*Annabeth*
Emm...5 rano, straszny wstyd na dzień dobry, irytujący syn
Posejdona, dziunia pusta jak bęben i...bliżej mi nieokreślona osoba, która mówi
sama za siebie, że nie przepada za całą tą zebraną grupą...Jak sądzicie? Misja
się dobrze zapowiada? Mam powątpienia. No...To jakoś tak.
Ale są też plusy...mianowicie: jedziemy do Grecji! Cieszyć
się? Zawsze chciałam pojechać do Grecji. Och! Jedyne wakacje na jakie
kiedykolwiek pojechałam nie licząc obozów, bo tata chciał się mnie pozbyć
chociaż na chwilę. Ale co jak co na tych obozach (jak dla mnie obozach
przetrwania) dużo się nauczyłam co mi się może przydać na misji. No w każdym
razie. W Grecji jest coś takiego...ta starość w dobrym tego słowa znaczeniu,
zabytki, och! A architektura! Oddałabym życie, żeby spędzić tydzień w Grecji.
Co wcale nie oznacza, że mam zamiar zaraz po odwiedzeniu Grecji umrzeć. O, nie!
Mam zamiar jeszcze długo po tym żyć. Dobra ludki przechodzimy do rzeczy? Czy
wolicie posłuchać jeszcze trochę moich wypocin. Tak czy siak jeszcze się ich
sporo w ciągu 5 minut nasłuchacie. Więc do rzeczy.
Spakowałam: mój super zabawny sztylet, zapas ambrozji i
nektaru, który dał mi Percy, ubrania na przebranie, coś do zjedzenia i wypicia,
no i...tak, wiem to niezbyt na miejscu, ale książkę. Ubrałam obozową koszulkę,
czarne dżinsy, niebieski sweter, moje kochane glany i brązową kurtkę, którą
tata czasem nazywał ,,wojskową", ale według mnie to bardzo fajna kurtka i
szczerze ją kocham.
Włosy miał spięte w kitkę, ale jest ich tak dużo, że tak czy
siak mi przeszkadzały, za to w kok nie lubię ich upinać.
-E...Emm...Więc...W ogóle to jak my się dostaniemy do
Grecji? - zapytałam Percy'ego, który właśnie stanął obok mnie po zakończeniu
rozmowy z Chejronem.
-Najpierw popłyniemy statkiem. Później od Francji będziemy
lecieć...też statkiem.
-Statkiem? Lecieć?
-No. Czego to dzieci Hefajstosa nie wymyślą?- Percy wpatrzył
się w widok zatoki Long Island.
-Ten Leo...Syn Hefajstosa, nie?- przytaknął.- To on...chyba
cię nie lubi- zaryzykowałam, no co? Percy pokręcił głową.
-Wręcz mnie nienawidzi.
-A ty?
-Ja? Sam nie wiem. Różnie.
-A czemu on cię nie lubi?- kolejne ryzyko. Percy spojrzał na
mnie i wywrócił oczami. Już myślałam, że zaraz się na mnie wydrze, że to nie
moje sprawy, ale on pobożnie zaczął:
-Kiedyś...byliśmy przyjaciółmi, najlepszymi przyjaciółmi,
ale...z resztą to nie jest ważne. Zastanawiam się tylko jaki on ma więc z tego
interes?
-Może chce misję specjalnie zawalić...-podsunęłam. To nie
było miłe, ale już się wyluzowałam i usta same mówiły.
-nie...On taki nie jest. Gdyby chciał mnie zabić dawno, by
to zrobił i na pewno nie niszczyłby wtedy losów obozu. On taki nie jest.
Prawdziwy przyjaciel! Chociaż ten go szczerze nienawidzi i
najchętniej rzuciłby go na pożarcie potworom to tamten i tak będzie o nim
dobrze mówił.
Wtedy on doszedł. Nie miał już tej swojej miny. I wtedy
zobaczyłam go normalnego. Miał lekki uśmieszek i szeroko otwarte oczy.
-Percy. Mogę na chwile?- zapytał tak jakby dalej byli
przyjaciółmi. Percy chyba się dość speszył, bo syn Hefajstosa był pogodny.
