Playlista

sobota, 21 marca 2015

Rozdział 17 ,,Wrogowie"


Ten rozdział jest beznadziejny, nie mogę go dodać. Nie!
Miłego czytania

*Annabeth*
Usiadłam na ziemi. Miałam dość. Chciałam spać, chciałam do domu, do taty, potrzebowałam serio pomocy. Nie pogardziłabym nawet psychologiem, albo pluszowym misiem. Jedyna osoba, z którą byłabym w stanie pogadać właśnie uważała mnie za swojego wroga nr1. A to czemu? Nie wiem, ale na pewno ma do tego powody. Powodów, żeby mnie nienawidzić były miliony. Miałam wartę. Wpatrywałam się w niebo. Tak piękne, a jednocześnie tak znienawidzone. W końcu to ono zabrało mi tatę. Zabrało i nie oddało. Jeszcze ani razu tak bardzo za nim nie tęskniłam. Za jego zwariowanym spojrzeniem, psychicznym uśmiechem, krzywymi okularami i fryzurą jak zgnieciona puszka. Ten zawsze znienawidzony przeze mnie gość, kiedy miałam go przy sobie, gdy zniknął był dla mnie marzeniem. Zacisnęłam pięści. Hola, hola. On nie żyje. Jesteś dzieckiem mądrości...i dzieckiem tego wariata...Spuściłam wzrok, nie mogłam patrzeć na niebo, nie myśląc o tym, że zabrało mi ojca.
Muszę się czymś zająć. Podniosłam się i ruszyłam krokiem do maszynowni.
-Co robisz?- zapytałam ostro Leona.
-Naprawiam silnik. Bez obrazy, ale jestem zajęty- powiedział.
-Teraz już nie. Odsuń się.
Odwrócił do mnie swoją zasmoloną twarz.
-Em...no, niezbyt...
-Mówię: odsuń się.
Zrobił niepewny krok w tył. Podeszłam i zabrałam się do roboty. Leo stał osupiały.
-Proszę. Muszę się czymś zająć gdybyś mógł...
Roześmiał się.
-A ja muszę się czymś wreszcie nie zajmować. Droga wolna. Ale tylko spróbuj coś zepsuć- powiedział i ruszył na pokład.
Czas rzeczywiście szybko upływał przy pracy. Dopiero kiedy wszedł Leo spojrzałam na zegarek. Bez żartów, serio już minęły 2 godziny?
-Nie wiem jak ty, ale ja zawsze chciałem zobaczyć Madryt- powiedział.

Na pokładzie stali już wszyscy. Wznosiliśmy się nad stolicą Hiszpanii. Percy oczywiście z fochem, Carin z swoją pięknością, a Leo z bardzo wyrośniętym ADHD.
-To co? Zwiedzamy?- zapytała Carin.
-Ja popilnuję statku- powiedział Percy. Carin stojaca obok niego kopnęła go w kostkę. Wymienili spojrzenia.
-Percy idzie- powiedziała Carin.- Tak samo jak i Annabeth, i Leo, i ja. Idziemy wszyscy.
-Ktoś musi pilnować- powiedział Leo.
-Pewnie. Ale zrobi to ktoś inny.
Zagwizdała, a zaraz przed nią wylądował mini helikopter, z niego wysiadł mężczyna i helikopter odleciał. Wyglądał jak z mafii, ale jednocześnie jak jakiś aktor. Miał blond włosy i pełne pewności siebie czarne oczy. Był w czarnym garniturku.
-Kto to?- zapytałam.
-Poznajcie mojego ojca. Jest ochroniarzem. Spokojnie: wie o wszystkim i widzi przez mgłę. Spokojnie już tysiąc razy zabijał mitologiczne stwory. Spokojnie, nie gryzie. Tatko, to jest Percy, Annabeth i Leo. Kolejność nieważna. Przywitaj się- powiedziała z uśmiechem Carin.
