***
Przed rozpoczęciem czytania włącz piosenkę i słuchaj podczas czytania:
***
Miałam piękny sen...Były święta, a ja spędziłam je poąród osób, które kocham...Siedziałam przy stole z rodzicami i przyjaciółką i ....kimś kto chyba był moim chłopakiem...Niestety sen się skończył, bo w moim życiu wszystko co piękne kończy się bardzo szybko, a wszystko co okropne ciągnie się w nieskończoność i nie chce mnie opuścić. Zaszlochałam gdy otwierając oczy nie ujrzałam świątecznej choinki, ani prezentów, ani świątecznej dekoracji, ani przyjaciół, ani rodziny. Pani, bo tak na nią każą mówić, podeszła do mnie z ostrym wyrazem twarzy.
-Nie płacz! Co ty sobie myślisz, że każdy może sobie płakać kiedy chce??? Masz się natychmiast zamknąć, bo pobudzisz młodszych!
-Ale Pani nie rozumie jak to jest! Dzisiaj są święta!
-Są! A ty za karę spędzisz je sprzątając w piwnicy, a jak skończysz to posiedzisz sobie w tej piwnicy do rana!
-Proszę Panią! Dziś święta! Mogę następny tydzień tam przesiedzieć, ale dzisiaj...
-Jak tak bardzo chcesz! Przesiedzisz tam następny tydzień, a zaczniesz zaraz po zjedzeniu śniadania.
Zapłakałam.
-Diano !- przeszedł mnie dreszcz. To straszne gdy mówi do mnie tak...- Zamilcz!
Zamilkłam. Do czasu.
Zeszłam na dół na śniadanie. Wiedziałam, że przez następny tydzień trudno mi będzie o jedzenie, ale nie miałam ani trochę ochoty jeść. Gdyby było coś świątecznnego. Barszcz? Śledź? Karp? Uszka? Pierogi? Chodź jedna z tych potraw!!! Ale na śniadanie jak zawsze była owsianka bez grama cukru.
Gdy po 10 minutach Pani zawiadomiła o końcu śniadania chociaż nikt nie był nawet w połowie jedzenia pierwsze co zrobiła wepchnęła mnie do piwnicy gdzie był straszny bałagan, a na środku pokoju stały przybory do sprzątania. Szlochałam przez następną godzinę po czym zabrałam się do sprzątania. Byłam w tak wielkiej rozpaczy, że nie zwarzałam na to, że co chwilę znajdowałam na sobie pająka. Sprzątałam dzielnie. Podłoga już lśniła, tak samo jak wszytskie regały i inne. Wszędzie był już porządek. Miałam wrażenie, że jest już wieczór, ale nie było okna, ani zegarka. Śledziłam wzrokiem całe duże pomieszczenie po czym wzrok mój zatrzymał się na firance. Okno??! Podbiegłam do firanki, odsunęłam ją, ale zamiast okna byly tam drzwi. Najpierw je przetarłam, żeby nie było, a potem sięgnęłam do pudełka, w którym robiłam porządki. Znalazłam tam klucz. Szybko go wyjęłam. Klucz pasował! Poczułam napływ euforii z niewiadomego powodu. Przekręciłam klucz wstrzymując oddech. Otworzyłam nadal nie oddychając. Pokój za drzwiami wyglądał jak komurka domu, który ktoś opuścił jeszcze w średniowieczu. Poczułam, że mam ściśnięty żołądek. Z głodu i ze strachu. Pokój cały był oblepiony pajęczynami. Ale tu nie miałam zamiaru sprzątać, niech Pani nie wie, że tu byłam. Zaczęłam przeszukiwać pokój. Były tu stare za małe ciuszki, po maleństwach, pełno obrazków małych dzieci, w końcu znalazłam pudełko z listami, starymi listami. Wzięłam jeden do ręki. Zakrztusiłam się. Czemu ten list był zaadresowany właśnie do mnie? Wzięłam inny. Były tam listy do mnie i do reszty dzieci pod opieką Pani. Więc do nas piszą! Nie zapomniano o nas! Co za wstrętna baba chowała to przed nami. Odłożyłam na bok listy do innych dzieci i zaczęłam czytać listy do mnie. Pierwszy:
Kochana Diano!
Wybaczysz nam kiedyś? Wiem, że nie chcesz nas odwiedzić, ale...Prosimy! Kiedykolwiek! Choć na chwilę! Kochana!
Przestałam czytać. Nie mogłam, Serce za bardzo mnie od tego bolało. Rzuciłam wszystkie listy na bok i zaczęłam płakać. Ale to nie był płacz: ,,Świat jest straszny" tylko płacz ,,Świat może nie być straszny, ale to takie trudne".Spojrzałam z rozpaczą w górę i ujrzałam coś czego przedtem nigdy nie widziałam. Okno! Tak tam było okno! Małe, ale było! Wspięłam się po różnych pudełkach docierając do okna. Po paru minutach szarpania się z nim uległo i się otworzyło. Było już ciemno. Pierwsza gwiazda pokazała się teraz na niebie. W pobliskim budynku przez okno dojrzałam choinkę. Zaczęłam się zastanawiać co mi da to, że znalazłam to okno, ale w końcu zeszłam z pudełek wiedząc co teraz zrobić. Wzięłam jeden z listów do mnie. Przeczytałam adres skąd przyszedł. Ulica Hamiltona, Manhattan, dom nr47. Ruszyłam. Spytałam przechodnię gdzie jest ulica Hamiltona, a on powiedział, że jak skręcę w prawo i pójdę prosto znajdę taki fioletowy dom, przy nim będzie zakręt i mam tam skręcić, to ulica Hamiltona, podziękowałam. Ruszyłam zamaszyście choć w sercu lękałam się spotkania...Wreszcie skręciłam w ulicę Hamiltona szukając domu nr47. Wreszcie znalazłam. Dom był niebieski, słodkie. Wreszcie zdobyłam się na odwagę i zapukałam do drzwi. Przez chwilę nikt nie otwierał, zapukałam jeszcze raz. Wreszcie otworzyła mi jakaś pani. Otowrzyła szeroko oczy.