-Ymm...No...Tak...
I ruszył za nim. Odeszli na tyle daleko, ze nie widziałam
ich min, ani nie słyszałam co mówią.
Nie umiałam rozpoznać atmosfery ich rozmowy, ale kiedy po
jakiś 5 minutach wrócili byli raczej w dobrym nastroju. Zaraz po chwili zjawiła
się i Carin. Była ubrana jak na pokaz mody, a nie na misję. Przeglądała się w
jakimś sztylecie.
-Carin...to- zaczął dość zdziwiony Percy.
-Nie odpowiedni strój?-podsunęłam.
-też, ale nie to. Ten sztylet. To Piper.
-Mhm- przytaknęła Carin.- Wraz z stanowiskiem grupowej
dostałam jej sztylet. Widuję ciekawe rzeczy.- Rzuciła wymowne spojrzenie
Percy'emu. Ja rezcz jasna nie wiedziałam o co chodzi. Ale to ,,widywałam” na
100% dotyczyło Percy'ego.
Po chwili rozmowy podszedł do nas Chejron.
*godzinę później*
Więc możecie sobie wyobrazić taki statek. Większy niż niejeden samolot. Ekskluzywny i wiodący cię na
pewną śmierć. A jakie mamy kajuty. Bogowie! Od wejścia leciały w kolejności:
Percy, ja, Leo (jak zacznie rzucać w kajutę Percy'ego bombami to też ucierpię)
i Carin. Moja była szara. Łóżko było z boku. Przy nim szafeczka nocna z lampką.
Dalej miałam biurko z globusem i paroma innymi rzeczami. A przy drugiej ścianie
regał z książkami. No nie do końca regał z książkami. Bo ty mówiłeś nazwę
książki, a ona się na nim pokazywała. Mniej więcej na środku pokoju stał
stoliczek. Cały pokój tak jak lubię był wysłany dywanem. Skąd oni wiedzieli co
ja chcę?
Kiedy oglądałam swą kajutę nawet się nie zorientowałam, że
ruszyliśmy, bo statek wcale nie szarpnął. Świetne, nie? Kiedy się troszkę
rozgościłam wyszłam na pokład. Tam przy sterze stał Leon, carin nie było, a
Percy Stał przy burcie wychylając się za nią i spoglądając na ocean. No w końcu
Syn Posejdona. Zachciało mi się też popatrzeć na ocean, więc do niego podeszłam.
Oparłam się o statek bez słowa. Percy też milczał. Ogólnie nie zwrócił na mnie
uwagi. Kiedy po średnio 2 minutach napatrzyłam się na wody, spojrzałam na Syna
Posejdona.
-Jesteś w jakimś transie?
-Nie...Tak sobie patrzę...ładnie, nie?
Pewnie, że ładnie, ale on mówił to tak jakby chciał tam
wskoczyć, jakby kochał ten widok, a dla mnie był po prostu bardzo ładny. Nic
więcej.
-Mhm
-Nie musisz udawać- usłyszał w moim głosie powątpienie.
-Ładne, całkiem.
-Ujdzie- roześmiał się.
-Ujdzie- poparłam.
On dalej patrzył na wody. To trochę obraźliwe, że ani raz na
mnie nie spojrzał, ale kto by tam chciał na mnie patrzeć jak można podziwiać
głębokie wody oceanu.
-Więc...Ile zajmie nam droga?- wreszcie wyszukałam jakiś
temat.
-Wodna tak średnio 2, 3 dni, lotna też 2, 3 dni. O ile
będziemy mieli szczęście zostanie nam 5 dni na znalezienie Cerbera i oddanie go
Hadesowi. Luzik, nie?
-Luzik- poparłam go.- A to?- wskazałam na jego naszyjnik.
tak mu się przyglądałam i dojrzałam ten sznureczek z dziewięcioma paciorkami.
-Obozowy. Za każdy jeden rok dostajesz taki paciorek. Też
dostaniesz.
-Mhm! Jeśli przeżyję!
-Przeżyjesz- zapewnił.
-Mam nadzieję. Co jak co, ale chciałabym jeszcze z rok
pożyć.
