Playlista

wtorek, 27 stycznia 2015

Rozdział 7 ,,sny"

*Percy*
Em...To raczej zbyt trudne do opowiedzenia. Siedzisz sobie nad styksem. Wszystko ogólnie nie jest spoko, bo nie żyjesz. Em...Aż tu nagle ni z tąd i z owąd słyszysz głos dziewczyny ze świata żywych. Wmawia ci, że żyjesz, a ty jej nie wiadomo czemu wierzysz i nagle z powrotem jesteś żywy.
Muszę przyznać, że serce mi się baardzooo zastało i jak walnęło to omal się nie udusiłem to dlatego zacząłem kaszleć. Dostałem także drgawek czego Annabeth nie napisała, bo rzecz jasna jak to ona musiała zakończyć dramatycznym akcentem.
Może ułatwię (albo tylko wam namieszam): Ja tak serio żyłem, tylko...z powodów, których na razie nie mogę wam podać...byłem nieżywy będąc żywy? Nie! Nie da się tego wytłumaczyć! Taka jakby iluzja, może tak?
W każdym bądź razie niestety muszę oddać głos Annabeth, bo niestety musi dokończyć, przedstawić wszytsko swoimi oczami, bla, bla, bla!
*Annabeth*
Tia! Dla niego to nic, a ja się o tego glona martwiłam!
W każdym razie zakasłał, na tym skończyliśmy, nie?
Zakasłał. Pomińmy to, że praktycznie się dusił i jego powrotne życie mogło nie potrwać długo.
Po dłuższej chwili kaszlenia i drgania (nie pytajcie!) Percy wreszcie spokojnie się połorzył i otworzył oczy.
-Drachma?- zapytał co mnie dość zdziwiło, ale zignorowałam.
-Ty glonomóżdżku! Spróbuj mi jeszcze raz umrzeć, a cię zabiję!- przytuliłam go.
-Chyba wtedy będzie za późno.
-Nieważne!
-Em...Jak ty do mnie mówiłaś?
-Bo ja wiem?
-Trochę to straszne było...
-Och, to ty strasznych głosów nie słyszałeś!
Oczywiście chodziło mi o ten głos z mojej głowy, ughr!
-Masz coś do mojego głosu?- zapytał.
-nie! Nie o to mi chodzi!
-A więc?
Już miałam mu powiedzieć, ale coś wytrąciło mnie z równowagi. Tym czymś była ta kobieta- udręka.
,,Nie możesz mu powiedzieć. Chociaż muszę przyznać, że zdałaś próbę. Cóż! Jeśli mu powiesz...Nie mogę mówić, ale po prostu nie możesz!"
-Nie mogę?!- niestety się zapomniałąm i wrzasnęłam to nagłos.
-CO?
-Nic, nic!
,,Grzeczna dziewczynka!"
-Nic?
-nic.
-Spookoo! A czego nie możesz?
-niczego!
-Niczego?
-Niczego.
-Więc możesz też podać mi nektar, bo zdradzę ci tajemnicę: po śmierci też boli.
-Pewnie- podałam mu nektar.
,,I tak go będzie bolało"
,,Co?! czemu?!" - na szczęście nie powiedział na głos.
,,Bo Scylla rzuciła na niego klątwę. Tylko taką strasznie banalną i nudną! Te rany mu się nigdy nie zrosną i nigdy nie przestaną boleć chyba, że...Cicho!"
,,Chyba, że co?''
,,Nie powiem"
,,A ja i tak sie dowiem!"
-Nie przestało boleć, nie?
-Skąd wiesz?
-Ym...Tak sądzę. Skrzywiłeś się.
-Dziwne. Lekarstwo bogów zawsze pomaga!
-A może teraz, nie?
-To niemożliwe!
-Może Scylla tak umie.
-A co z nią tak w ogóle?
-Em...Kłębi się gdzieś w czeluściach tartaru.
-Jak?
-A wiesz nie uwieżysz! Carin.
-Carin ją zabiła?
-No. Najpierw ty jedną zabiłeś, potem ja, potem ty odwróciłeś uwagę Scylli i Leo wystrzelił dwie, a potem Carin się wkurzyła, bo rozmazał się jej lakier i z wściekłości zabiła dwie pozostałe. Jedną lakierem do paznokci.
-Typowe.
-Ona potrafi...jeżeli jej się chce, a z reguły jej się nie chce.
-Może gdyby jej się cały czas chciało...
-Ale jej sie nie chce!
-Niestety!
,,Mówi tak, bo z chęciu oddałby jej swoje miano"
,,Zamknij się! Ale moment! Jakie miano?"
,,Miano super bohatera. On jest taki biedny! Wszyscy tak bardzo na nim polegają, tyle od niego wymagają, a on boi się, że zawiedzie."
,,Wcale nie"
,,Wcale tak"
,,Po pierwsze...Och, bogowie ty masz rację!"
,,No mam, mam!"
,,Och, bogowie!"
,,On jest taki biedny! Jego życie jest takie trudne! Tyle już przeżył, a i  tak los mu nie oszczędza. Jego życie jest straszne! czytsa udręka!"
Ten jej głos wywoływał u mnie wysokiego poziomu depresję. Najbardziej starszne dla mnie było to, że Percy musi mieć miliard razy większą nawet bez pomocy takiego głosu w głowie.
-Jak się czujesz?- szybko zmieniłam temat.
-Bywało lepiej.
Niestety nie było nam dane dalej gadać, bo do pokoju wszedł Leo.
-Annabeth, to bez sensu, on...- wtedy zobaczył Percy'ego i zamarł.- Ty..ty żyjesz?
-A żyję, żyję.
-J-jak?
-Żadnego: Hura!?
-J-jak?- powtórzył Leo.
-Gdybym ja wiedział!
-To zbyt skomplikowane- wytłumaczyłam.