-Jestem Diana. Czy trafiłam do rodziny...?- nie dano miskończyć, bo pani, która mi otworzyła przytuliła mnie. Rozpłakała się.
Wzieła mnie na ręce i pocałowała.
-Och, kochanie!!! Tak cię przepraszam, że...Przepraszam!
Nic nie odpowiedziałam. Nieznajoma wprowadziła mnie do domu. Była tam choinka! Był stół. Były tam osoby. Poczułam napływ szczęścia. Co się cieszysz to nie twój dom??!! Przy stole siedziały cztery osoby nie licząc pani, która mi otworzyła.
Blondynka i czarnołosy w wieku mniejwięcej 15 lat otworzyli szeroko oczy gdy mnie zobaczyli. Tak samo zrobili dwaj mężczyźni. Jeden miał szorty co było bardzo dziwne i kapelusz, a drugi niczym się nie wyróżniał, ale wyglądał na przemiłego gościa. Pani, która mi otworzyła powiedziała:
-To Diana!
Chłopak i dziewczyna zmarszczyli brwi, oczy ich pytały się: ,,Kto to Diana?", ten drugi pan przygryzł wargę jakby pytając: ,,Spoko! A czy mogę zapytać kim jest?", a ten w szortach niespokojni przełknął ślinę i spuścił wzrok. I wtedy się zaczęło.
-Mamo! Kto to Diana?- zapytał ten chłopak. Zaczęłam niespokojnie gnieść bluzę. Jego mama zaczęła mówić. To co powiedziała było dla mnie szczęściem, ale patrząc na ostry wzrok tego drugiego faceta, przerażenie w oczach chłopaka i przeszywający wzrok blondynki...to nie podnosiło na duchu. Pani wytłumaczyła wszytsko. Okazała się być moją mamą, nie zrozumiałam tylko powodu dlaczego mnie zostawili. ,,To było zbyt niebezpieczne. Podwójny zapach.". uważa, że śmierdzę? Z czasem wzrok blondynki zaczął łagodnieć, jakby wszystko rozumiała. Chłopak patrzył raczej wzrokiem: ,,Teraz mi o tym mówisz?", gość w szortach zdawał się mówić: ,,To nie jest dobry moment", a drugi facet: ,,Na prawdę? Nic mi nie powiedziałaś?". Kiedy Pani, moja mama skończyła mówić chłopak spojrzał najpierw na mamę, a potem na mnie. Miał zielone, morskie oczy, nie umiałam nic wyczytać z jego wzroku.
-Więc...Jest moją siostrą? Tak?
-Yhy...
-Więc...Czemu dopiero teraz się o tym dowiaduję?
-Y...
Westchnął.
Gość w szortach powiedział:
-Może się przedstawimy? Jestem Posejdon.
Spoko! Oryginalne imie!
-Paul Blofis- odparł drugi mężczyzna.
-Sally Jackson- powiedziała moja mama.
-Percy Jackson- powiedział chłopak wciąż na mnie patrząc.
-Annabeth Chase. Jestem...-chciała coś powiedzieć, ale się rozmyśliła.
Może to jego dziewczyna? A który z nich jest moim ojcem?
Ale przeżyłam bez odpowiedzi na te pytania.
-A ja Diana...Diana nie wiem jaka- powiedziałam z uśmiechem starając zmienić atmosferę.
-Diana Jackson- powiedziała Sally miło. To zabrzmiało tak pięknie! Poczułam, że wreszcie mam rodzinę nawet jeśli zaraz mnie odeślą do Pani.
Spoko! Oryginalne imie!
-Paul Blofis- odparł drugi mężczyzna.
-Sally Jackson- powiedziała moja mama.
-Percy Jackson- powiedział chłopak wciąż na mnie patrząc.
-Annabeth Chase. Jestem...-chciała coś powiedzieć, ale się rozmyśliła.
Może to jego dziewczyna? A który z nich jest moim ojcem?
Ale przeżyłam bez odpowiedzi na te pytania.
-A ja Diana...Diana nie wiem jaka- powiedziałam z uśmiechem starając zmienić atmosferę.
-Diana Jackson- powiedziała Sally miło. To zabrzmiało tak pięknie! Poczułam, że wreszcie mam rodzinę nawet jeśli zaraz mnie odeślą do Pani.
***
THE END
I jak? Piszcie co myślicie! Przez to opowiadanie rozdział pojawi się trochę później miał się pojawić dziś, ale szczerze wątpię, że mi się uda...:(