Hejj, tak w zasadzie nie wiem po co i czemu, ale napisałam dla was one shota. Oczywista o naszych półbogach. Mam nadzieję, że się spodoba. Nie bijcie, że taki troszkę smutnawy. Prooszę komentujcie! No i za te wulgaryzmy też przepraszam.
Pole walki pustoszało z każdą chwilą. Co chwila jakiś heros zabijał potwora, ale za chwilę była na odwrót. Zostali już tylko dwaj łucznicy Apolla, garstka dzieci Aresa szalejących na polu bitwy, ja wraz z moim już nielicznym rodzeństwem, z dziesięć Łowczyń. Ogólnie z naszej strony pozostało już jakieś góra 40 osób...40 osób z 400...łzy spływały mi po policzkach, ale się nie poddawałam. Dzieci Ateny nigdy się nie poddają. Przed oczami przelatywały mi ciała moich zmarłych przyjaciół...Leon Valdez, syn Hefajstosa, leżał z wyrwaną ręką, pływając w własnej krwi. Thalia Grace, córka Zeusa, Łowczyni, przewieszona przez krzak, oczy miała puste, wyzionęła ducha. Wil Sollace, syn Apolla, leżał na brzuchu, z jego pleców wystawała włócznia. Piper McLean, córka Afrodyty, stała zamieniona w kamień. Katie Gardner, przeurocza córka Demeter, zaledwie 14lat, jej ciało było prawie zamienione w popiół. Clarisse La Rue, najsilniejsza i najpotężniejsza z dzieci Aresa, miała wydłubane oczy. Jason Grace, rzymianin, syn Jupitera, jakiś potwór wlukł go za sobą, łup. Travis Hood, syn Hermesa, przecięty na pół. Wiele innych. Każdy nieżywy. Dlaczego to nie ja? Gdybym mogła przywrócić, któregoś z nich do życia, oddając swoje, zrobiłabym to bez najmniejszego wahania. Bałam się spojrzeć w prawo. Bałam się, że zobaczę to czego najbardziej się bałam. Jednak musiałam. Moja twarz mimowolnie skręciła się w prawo. Zobaczyłam tam wielkiego smoka, z 8 metrów, a pod nim...jest!...mój kochany Percy. Żył. Ale przegrywał z każdą chwilą jego wir wodny malał, więc smok był w stanie zionąć ogniem. Muszę mu pomóc.
Pobiegłam w tamtą stronę zabijając każdego napotkanego potwora. Wreszcie dobiegłam. Stanęłam ramię w ramię z moim chłopakiem. Nieznacznie się uśmiechnął, ale jego siły słabły.
-Percy- zaczęłam.-Nie dasz rady dłużej. Trzeba go zabić.
Spojrzał na mnie tymi pięknymi, morskimi oczyma.
-Dam radę. Pomóż innym- powiedział.
-Tak, ty dasz radę, a ja jestem Afrodyta. Jak szybko zaatakujemy w dwójkę, damy radę.
-Ann, proszę. Nie chcę, żebyś się narażała bardziej niż tego wymaga sytuacja. Zajmij się minotaurem.
-Już go zabiłam.
-To czymkolwiek. Mam plan. Daj mi czas, a sama odsuń się od potwora na co najmniej 10 metrów.
-Po co?
-Chyba chcesz przeżyć, nie?
-A ty?- zapytałam.
-Ja mam nie dać rady?- zaśmiał się lekko.
-Będę w pobliżu- powiedziałam. Zmierzyłam go wzrokiem i pocałowałam. Tego mi brakowało. Tęskniłam tak za nim. Nie rozmawiałam z nim od 5 dni. Od kiedy walka się zaczęła.
-Zmykaj- powiedział.
-Jeszcze jedno- dodałam. Nagle ziemią wstrząsnął huk, to smok się poruszył. Zamachnął się ogonem i walnął Percy'ego, o dziwo mnie omijając. Poleciał jakieś 4 metry dalej. Podbiegłam. Powoli wstawał.
-Annabeth- wrzasnął.- Uciekaj!
-Muszę ci coś powiedzieć, Percy- powiedziałam przez łzy.
-Nie teraz, do jasnej cielesnej!- krzyczał przekrzykując hałas wiru wodnego, którym atakował smoka.
-Muszę teraz- powiedziałam łkając.
-Annabeth. Muszę go zabić. Rozumiem, że chcesz pomóc i dziękuję, ale puki co przeszkadzasz.