Troszkę dziwnie się czułam. Ona miała TAKIEGO ojca, a jakby tego mało TAKĄ matkę. A ja...
Mężczyzna zszedł z wojskowej postawy i uśmiechnął się milutko.
-Możecie bezpiecznie i spokojnie zwiedzać, zajmę się statkiem-uśmiechał się jak gwiazda Hollywood'u, a głos miał jak miód rozpływający się po sercu.
Po prostu kiedy na niego patrzyłam byłam bliska prośby o autograf.
Percy jednak nawet nie zareagował. Cały czas unikał mojego spojrzenia, ale kiedy raz zatopił swoje morze w oczach we mnie, po prostu zabił mnie spojrzeniem.
-Idziemy?- zapytała Carin.

Madryt - moje marzenie z listy. Odchaczone. Czemu w takiej atmosferze? Bo mam pecha. Percy cały czas mnie unikał. O, dziwo z Leonem rozmawiał wesoło. Właśnie doszliśmy na rynek. Carin, tak perfidnie, odeszła na bok, żeby Percy stał obok mnie. On jednak, też perfidnie, odsunął się ode mnie. Leo niepewnie spojrzał na nas.
-Emm...ja...w zasadzie to gdzieś idę i...dołączę do was. Potem. Wiecie co? Ja już pójdę- powiedział skręcając w jakąś mniejszą alejkę.
Carin uśmiechnęła się.
-Tutaj obok jest taka boska galeria handlowa. Idziemy?- zapytała z radością.
Percy spojrzał wymownie na nią.
-Za jakie grzechy? Wy idźcie, ja pozwiedzam- powiedział.
-Idziemy, Annabeth?- uśmiechała się dalej.
-Ja...niezbyt...też pozwiedzam...
Percy zacisnął szczęki.
-Spokojnie- zwróciłam się do niego.- Mogę iść w zupełnie inną stronę niż ty, jeżeli ci to poprawi humor.
Percy'emu zrobiło się trochę wstyd, ale to nie zmieniło jego nastawienia. Po chwili odwrócił się i miał ruszyć.
 Zrobiło mi się niedobrze i słabo. Nagle poleciałam na ziemie.
Najpierw widziałam tylko biel i słyszałam głos mej matki. Mówiła spokojnie, cicho i milutko. Coś po starogrecku. Nie analizowałam tego co mówi, to było jak kołysanka. Usłyszałam tylko ostatnie dwa zdania. ,,I wykonało się, co wykonać miało. Ciało bez duszy, skonać nie umiało.". Kiedy wypowiedziała to,pojawiła się przede mną.
-Witaj dziecię- uśmiechnęła się.
-Jesteś na mnie zła?- zapytałam.
-Nie byłabym w stanie. Jesteś zbyt ważna. Chciałabym porozmawiać z tobą o czymś innym. Niestety nie mogę za dużo powiedzieć. Chociaż tyle: już za jakiś czas staniesz przed bardzo ciężkim wyborem, będziesz musiała...trudno mi o tym mówić, ale będziesz musiała słuchać głosu, serca, a nie mózgu. Pierwszy raz i ostatni.
-O-keyyy....a jeżeli nie jesteś na mnie zła to czy...mogę cię o coś prosić?
-Prosić zawsze możesz, ale czy ja zrobię to o co prosiłaś to inna bajka.
-No to ten tego...em...chodzi o...mojego tatę.
-Ach, wiedziałam, ze nie dasz spokoju.
-Nie dam.
-Ann, kochanie. Zrobiłabym wszystko gdybym tylko mogła. Niestety gdybym zaczęła się mieszać w życie śmiertelników zostałabym wygnana, a to sprawiłoby kłopoty nie tylko mi.
-Więc chociaż powiedz mi czy żyje.
-Niestety nie wiem. Ale wiem kto może wiedzieć- uśmiechnęła się lekko i rozmyła. Znalazłam się w jaskini. Stał tam gostek bez twarzy. W czarnej szacie.
