Playlista

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Rozdział 3 ,,Przepowiednia

*Percy*
Annabeth zaczęła owijać zielona mgła. To nie mogło być nic innego - wyrocznia. Oczy blondynki zrobiły się zielone i jak w transie zaczęła recytować:
Morza dziecku śmierć pisana
długi żywot - czas konania
Jedna rzecz los odmieni
powrót psa do pana sieni
co skradzione panu śmierci
odda z należytej chęci
Sam tego dokonać nie ma
Czwórka to nie liczba niema
Tylko trójka ich powróci
kto zostanie, a kto wróci?
Ta decyzja doń należy
życie jego? przyjacieli?
Mądrość druhem jego będzie
Dar nań na zawsze osiędzie
Zamilkła i zemdlała. Wszyscy rzecz jasna spoglądali to na mnie to na Annabeth.
*Annabeth*
Otworzyłam oczy. Przed sobą ujrzałam...biel. Wszystko było jakieś białe. Pościel, ściany...Moment! Pościel? Od kiedy ja leże w łóżku. Chciałam usiąść, ale jak tylko drgnęłam strasznie zakręciło mi się w głowie.
-Do jasnej cholery co tu tak biało?- krzyknęłam, bo ta biel mnie irytowała coraz bardziej. Na moje pole widzenia wpadł jakiś chłopak. Na początku nie wiedziałam kto to potem przypomniałam sobie zdarzenia dnia poprzedniego. Wtedy pierwszy raz przyjrzałam się mu dokładniej. Był dość wysoki i dobrze zbudowany, ciemne włosy w nieładzie dodawały mu uroku, nigdy raczej nie był blady. UGHR!!! No muszę to przyznać! Oczy miał, ma i będzie miał piękne nawet po śmierci. Jakby ktoś zamknął kawałek morza w dwóch szklanych kulach i wsadził mu zamiast oczu. Gdybym wpatrzyła się długo w jego oczy pewnie bym usłyszała szum fal.
- Och! To ty! Co ja tu robię? Co się stało?- przypomniałam sobie, że wypadałoby coś powiedzieć, a nie gapić się tak na niego jak na ósmy cud świata.
-Zemdlałaś- odpowiedział Percy unikając głębszych wyjaśnień.
-Zemdlałam...ach, tak! A ta zielona mgła?- zapytałam.- Co to było?
-Widzę, że jesteś równie irytująca i ciekawska jak przedtem.
-A bo co? Powiedz!
-Nic takiego!
-Pewnie...Ile spałam?
-Dwa dni...prawie.
-Csooooo??? Tak długo!
-Jak się czujesz? -zapytał chłopak.
-Na pewno lepiej bym się czuła gdyby tu nie było tak cholernie biało.
-To irytujące, nie? To szpital obozowy. Ja bym ją raczej pomalował na niebiesko- odparł.
-No, zawsze lepszy niebieski niż ten biały. A co to był ten dym?- nie dawałam za wygraną.
-Smród dzieci Hefajstosa - zażartował Percy.- A tak serio?
-Gadaj!!!
-Wyrocznia przemówiła przez ciebie.
-Aha...To u was normalne?
-Zdarza się.
-Co powiedziałam?
-Przepowiednie.
-Jaką?
-Ciekawą- unikał.
-Przestań! Masz mi tu ją zaraz zarecytować, albo nie chcę być w twojej skórze...jak będę umiała wstać.
-To tajemnica- przekomarzał się chłopak.
-Taka mi tajemnica! Powiedziałam to przed wszystkimi obozowiczami.
-Tajemnica przed tobą- powiedział.
-Zamknij japę i recytuj!
-Dobrze, jak tam chcesz...
Wyrecytował pięknie wierszyk o mniej pięknej treści.
-Ten syn mórz to ty, nie?
-Można tak powiedzieć- odrzekł chłopak.- Ale mam zamiar przyprowadzić psa do jego pana...cokolwiek to znaczy.
-Jesteś nie możliwy! Z uśmiechem wyrecytowałeś przepowiednię twojej śmierci.
-Nie do końca. Bo ja przyprowadzę...
-Tak, tak ! Wiem!
-Jeśli mi się uda.
-Tak, ale nadal jedno z tej czwórki nie wróci- zauważyłam pesymistycznie.
-Oj tam! -Percy musiał mieć dzisiaj dobry humor, bo w dzień kiedy się poznaliśmy pewnie milczałby i mówił tym spokojnym drżącym głosem.
-Okropny jesteś! Ale czy mógłbyś mi powiedzieć czy mogę wstać.
-Pewnie wstawaj!