-Już, już. Percy, chciałam ci powiedzieć już dawno...
Nie dokończyłam bo huk wszystkich powalił na ziemię. Smok zionął w las, który zaczął się palić.
Przyczołgałam się do Percy'ego. On już wstał. Dźgał smoka w nogi, trochę go denerwując.
-Annabeth! Odsuń się!- wrzasnął.
-Muszę ci tylko powiedzieć, że...- spojrzał na mnie swoimi morskimi oczami, cała odwaga uleciała, stchórzyłam.
-Annabeth. 5 sekund, gadaj!-wrzasnął i zaczął wdrapywać się na smoka, kiedy zaczęłam mówić był już na udzie potwora, więc musiałam wrzeszczeć.
-Percy, bo ja...my...em...- odwrócił się w moją stronę i spojrzał mi głęboko w oczy, uniósł brwi wyczekująco.- Bo my...będziemy mieli dziecko!- krzyknęłam.
Jego oczy otworzyły się do wielkości jabłka. Miał się uśmiechnąć, ale nagle po prostu spadł. Spadł z wysokości 4 metrów. Podbiegłam szybko do niego. Kiedy byłam w połowie drogi smok zionął ogniem prosto w Percy'ego. Wrzasnęłam. Ale mnie ten smok wkurzył.
-Ty debilu- wrzasnęłam na smoka odcinając mu palce.- Kto ci ku*wa mać pozwolił palić mojego, ku*wa mać chłopaka?
Smok spojrzał na mnie wielkimi ślepiami. Schylił się, a nasza twarze dzielił z metr. Mógł po prostu spalić mnie jednym oddechem. Jednak czekał, aż zacznę uciekać ze strachu. Nie ma bata.
-Z jakiej paki palisz mi obóz, co ciulu niemyty? Z jakiej do jasnej cholery paki atakujesz mi chłopaka, hę? Ha, bo jesteś wielki, potężny, straszny, zabijasz wszystko i wszystkich. Ale ja się ciebie nie boję! Bałabym się ciebie gdybyś miał za grosz duszy. A ty jesteś tylko głupią maszyną do zabijania! Jesteś tylko obleśnym potworem. Zabijasz dla przyjemności, a ja zabijam dla miłości, wiesz? Ci wszyscy herosi, których bez kiwnięcia palcem zabiłeś, oddali życie za przyjaciół, za ojczyznę. A ty masz dla kogo oddać życie? - krzyczałam przez łzy.-Masz odrobinę serca, albo duszy w środku? Czy jesteś tylko dupnym pudłem, stworzonym, by niszczyć tych, którzy są coś warci? Powiem ci jedno: jeżeli nie masz dla kogo umrzeć, nie masz po co żyć. A ty masz dla kogo umrzeć?
Nie otrzymałam odpowiedzi, ale smok jakby zespokojniał.
-Więc nie masz po co żyć- powiedziałam i rzuciłam sztyletem prosto w jego serce. Smok się zachwiał i poleciał na bok. Spojrzałam w tył. Żadnych potworów już nie było. Bez pana, bez przywódcy, uciekły. Ale nie było już też półbogów. Oprócz mnie, jednej córki Aresa, Melanie, córki Afrodyty opierającej się z wyczerpania o drzewo i Jamesa, syna Apolla. Klęczał przy kimś zalewając się łzami. Podeszłam do niego chwiejnym krokiem. Na kolanach trzymał ciało zmarłej Katie, jego dziewczyny. Płakał jakby wyrywano mu kończyny. Rozumiałam. Kucnęłam obok niego.
-Ja-james?- zapytałam. Odwrócił twarz w moją stronę.
-Annabeth...- szepnął. Spojrzał mi w oczy i się przeraził.- Percy żyje?- zapytał.
-Nie wiem- spuściłam wzrok. - Dlatego właśnie...
Zsunął ciało zmarłej dziewczyny.
-Nie musisz. Rozumiem, że...
-Ale ona już nie żyje. Percy'ego można jeszcze uratować, dla niego jeszcze jest szansa.
Powiedział i wstał ocierając łzy. Melanie podeszła do nas wraz z córką Aresa.
-Ilu nas zostało?- zapytała Nadia, córka Aresa.
-Czterech- mruknęłam.
-Może pięciu- poprawił mnie James.
Melanie starała się go pocieszyć, ale na złamane serce nawet czaromowa nie pomagała. Nadia zmierzyła mnie wzrokiem.