-Czego?- warknął, a mnie przeszły ciarki.
-Ym...No, więc...Atena mnie przysłała.
-Nie dam jej tego kamienia- burknął.
-Oczywiście. Ja po coś innego.
-O kogo chodzi?
-Mojego tatę.
-Wolisz krótką i nagłą, czy długą i bolesną?
-Co?
-Jak mam go zabić?- zapytał.
-Nie, nie. Ja nie chcę go zabijać. Chcę się dowiedzieć, czy żyje.
-E, tam, nudy...A co mam za to?
O dziwo wiedziałam.
-Satysfakcję, radość.
-Yhy, pewnie.
-Pomaganie mi to zaszczyt przecież. No, sory! Jestem tera gwiazdą Olimpu. Nie słyszałeś?
Wyciągnęłam Palidaro. Szata mu zadrżała.
-W czym mogę służyć, o, Pani?- zapytał, a ja niemal parsknęłam śmiechem.
-Czy mój ojciec żyje?
-Tak.
-Co się z nim stało?
-Czas mu się zatrzymał. Utknęli nad Grecją, dokładniej Atenami.
Uśmiechnęłam się.
-Dzięki. jesteś spoko gość- wróciłam do Ateny.
-Żyje- uśmiechnęłam się.
-Wiem, wiem. Kochanie, Zeus się denerwuje, musimy kończyć.
Atena się rozmyła. Znalazłam się w Obozie Herosów. Nie była to teraniejszość. To była przyszłość. Wyczułam to. Siedziałam po ciemku na plaży, a obok mnie Percy. Rozmawialiśmy o czymś ze śmiechem. Nagle ja zaczęłam się powoli zbierać, jednak Percy powstrzymał mnie...Och, bogowie greckiego łajna! Pocałunkiem...To było dziwneee...to tak po przyjacielsku, nie? Nooo, tak. Mniejsza o to. Obudziłam się w tym samym miejscu gdzie zemdlałam. Carin skrzywiła się.
-Wariatko, chciałaś nas postraszyć, to mogłaś wymyśleć coś lepszego.
-Ile spałam?- zapytałam.
-Jakieś 30 sekund- powiedział Percy nawet na mnie nie patrząc.
-Tylko?
-O 30 sekund za długo- powiedziała Carin.-Jak się czujesz?
-Nijak. Wszystko okey- powiedziałam. Miałam cholerną deprechę przez ten foch Percy'ego.  Spojrzałam na niego i przeprowadziliśmy pewną wzrokową rozmowę.
Ja: co ja tak w zasadzie zrobiłam?
Percy: nieważne
Ja: jak nieważne to czemu się denerwujesz
Percy: nie denerwuję się
Ja: wcale
Percy: daj spokój
Ja: mhm, pewnie
Carin uśmiechnęła się. Najwyraźniej według niej dużą poprawą było to, że na mnie spojrzał.
-idziemy do tej galerii?- zapytała.
-Już biegnę- mruknęłam.
-To chodź- powiedziała. Kochana idiotka.
-Ja idę zwiedzać- powiedział Percy i z trudem dodał.- Idziesz, Annabeth?
Trochę mnie to zdziwiło, więc całym moim popisem było:
-O-okeeyy

*Dos horas más tarde* (po hiszpańsku dwie godziny później)
-Serio musimy zwiedzać dosłownie każdy zabytek jaki napotkamy?- zapytał Percy siadając ze zmęczenia na pobliskiej ławeczce.
-Nie. Musimy zwiedzać każdy ciekawy zabytek jaki napotkamy- powiedziałam, obracając sie w kółka z mapą i szukając drogi.
-Czego szukasz?- zapytał zrezygnowany.
-Twojego umysłu, ale chyba za późno. Prado, muzeum.
-O, nie! Nie ma mowy. Idziemy do najbliższej kawiarni. Kobieto, czy ty codziennie chodzisz po 30 km w 40°C?