*Percy*
No jak już się tak poświęcam i umieram, a potem zmartwychwstaję to może jakoś ładnie mnie przywitać, by wypadało?
Leo: J-jak?
Carin: Spoko
To chyba wszytsko na co ich stać.
Cóż! Tak już bywa!
Była już dawno noc.
Ustatliliśmy grafik wart. Od godziny 00:00 wartował Leon, aż do godziny 08:00, następnie od 08:00, do godziny 12:00 wartowała Carin (z reguły z pomocą Leona, bo ten większość czasu spędzał w maszynowni przy okazji będąc na podorędziu Carin), od godziny 12:00, do godziny 16:00 wartowała Annabeth. A ja od godziny 16:00, do 00:00. Czyli innymi słowy: na zmianę chłopak 8 godzin, dziewczyna 4 godziny.
Teraz więc miała trwać moja warta już od 6 godzin, ale dziś zastępował mnie Leo. Nie wiem jak on da radę do ósmej, ale ja na razie nie byłem wstanie usiąść. Gdy tylko próbowałem się lekko podnieść zaczynało mi się strasznie kręcić w głowie i opadałem bez siły. Ambrozja pomagała tylko w strasznym zmęczeniu całą tą śmiercią, ale w niczym innym. Rany się nie goiły i nie przestawały boleć. Dalej leżałem sparaliżowany. Co gorsza po tej śmierci wpadłem w jakiś dziwny nawyk. Czasem zapominałem oddychać. Trzeba uważać!
Do godziny dziesiątej wieczorem Annabeth siedziała u mnie faszerując lekarstwem bogów, które jedyne co mogło zdziałać to mnie spalić. Potem prawie zasnęła, więc kazałem jej pójść.
Wiem, że dużo lepiej jest leżeć i nic nie robić, niż robić cokolwiek. Ale tylko wtedy kiedy nie robisz tego z przymusu. Kiedy leżysz tak całkowicie wgnieciony w łóżko, sparaliżowany, to wcale nie jest fajne! Można umrzeć od czegoś takiego (tym bardziej mi mogło się to przydażyć, bo trudno  po śmierci żyć)!
Nie umiałem też zasnąć, bo ja nie nawidzę spać na plecach. No i jeszcze mała drobnostka...Koleś nawijający o sposobach na jakie mogę umrzeć. Fajno, nie?