-Uch...Annabeth. Jesteś niesamowita- powiedziała.
-Czemu?- zapytałam.
-Nie masz ani jednej rany.
Spojrzałam na siebie...rzeczywiście. Jak to się stało?
-Nooo, fakt- powiedziałam.- Mniejsza o to. Melanie i Nadia, pójdźcie sprawdzić czy nigdzie nie ma nikogo żywego. Zmarłych, którzy są w całości zanieście w jedno miejsce. Trzeba będzie spalić cauny.
-Ekhem-odchrząknęła Nadia.- Nie wiem czy zauważyłaś, ale parę set caunów to dość sporo.
-Wiem. Wykonamy jeden dla wszystkich tego samego boskiego rodzica. Wypiszemy na nich imiona zmarłych.
-To bezsensu- mruknęła Melanie.
-Co z Chejronem i Panem D?- zapytał James pociągając nosem.
-Na Olimpie, grzeją swoje dupy- warknęła Nadia.
-Chejron chciał zostać, ale Zeus zażądał- powiedziałam.- Idźcie już.
Tak na prawdę, nie chciałam zostawiać tej roboty tylko im dwóm, ale wolałam z Percy'm na osobności, tylko lekarz się przydał.
Ruszyłam chwiejnym krokiem w stronę Percy'ego. Czułam się jakbym miała otworzyć kopertę z datą swojej śmierci...albo raczej Percy'ego. James podszedł do mnie i objął mnie ramieniem. Jestem mu bardzo wdzięczna, że chociaż sam przechodził okres niedoli bardzo mnie wspierał, co mi było wtedy potrzebne jak powietrze.
---------------------------------------------------------------------------------------
I jak się podoba? Jak zauważyliście może z tytułu jest to dopiero piersza z trzech części. Druga pojawi się dopiero w wakacje, ale w pierwszy tydzień. A co do kolejnego rozdziału. Zaczęłam go pisać i szło mi spoko, ale po jakichś 15/20 linijkach się zacięłam i po prostu nie wiem co napisać. Cały czas próbuję coś napisać, ale wychodzi okropnie. A poza tym teraz jest końcówka roku i nie miałam czasu, bo musiałam wszytsko poprawiać, a jak tam wasze ocenki? Ja będę miała bodajże średnią 5,4. Jestem zadowolona z siebie, jest i pasek i stypendium, więc supcio. A rozdział pojawi się prawdopodobnie w następnym tygodniu, bo oceny już wystawione.
Buziaki♥
Less Sill~~
Ja mam coś koło 5,5 więc nie ma co narzekać.
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału to...
Było krwawo.
Baaaardzo krwawo.
Ale mi się podobało.
Tylko jeśli Percy zginie, to chyba się załamię (ale wnioskując po tytule są nikłe szanse na to by przeżył, chociaż zawsze możesz spróbować mnie zaskoczyć).
A tak poza tym to tęskniłam kochana.
I chyba to tyle jeśli chodzi o mnie i mój komentarz (musisz mi wybaczyć, ale wiesz jak to z tą szkołą bywa).
Ściskam mocno.
~Anonim Juleśka ❤
One shot świetny!!!! Cieszę się że coś napisałaś i czekam na rozdziały:-).
OdpowiedzUsuńPS:Świetnie piszesz.
Gratuluję świetnej średniej, powrotu weny i świetnego one-shota ;))
OdpowiedzUsuńNiestety w tym roku miała, problemy ze zdrowiem i nie mogę cieszyć się z moich ocen ;/
Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością!
Pozdrawiam Kasiaa ♡.
Powiem Ci, że świetnie piszesz. Podoba mi się motyw z dzieckiem. Poza tym fajnie, że wróciła Ci jakakolwiek wena. Pozdrowienia, M ;)
OdpowiedzUsuńCudowny one-shot. I jeszcze dziecko- sweet. Super piszesz i nie mogę doczekać się zarówno kontynuacju tego one-shota jak i rozdziału
OdpowiedzUsuńŁał!!!!
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział i te dziecko- po prostu wow.
Cudownie piszesz kochana, a Annabeth mnie powaliła.
Oby było więcej tekich one-shotów.
Pozdrawiam.
Łał!!!!
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział i te dziecko- po prostu wow.
Cudownie piszesz kochana, a Annabeth mnie powaliła.
Oby było więcej tekich one-shotów.
Pozdrawiam.