-Rok to kupa czasu- podsumował.
-tia...Pewnie dla was tak. Wy tylko czekacie na wasz sądny
dzień. Cieszycie się z każdego pzreżytego dnia- mówiłam tak jakbym to
wiedziała. Od razu pożałowałam, że to powiedziałam.
-My- powiedział. Z jego głosu nie mogłam nic wyczytać. Nie
wiem czy powiedział to rozbawiony, czy zmieszany, czy miło, czy oschle, niemile.
-Tak. My. Chociaż wersja ,,wy" bardziej mi odpowiada.
-Każdemu- teraz się roześmiał. Zaczęło być już podejrzane,
ze nie odrywał, ani na sekundę wzroku od wody. Nie może mieć nawet pewności, że
to ja tam stoję.
-Fajny statek, nie?- powiedział w końcu po długim milczeniu,
choć dalej patrzył tylko w wodę.
-Duży. Bardzo. Ekskluzywny...wiodący nas na pewną śmierć.
Przytulny.
-Ta pewna śmierć...Nie taka pewna. Nawet jeśli nie wypali to
może przeżyjecie. Gorzej ze mną.
-No! Ale ty masz pecha!- powiedziałam to nie tak na serio,
ale on chyba się z tym zgadzał.
-Mam. Z czasem da się przyzwyczaić.
-A co do tych paciorków. To masz ich strasznie dużo. Ile ty
miałeś lat jak trafiłeś do obozu?- zmieniłam szybko temat.
-5 lat. Byłem nie do wytrzymania dla mamy. ADHD, co chwila
zalany dom, muszle wyskakiwały z podłogi.
-5 lat? I co ty tam robiłeś? Uczyłeś się czytać?- zapytałam.
Dość niemile.
-Miałem ćwiczenia jak wszyscy. Chociaż to czytanie to może
by się przydało.
-?
-Dysleksja. Niektórzy półbogowie tak mają. Ty masz
szczęście, bo jesteś córką Ateny, nie wszyscy tak mają.
-ja...ja też mam dysleksję- powiedziałam. ha! Wreszcie.
Spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami.-
-Nie. Żadne dziecko Ateny NIGDY nie miało dysleksji. Są
super mądre i w ogóle. Nie to żebyś była niemądra, ale...Dziwne.
-ADHD też mam. Przynajmniej tak mi mówiono.
O dziwno Percy się uśmiechnął.
-Fajnie. Zawsze dzieci Ateny są tak niefajnie doskonale, a
ty...Przepraszam...
-nie. Ja nie jestem, ani trochę doskonała i przywykłam. Z
reguły jestem raczej tą głupią. Taką niepotrzebną.
-Czasem lepiej być niepotrzebnym, niż za bardzo- powiedział
znowu odwracając wzrok do przodu.
-A czasem nie.
Tą oto zamianą zdań zakończyliśmy rozmowę, bo Leo oznajmił,
że mnie potrzebuje. Jakby na zawołanie przy wymianie zdań ,,potrzebny,
niepotrzebny".
*Percy*
Wiem, że według was Percy Jackson zachowywał się chamsko
wobec Annabeth Chase nie zwracając na nią najmniejszej uwagi, ale postarajcie
się mnie zrozumieć. Wy w oceanie widzicie po prostu wodę, ładną, ale nic
więcej, ja natomiast widzę tam nimfy wodne, historie zaginionych żeglarzy,
resztki statków, stare zabytki, inne stworzenia morskie, ja widzę tam piękny
świat, którym nie mam się z kim podzielić. Gdybyście wy coś takiego zobaczyli
nie umielibyście oderwać wzroku. Ja w prawdzie widzę to po raz enty, ale nadal
jest to dla mnie cudem.
Więc kiedy Annabeth poszła do Leona znowu wpatrzyłem się w
wodę. Zobaczyłem historię zakochanej pary, która zagubiła się na morzu, a potem
gdzieś pod piaskiem jej naszyjnik, jakaś nimfa posłała mi buziaka, zobaczyłem
ster jakiegoś statku, który gdzieś tu utonął. Ale nawet takiej piękności można
mieć czasem dość.