*Annabeth*
Oczywiście wbrew moim nadzieją sny nie były fajne. Pierwsze co jak tylko zamknęłam oczy ukazała mi się jakaś desperacka, zbizikowana i psychopatyczna babka. Rzecz jasna właścicielka głosu ,,czysta udręka".
Cała była podrapana, włosy miała posklejane krwią i brudem, cała ogólnie była w krwi, swojej krwi. Klęczała łkając.
-Co jak co, ale wolałam cię słyszeć, a nie widzieć. Wyglądasz...- wskazałam ją ręką.- Co najmniej źle. Może załatwić ci psychologa...?
-Milcz!-wrzasnęła ostro przez łzy.- Odwiedziłam cię we śnie, aby ci coś pokazać. Nie mam zamiaru gadać z tobą twarzą w twarz. Wolę po prostu siedzieć w twojej głowie.
-Więc nie masz zamiaru przestać mnie dręczyć?
-Och, nie! Ty i tak masz lepiej!
-Lepiej niż kto?
-Przecież wiesz!
-Nie wiem.
-Dobra, strata czasu. W każdym razie chciałam ci pokazać...Nie! Nie chciałam, bo w zasadzie wolałabym być w czyjejś innej głowie, ale Wszech Boskość tak rozkazał. Więc pokażę ci pewną rzecz. To twoja przyszłość...uwielbiam wpędzać ludzi w depresję.
Przeniosłam się pokolei zobaczyłam takie urywki:
wielkie sztorm. Leo stara się wycofać statek, ale nie umie. Percy stoi na czubku statkustarając się poskromić fale, co daje skutki, ale...nie zbyt duże. Carin wrzeszczy do fal, żeby pzrestały, ale one tylko na chwilę się zatrzymują po czym dalej atakują statek, a ja...cóż, ja leżę nieprzytomna, cała mokra. Zapewne fala mnie uderzyła.
Potem staliśmy na jakimś urwisku. Nie wiedzieliśmy co robić. Skakać czy nie. Za nami stała skała. Skała przemawiała. Była w niej jakby wyryta twarz. Mówiła niskim, ale świdrującym głosem. Nie umiałam dosłyszeć co mówi, bo coś mnie strasznie dekoncentrowało, ale usłyszałam jedynie: ,,I tak zginiecie! To jeszcze nie wszystko. Nawet kiedy uda wam się wypełnić misję to tylko początek wstępu. Dopiero się zacznie!". Następnie sceneria się zmieniła jakby cofając kawałeczek  czasnie. Wchodziliśmy schodkami z kamienia na to urwisko. Wreszcie wspieliśmy się na górę. Dało się słyszeć śmiech wyrytej w skale twarzy, półkole ósemki chyba-ludzi
Sceneria się zmieniła. Staliśmy cali poharatani, ale dalej w pełnej grupie w jakiejś komnacie. Wiał tu nieprzyjemny wiatr szepczący różne słowa do uszu, chociaż wszystkie okna były pozamykane. W kominku palił się czarny ogień.Plecami do nas siedział na fotelu z czaszek jakiś koleś śmiejąc się szyderczo. Wreszcie odwrócił się i zwrócił się do Percy'ego:
-Witaj mój bratanku. Jak się miewasz? Czy jesteś gotowy na śmierć, czy może chcesz jeszcze coś powiedzieć?
Następnie zobaczyłam na zupełnie innej scenerii jak dwaj przerośnięci ludzie trzymają Leona jak więźnia i prowadzą w przeciwną od nas stronę.
A potem scenerią była ręka. Po prostu czyjaś ręka. Na ręce rozbłysł znak. Wyglądał jakby był wypalony. Przedstawiał grecką liczbę 8 z tego co wiem. Potem głos pani udręki odezwał się:
-Jeden z ośmiu.
Nic mi to nie mówiło, ale nie zdążyłam zapytać, bo obudziłam się z krzykiem.

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz!!
Dla Ciebie to tylko parę stuknięć w klawiaturę, a dla mnie ogromna motywacja.
Szczerze wyrażaj Swoje zdanie.
Less Sill~~

Szablon by Devon