-Nie, ale to jest Madryt. Miasto zaraz po...które chciałam zwiedzić.
-Zaraz po czym?- zapytał.
-Ateny- mruknęłam cicho.- Mniejsza o to. Idziemy do muzeum.
-Idziemy do kawiarni.
-Idziemy do muzeum.
-Kawiarnia.
-Muzeum.
-Nie kłóć się. Daj tą mapę- powiedział. Podałam mu. Zaczął się przyglądać.- jakiś kilometr z tąd na północ jest kawiarnia, idziemy.
-Prowadź- powiedziałam, przewidując co zaraz się stanie. Percy stanął jak wryty i zaczął się rozglądać.
Podeszłam do niego i obróciłam go o 180°.
-O tam- powiedziałam. Syn Posejdona wywrócił oczami i ruszył przed siebie.

*W kawiarni*
-Więc...-zdobyłam się wreszcie.-Na co byłeś...jesteś na mnie zły?
Percy z głośnym dźwiękiem odłorzył swój koktajl.
-To...nieważne. Okey
-Nie to, żeby coś, ale chciałabym wiedzieć, rozumiesz, nie?
-Właśnie nie.
-Dlaczego?
-Jeżeli już nie jestem na ciebie zły to czemu masz wiedzieć za co byłem?
-Z czystej ciekawości.
-Z czystego rozsądku nie pytaj.
-Naruszasz moje nerwy- powiedziałam udając słodki głosik Carin. Percy parsknął śmiechem.
-I że wy nie jesteście siostrami- mruknął Percy.
-Uważasz mnie za głupią?
-Nie.
-Och, bogowie! Czasami mam ochotę cię zabić.
-To normalne. Większość ludzi tak ma. Taki wirus.
Parsknęłam śmiechem.
-Śmiertelny?- zapytałam ksztusząc się.
-Zalerzy dla kogo- odparł wywołując kolejny wybuch śmiechu u mnie.
Wszyscy na nas spojrzeli jak na idiotów. Co? Już nie można po angielsku mówić. Ach, im o ten śmiech chodziło. Jakieś dwie dziewczyny śmiały się z nas jak idiotki. Percy posłał im spojrzenie ,,i kto tu jest idiotom", a one zaniemówiły i schowały głowy w talerze. Od tego momentu co chwilę spoglądały na Percy'ego jak na jakiś okaz. Kiedy to widziałam chciało mi się po prostu śmiać.
-Więc powiedz- odezwałam się, kiedy wreszcie przestaliśmy się śmiać.
-Może kiedy indziej- powiedział, starając się wytrzymać irytujące spojrzenie jednej z dziewczyn.
-Okey...- mruknęłam.
Nagle jedna z dziewczyn przysunęła się do drugiej i zaczęła jej coś szeptać, wskazując na mnie palcem. Druga zrobiła zdziwioną i niezadowoloną minę. Spojrzała na mnie piorunując mnie wzrokiem, a ja tylko się do niej uśmiechnęłam. No, dobra, tylko troszkę triumfująco. To ją jeszcze bardziej rozzłościło. Zamachnęła się swoimi pięknymi złocistymi włosami, zamrugała długimi rzęsami. Wstała poprawiając swoją przerażająco krótką spódniczkę. Podeszła do nas.
Uśmiechnęła się milutko. Aż za milutko.
-Turyści- zapytała słodziutko po angielsku, ale czuć było hiszpański akcent.
-Nooo...taaak...a co?- zapytał się Percy.
-Z kąd jesteście?- zapytała, jakby nie zauważając zniechęconych min.
-Z dalekich krain, do których twój mózg nie sięga- mruknęłam cicho.
-Z Nowego Yorku- powiedział Percy.
-Och, jak pięknie. To stolica USA, nie?- zapytała.
Wymieniliśmy spojrzenia z Percym.
