozmawia-burknęła, z niewiadomego mi powodu zestresowana Molly. Wskazała głową w stronę gdzie teraz wszyscy patrzyli.
Hope opierała się lewym ramieniem o ścianę, była do nas bokiem. Było tu na tyle głośno, że chociaż stała zaledwie parę metrów od nas, nie było słychać ani słowa. Cały spokój z niej uleciał. Poddenerwowana przygryzała dolną wargę. Oczy miała lekko zaszklone. Słuchała kogoś po drugiej słuchawki. Nic nie odpowiedziała, tylko się rozłączyła. Zamrugała parę razy, nie przyznając się do łez i znowu przybierając postawę spokojnej podeszła do nas.
-Co powiedział?-zapytała nerwowo Molly.
Hope tylko pokręciła wyraźnie zmartwiona głową.
Wszyscy nagle udali, że są czymś zajęci. Math patrzył gdzieś w dal, Dave mówił coś do Louisa, a ten chociaż udawał, że słucha. Ja nagle zainteresowałem się sznureczkiem bluzy, którą trzymałem w rękach, a tak serio podsłuchiwałem.
-On...nieistotne...-szepnęła Hope. Po czym zaczęła robić to znowu. Udawać.
Podszedłem do niej i podałem jej bluzę, gdy ją odbierała przez przypadek lekko musnęła mnie palcem. Miała zimne ręce, a jednak fala gorąca rozlała się po moim ciele. Spojrzała na mnie z wdzięcznością. Nie musiała dziękować, nie musiała się sztucznie uśmiechać. Nie chciałem sztucznego uśmiechu.
-Będzie za duża- powiedziałem.
Wzruszyła ramionami i przeciągnęła ją przez szyję. Bluza wisiała na niej jak worek. Wyglądała cudnie. Włosy miała teraz pod bluzą. Czekałem, aż je poprawi. Nic takiego się nie wydarzyło. Zdziwiłem się. 
Ale ona miała rację. 
Tak było idealnie.



THE END

Dla paru zaćmionych mózgów:
POV - Point of View - punkt widzenia

No, to tak. Oto i pierwszy rozdzialik ACDN.
Dla kolejnych zaćmionych mózgów:
ACDN- Anioły Chcą Do Nieba

Co sądzicie o tym? Sama nie wiem. Ten pierwszy był dla mnie trudny, kolejne łatwiej mi się jakoś pisało. Z resztą nieistotne.
Bardzo Was proszę o szczere komentowanie. Błagam, komentujcie! Nie wiem, czy wam się nie chce, czy po prostu uznajecie to za tak beznadziejne, że szkoda się silić. Bardzo Was proszę/
Nie jestem zadowolona z tego rozdziału tak jakbym chciała, ale opinia należy do Was.

UWAGA!!!
Ważna informacja:
Kolejny rozdział pojawi się w następnym tygodniu (środa/czwartek/piątek)
3 rozdział pojawi się za następny tydzień (piątek/sobota/niedziela) i każdy kolejny będę dodawać co 2 tygodnie w weekendy.
To tyle. Mam nadzieję, że wytrwam w tym postanowieniu o regularnych rozdziałach.
Tymczasem idę korzystać z ferii (czytaj: wychodzę ze znajomymi).
Miłego dnia, pozdrawiam, buziaki,
Less Sill~~

3 komentarze

  1. Rozdział był bardzo dobry, ale mam kilka uwag, mianowicie:
    Po pierwsze:Chłopcy, nie chłopacy (wprawdzie wyraz którego użyłaś według słowników jest poprawny, ale wiele osób o tym nie wie, zresztą nie brzmi on zbyt dobrze)
    Po drugie:Staraj się uważać na powtórzenia. Nie chodzi mi o te zastosowane specjalnie, co to, to nie, ale w paru miejscach zdarzyło Ci się użyć tych samych wyrazów.
    Po trzecie:Więcej opisów.
    Po czwarte:Zwolnij trochę akcję (ale bez przesady).
    Tak poza tym było świetnie.
    Opisy charakterów bohaterów-miód malina.
    I pamiętaj, że to co napisałam powyżej to tylko dobre rady, które mają za zadanie Ci pomóc, nie utrudnić życie.
    Jak pisałam wcześniej bardzo podoba mi się twój styl pisania i czekam na więcej.
    Pozdrawiam ciepło.
    ~Anonim Juleśka ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. HEJ!!
      Przepraszam, że tak długo nie wracałam, ale no...Lenistwo...
      Rozdział jest świetny!! Uuu Nate chyba się zakochał w Hope :*
      Biedna Hope ...No taki brat jak Dave to skarb naprawdę i tacy przyjaciele ^^
      Dziękuję ci bardzo za komentarze i zachęcam do zakładki z pytaniami :) Jestem w trakcie pisania 6 rozdziału
      Liczę, że zajdziesz. Też masa ferie ?? Ja już ostatni tydzień ;)
      Ok chyba kom w miarę długi *-*
      Życzę wenki !!
      Czekam na next! !!
      Pozdrawiam Nataly :-) :*

      Usuń

Dziękuję za komentarz!!
Dla Ciebie to tylko parę stuknięć w klawiaturę, a dla mnie ogromna motywacja.
Szczerze wyrażaj Swoje zdanie.
Less Sill~~

Szablon by Devon