-Bardzo śmieszne! Masz może to coś co mnie ma zamiar spalić?
-Mam- podał mi kubek z nektarem. Od razu mi się polepszyło i wstałam szybkim ruchem.
-No, to mogę sobie iść!
-Tak, możesz.
-Wreszcie spokój- powiedziałam otwierając drzwi, albo raczej próbując je otworzyć.
-Tak, wreszcie spokój!- rzucił mi kluczyki. Otworzyłam nimi drzwi. Za drzwiami było pole. Jak stąd wyjść??
-Yyy...
-W prawo- odrzekł z uśmiechem i sam też ruszył.
Dzień minął okey, aż do wieczoru gdy na ognisku wydarzyło się parę dziwnych rzeczy.
-Omówimy dziś wyprawę- zawiadomił Chejron gdy wszyscy już się zebrali.- Oczywiście Percy będzie dowodził wyprawą i ku mojej nie chęci wyrusz z nim jeszcze, aż czwórka. Rzeczą oczywiście wynikającą z przepowiedni jest, że jedna z tych osób to dziecko Ateny. Wybór zależy od Percy'ego.
Chłopak błądził wzrokiem po 6 dzieci Ateny. Ale coś wytrąciło go z równowagi, z resztą wszystkich. Wszyscy spojrzeli na mnie. O, nie! Znów przepowiednia? Ale dookoła mnie, ani w całym otoczeniu nie było zielonej mgły.
*Percy*
Właśnie miałem wybrać Claira, kiedy wydarzyło się coś co wytrąciło mnie z równowagi.
Wszystkie spojrzenia łącznie z moimi padły na Annabeth, które oświetlało światełko padające z nad jej głowy. Już miała wrzasnąć, żeby wreszcie wszyscy przestali się gapić, ale wyprzedził ją Chejron.
-Witaj Annabeth Chase...- nieudało mu się skończyć, bo Annabeth powiedziała, a raczej zapytała ,,Dzień dobry". Raczej brzmiało to jak pytanie czy tej odpowiedzi oczekiwał. Parę osób parsknęło śmiechem, ale to raczej nie wzruszyło dziewczyny.
-Witaj Annabeth Chase, córko Ateny- powtórzył Chejron z dumą w głosie.
-Że kogo?- zapytała ostro dziewczyna.
-Ateny, bogini mądrości- odparł Chejron wciąż nie tracąc miłego tonu.
Annabeth spojrzała w górę na światełko, które już gasło. Nad jej głową wisiała sowa.
-Ahaaa! Spokooo...A mógłby ktoś zabrać tą sowę?- jak na zawołanie sowa zniknęła.- Dziękuję- na chwilę zapadło milczenie.- Więc jestem córką Ateny?- upewniła się dziewczyna.
-Bez wątpienia- zapewniał Chejron.
Szóstka dzieci Ateny spoglądała na nią z uznaniem i jednocześnie dumą, że ta dziewczyna trafiła do ich grupy, a nie Aresa, czy Afrodyty.
-Dobra. Możecie kontynuować- zezwoliła córka Ateny jakby to, że właśnie została uznana nie robiło jej większego znaczenia.
-Tak, tak. Kontynuujmy- potwierdził Chejron.- Więc na czym to....Ach, tak! Percy kogo zabierasz ze sobą na misję?
Już miałem odpowiedzieć Claira, tak jak to wcześniej ustaliłem, ale wtedy zorientowałem się, że do szóstki dzieci Ateny dołączyła jeszcze jedna osoba. Ogólnie to nie powinno mi to przeszkodzić, bo ta osoba nic dla mnie nie znaczyła i była całkowicie nowa. Więc czemu nie odpowiedziałem? Chwile się wahałem po czym ku mojemu i całego obozowiska zdziwieniu odpowiedziałem:
-Annabeth Chase.
Wszyscy wytrzeszczyli oczy tak, że miałem wrażenie, że zaraz przypełznie do mnie średnio 50 par gałek ocznych i zacznie mnie pożerać.
Jakoś nie wiem czemu bałem się spojrzeć w oczy Annabeth, ale dojrzałem, że jej mina nie wróżyła nic złego. Bałem się, że zaraz po ognisku zleje mnie jak dziecko, ale z jej miny wynikało, że tak nie miało się wydarzyć. Oczywiście wiedziałem, że też nie ma zamiaru mnie całować po stopach. Jej mina mówiła:,, ja przepraszam, że spytam, ale czy ty wiesz, że Annabeth Chase to ja?” i jednocześnie: ,,Będziesz mnie miał na sumieniu jak zeżre mnie jakiś potwór”. Na początku sądziłem też, że wszyscy parskną śmiechem i wyśmieją moją decyzję, ale nikt tak nie zrobił. Wszyscy spoglądali to na mnie to na nowo uznaną bardziej jak na hardkorów niż jak na debilów.