Poszedłem do swojej kajuty i usiadłem. Tak po prostu.
Zapadacie się czasem w taką całkowitą nicość? Ja właśnie wtedy w taką wpadłem.
No to jeśli nie mam co opowiadać o tej nicości to opowiem o
czymś innym? Co chcecie wiedzieć? Może interesuje was co o była za rozmowa z
Leonem.
No więc na początku byłem trochę przerażony.
-Em...Stary...- zaczął wtedy Leo. ,,Stary''? Mówił tak do
mnie zawsze jak byliśmy przyjaciółmi. Ale teraz?
-Jeżeli chcesz się kłócić to może kiedy indziej?
-Nie...Ja...Ja rozumiem, że masz na mnie wielkiego focha i
najchętniej to byś się mnie pozbył z tej misji, ale ja nie mam złych zamiarów
i...wiem, że jesteś na mnie zły, ale...może zawrzyjmy pakt nieagresji na czas
misji?- prawie się zadławiłem. Nieagresja? Nie no ja tam z wielką chęcią. Ja
bym się dalej z nim przyjaźnił gdyby powiedział krótki ,,przepraszam".
-y...Tak, pewnie.
No i to tyle z tej rozmowy. Wprawdzie to nie na zawsze ten
pakt, może zaraz po misji znowu zaczną się kłótnie, ale zdobył się i tak na
dużo.
Więc wracamy do teraźniejszości. Z nicości (po pół
godziny!!!) wyrwało mnie pukanie do pokoju.
-Proszę.
Do pokoju powoli weszła Annabeth.
-Mamy mały problem.
-Mały problem? Czyli?
-Noo...Taki jakby potwór.
-Och, bogowie! 24 na dobę trzeba się ich pozbywać.
Trochę zbyt lekceważąco do tego podszedłem, bo potwór okazał
się być całą swą okazałością dość groźny. Wychodząc zdążyłem spojrzeć na
zegarek. Była już godzina 14.
Od razu poznałem co to był za potwór. Wiele o niej czytałem.
-Scylla- oznajmiłem.- Ale co ona tu robi na wiatry Eola?
Zamiast odpowiedzi uzyskałem głośny krzyk Annabeth i
syknięcie jednej z głów Scylli.
-Mmm…Nowi, świeżutcy heroskowie. Jak miło! Kogo my tu mamy?
Och! Synalek Posejdonka! To zaszczyt. Tak bym chciała, żebyś przekazał pewną
wiadomość swojemu tacie, ale dwie rzeczy mi przeszkadzają. Jedna: zaraz cię
zjem, druga: tak czy siak twój ojciec nigdy z tobą nie gada. Ha, ha! Biedaczek.
Och, a z nim jest i panna pusta główka. Jakże słodka. Najpierw wyssę z ciebie
piękność, młodość i dar mowy, a potem cię zjem. No i pan ognik! Mam nadzieję,
że w gardle nie będziesz piekł. A może jednak cię nie zjem? Będziesz moim
sługą. Będziesz podpalał statki. Zastanowię się. No a gdzie czwarta osóbka? O
cóż! Perseuszu, no! Naprawdę wziąłeś sobie tą blondyneczkę jako mózg wyprawy?
Niestety jej nie znam! Komu zawdzięczam te spotkanie?
-Annabeth Chase- powiedziała bez strachu i pewnie Ann.- A bo
co? Córka Ateny. A co do włosów to ja przynajmniej je mam, a nie dałam się zamienić
w takie ohydztwo jak ty!
Skąd ona miała tyle pewności? Nie mam pojęcia. Ale była
świetna.
Wszystkie twarze Scylli zaczerwieniły się ze złości.
-U! Perseuszu! Doprawdy niezłe ziółko! Paszcze to ma szybką
jak olimpijczyk, ale czy umie coś jeszcze?-Scylla zamachnęła się jedną ze swoich głów
--------------
hej! Mam dla was nowy rozdział.
AAAA rozdział genialny . Długi . W takim momencie zakończyć . WoW
OdpowiedzUsuńCzekam na next i liczę na może nie od razu ,ale Percabeth :D