-Zależy z jakiej strony na to popatrzysz- zaczęłam.- z twojej perspektywy, tak, z perpsektywy ludzi z choć odrobiną fałd na mózgu, Waszyngton to stolica USA.
Percy zaśmiał się pod nosem, a dziewczyna tylko głupkowato się uśmiechnęła.
-Po co przyjechaliście?- zapytała milusio. Miałam właśnie wygarnąć jej coś, ale Percy kopnął mnie w kostkę.
-Załatwiamy pewne sprawy rodziców- wyjaśnił Percy, w zasadzie to była prawda.
-To cudnie! Może wam w czymś pomóc?
-W zasadzie to tak.





~~~~~~~~~~~
Łochoł! Normalnie święto lasu. Lena dodała rozdział! Straszny, wiem, ale Apollo ostatnio o mnie zapomina. Kochani, ja lecę. Postaram się jeszcze przed kolejnym weekendem dodać rozdział, ale nwm czy mi się uda. Ja lecę. Buziaczki
)3$

Less Sill~~

8 komentarzy

  1. Miałaś naprawdę świetny pomysł na to opowiadanie, tylko czasami nie rozwijasz pewnych wątków i za szybko przeskakujesz do innych. Ale i tak super.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tyle czekałam ten rozdział i wkońcu! Jednak oczekuje na jakis miłosny wątek ^.^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dajcie mi czasu. Nie mogę tak Percabeth od razu zrobić. Hah, takie: cześć jestem Percy, och bogowie kocham cię!. Nie no, nie. Oczekuj, oczekuj. Już niedługl...

      Usuń
  3. Percy z fochem/Percy bez focha.
    Osobiście mi do gustu przypadło to drugie ale jak kto woli co kto lubi. 💛💛💛
    Słodkie idiotki, słodkie idiotki wszędzie. ;[
    Ann taka zdolna, sama naprawiła statek (widzisz Leo, idziesz w odstawkę ;c).
    Ten rozdział wydawał mi się inny od reszty. Miałam wrażenie, że był lżejszy i taki... swobodny.? Nie jestem pewna, ale wiem, że bardzo mi się to spodobało i oby tak dalej.!!!
    Pozdrawiam kochana.! (O ile mogę się tak do ciebie zwracać) 💙
    ~Anonim Juleśka ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Em...no, ten tego...bo z tym całym fochem to jeszcze nie koniec. Och, jak się dowiecie o co chodziło to mnie zabiczujecie,
      Zobaczymy czy z niej taka słodka i idiotka.
      No, tak, ostatnio sama zauważyłam, że Ann jest za mało inteligentna, więc przedstawiłam jej umiejętności.
      Ja też to zauważyłam. Sama nwm czy taki mi się bardziej spodobał, ale najważniejsze, że czytelnikom się podoba.
      Jeszcze pytasz. To dla mnie zaszczyt.
      Dzięki, kochana (bo ja też mogę, nie?)

      Usuń
    2. No i teraz nie mogę się doczekać co będzie dalej ❤❤❤
      No pewnie, że możesz <33 (Ahh te internetowe znajomości)

      Usuń
  4. Rozdział Genialny!
    Mi się bardzo podobał. Annabeth która naprawiła statek, Leo będzie zazdrosny. Rozdział był ogółem bardzo spokojny, ale zarąbisty *-* Przeczytałam ogółem całego bloga, ale postanowiłam skomentować najnowszy post. Ogółem twój blog jest : Ohhhh, Ahhh *-*
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie : http://lost-in-dreamsss.blogspot.com/
    Astoria *-*

    OdpowiedzUsuń
  5. W końcu znalazłam czas by skomentować . W końcu .
    Ogólnie rozdział fajny .
    Percy przestał zachowywać się jak palant ,

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz!!
Dla Ciebie to tylko parę stuknięć w klawiaturę, a dla mnie ogromna motywacja.
Szczerze wyrażaj Swoje zdanie.
Less Sill~~

Szablon by Devon