-Odważna decyzja- zauważył Chejron.- Ale decyzja należy do ciebie i sądzę, że wybrałeś rozsądnie. Czwartą osobę jaka pojedzie na misję możesz sam wybrać, ale trzecią pozwól, że wybierzemy wspólnie. Trzecią osobą będzie dziecko Afrodyty.
Myślałem, że już wszystkim nie mogą bardziej wyjść na zewnątrz gały, ale się myliłem. Sam też byłem zdziwiony i rozczarowany. Przypomniałem sobie o Piper i z serca kamień mi spadł, bo ta dziewczyna była całkiem do przeżycia…nawet miła.
-Więc może Piper wasza grupowa- zaproponował Chejron.
-Piper aktualnie przebywa w pałacach swojego księcia- zażartował jeden z jej braci i prawie cały obóz parsknął śmiechem. Prawie cały, czyli wszyscy oprócz mnie (właśnie straciłem szanse na przeżycie tej misji ze względu na to kto ze mną na nią pojedzie), Annabeth (Pytała się mnie później kto to Piper i kto jest jej księciem) i Chejrona (który totalnie nic nie zrozumiał, a nawet jeśli to zasady ,,pedagoga” nie pozwalają na śmianie się z takich rzeczy).
-Że co proszę?- zapytał Chejron co wywołało jeszcze większy napływ śmiechu i półbogów. Ale w końcu jakiś odważny powiedział:
-Jest w Obozie Jupiter.
-Och…-westchnął centaur.- Kto jest zastępcą?
-Carin McSoph- odparł ten sam co oznajmił, że Piper jest w Obozie Jupiter.
-Więc niech ona pojedzie- zadecydował Chejron jednym słowem łamiąc przyrzeczenie, że razem zadecydujemy. Obóz był bez sprzeciwu. Nie kojarzyłem specjalnie (ani trochę) kim była Carin McSoph, ale sam fakt, że była dzieckiem Afrodyty sprawiało mało optymistyczne wrażenie. Pewnie tak jak reszta dzieci tej bogini jest piękna,  słodka i nadzwyczaj tępa.- Więc, Percy- ciągnął dalej Chejron.- zadecydowałeś kto pojedzie z tobą jako czwarta osoba?
Nie miałem pomysłu kto mógłby zająć to miejsce, więc zaproponowałem, że pojedzie ten kto będzie chciał. Padło pytanie kto chce. Żadna osoba nie wstała, ani nie zapowiedziała, że ona może pojechać. Traciłem wszelkie nadzieję, że ktokolwiek się zgłosi, ale w końcu…
-Ja pojadę- odpowiedziała wstając osoba, której najmniej bym się spodziewał…
*Annabeth*
Byłam zbyt oszołomiona wieścią, że mam jechać na misję, że nie zwracałam uwagi na to co potem się działo wśród grona obozowiczów. Kto jechał na misję jeszcze? Kiedy wyjeżdżamy? Gdzie zmierzamy? O tym nie miałam zielonego pojęcia. Na szczęście potem okazało się, że kiedy i gdzie wyjeżdżamy nie zostało jeszcze powiedziane. Kiedy ognisko dobiegło końca Chejron poprosił naszą czwórkę na stronę.
Dopiero wtedy mogłam się dowiedzieć kim byli dwaj szczęśliwcy, lub nie, którzy mieli jechać z nami na misję. Szłam dość nie pewnym krokiem, bo otaczały mnie same dość wyższe osoby. Percy – syn Posejdona, najbardziej uznawany heros stąpający po tej ziemi, Carin McSoph (potem dowiedziałam się, ze tak się nazywa)- oszołamiająco piękna osoba, córka Afrodyty, miała czarne jak węgiel włosy, była szczupła (zakładam, ze bez grama mięśni), miała alabastrową cerę, czerwone jak krew usta, śliczny, drobny nosek i przepiękne czarne tak jak włosy oczy, które zdobiły grube, ale niezbyt długie rzęsy. No i jeszcze ten niezbyt miły chłopak, z twardą jak kamień miną. UGHR! Myślałam, ze mnie pożre żywcem, ale sądząc po niezbyt sympatycznej do niego minie Percy’ego i zniechęconej twarzy Carin zauważyłam, że nie tylko ja mam takie wrażenie. Ogólnie chłopak nie był pięknością, ale nie był, aż taki brzydki. Nie był jakoś super zbudowany, był chudy, ale umięśniony, gdzieś w moim wieku. Wyglądał jakby szukał tylko dobrego momentu, żeby ubrudzić się smołą. Kiedy zobaczyłam jego minę o dziwo przestałam się go bać. Gdyby rzeczywiście był taki świetny w walce nie musiałby łazić z taką miną, po prostu chodziłby naturalnie trzymając sztylet w kieszeni, a nie przypięty do pasa jak Percy. Specjalnie wtedy się na niego patrzyłam, żeby go wkurzyć. Kiedy to zauważył zrobił minę a la: nie chcę być w twojej skórze, a ja specjalnie tylko wywróciłam oczami jakbym zobaczyła jakieś głupie stworzenie, które sili się dodać 1+1. To go jeszcze bardziej zdenerwowało, ale ja go tylko ignorowałam. Bardzo długo nie wiedziałam jak ma na imię, czy na nazwisko, ani czyim jest dzieckiem.
Grupa zebrała się rozmawiając o przepowiedni. Ja byłam jakoś tak z tyłu. Nie dali mi dojść do słowa chociaż miałam sto razy więcej do powiedzenia niż ta lalunia, czy ten smoluś. Właśnie rozmawiali o tym o jakiego pana chodzi i co za pies.
-Może jakiś bóg ma mini zoo- powiedziała głupiutko Carin.
-Albo może nie- powiedział Percy powstrzymując się od śmiechu z propozycji czarnowłosej.
Próbowałam dojść do słowa, ale zawsze, któreś z nich coś paplało.
-A ja zakładam…- zaczęłam, ale przerwał mi smoluś. I tak z 10 razy, aż wreszcie ze złości krzyknęłam:
-Mogę coś powiedzieć?!- wszystkie oczy spojrzały na mnie, zapadła cisza.- Dziękuję!- sarkazm rzecz jasna.- To przecież takie banalne! Jeśli dobrze wiem to mamy to oddać Panu śmierci, dokładniej psa. A jakiego Pan śmierci może mieć psa?- żadnej odpowiedzi. Serio? Nawet Chejron milczał.- Na bogów, Cerber!
Wszystkich nagle oświeciło. Oświeciło ich jak już ja to powiedziałam! Cóż trochę za późno!
No nie wszystkich, bo Carin dalej była pewna, że ma racje.
-Jakiego cykora?- zapytała Carin. Nawet Chejron uśmiechnął się rozbawiony.
-Cerbera- powiedziałam jak do 2 letniego dziecka.
-Niech ci będzie! A kto to?
-Pies Hadesa! Ma trzy głowy! Mówi ci to coś?
-A on nie nazywał się mruczek czy jakoś tak?- zapytała żując gumę. A najlepsze było to, że ona nie żartowała.
-Nie- powiedziałam spokojnie, ale było słychać w moim głosie wielką irytację.- Nie. Nazywał się Cerber. Uwierz mi Cerber. I lepiej zapamiętaj, bo jeszcze podczas misji zapomnisz czego ty w ogóle szukasz.
-Tak, Annabeth masz rację. Aż się dziwię, że sam na to nie wpadłem.
-A ma ktoś pomysł gdzie mamy szukać?- zapytała Carin tak jakby to ją nic nie dotyczyło.
-A sądzisz, że gdzie mógłby uciec pies?- zapytał ironicznie smoluś.
-Nie wiem! Nigdy nie miałam psa! Nie wymagajcie ode mnie za wiele! Jak chcecie to mogę rozkazać mu tu przyjść, ale wątpię, żeby mnie usłuchał.

Doprawdy jestem wręcz oczarowana głupotą Carin…

2 komentarze

  1. Z przyjemnością czytało mi się ten rozdział . Długi ,fajny i ciekawy . Jeszcze to przekomarzanie Pery'ego i Annabweth brak słów . Z niecierpliwością czekam na next .
    Jeszcze Carin taka pusta lalka bez obrazy .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa, na prawdę, a co do Carin to właśnie o to mi chodziło i bardzo się cieszę, że ty też to tak odebrałaś

      Usuń

Dziękuję za komentarz!!
Dla Ciebie to tylko parę stuknięć w klawiaturę, a dla mnie ogromna motywacja.
Szczerze wyrażaj Swoje zdanie.
Less Sill~~

Szablon by Devon